strona główna arrow kultura arrow Gombrowicz, chłopcy i kobiety

Choć Krzysztof Miklaszewski, dokumentalista i wieloletni aktor
Teatru Cricot 2, dopisuje swej zgrabnej i estetycznie wydanej książeczce niemal legendarną genezę, trzeba uznać, że prawdziwym akuszerem „Distancia, Witoldo!” jest rok gombrowiczowski pod auspicjami UNESCO.

2004: stulecie urodzin i trzydziesta piąta rocznica śmierci Witolda Gombrowicza!

Gombrowicz, chłopcy i kobiety

Promocja nowej książki Miklaszewskiego, kiedyś współscenarzysty głośnych spektakli Teatru STU („Spadanie”, „Sennik polski”), dziennikarza telewizji
i długoletniego członka trupy teatralnej Tadeusza Kantora, zbiegła się w czasie
z wielką międzynarodową sesją gombrowiczowską, przeprowadzoną pod koniec
marca na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sześć dni, przeszło siedemdziesiąt referatów. Profesorowi Jerzemu Jarzębskiemu, historykowi literatury, wybitnemu znawcy twórczości Gombrowicza i wydawcy jego pism, udało się zaprosić do Krakowa
badaczy z piętnastu krajów świata.

Gombrowicz wiecznie żywy

– Któż mógłby przypuszczać, że w stulecie narodzin Gombrowicza Polska przystąpi do zjednoczonej Europy – powiedziała Rita Gombrowicz, wdowa po pisarzu, otwierając krakowskie spotkanie gombrowiczologów. Jej zasługi zarówno dla ochrony integralności dzieła przed zakusami peerelowskiej cenzury, jak i obecne starania
o twórczość autora, który nie jest objęty polityką promocyjną żadnego państwa, zdaniem Jarzębskiego, trudno wprost przecenić.

Walczący przez całe życie (nie zawsze w najlepszym guście) o uznanie dla własnej twórczości Gombrowicz nie mógł chyba znaleźć lepszego protektora dla swej spuścizny artystycznej niż młodziutka Kanadyjka z Quebeku, która została jego żoną. Nic dziwnego, że wiadomość o wynikach literackiego rankingu Tygodnika Solidarność sprawiła pani Ricie Labrosse-Gombrowicz wyraźną przyjemność. Zwłaszcza że – jak wspominała podczas spotkania w stołecznym PEN Clubie – przybyły w latach 60.
z Argentyny do Europy pisarz wydał się jej „kwintesencją emigranta i Polaka”.

Opamiętaj się, Witoldzie!

Krzysztof Miklaszewski - Distancia, Witoldo!

Towarzysko atrakcyjny. Nieznośny dla otoczenia. Arogant
i prowokator. Sadysta. Delikatny, troskliwy. Wyrozumiały. Zarozumiały. Prawy. Ambiwalencja, jaką wśród osób, które się z nim stykały, budził Gombrowicz, to fenomen dobrze już znany. Jedni „kupowali” go z jego minami, pozami czy stylizowanymi
na arystokratyczne fumami, inni – jak ks. prof. Janusz Pasierb czy Andrzej Banach, autor słynnej książki „O kiczu” – tych autokreacji Gombra raczej nie tolerowali.

Miklaszewski, „aktor od Kantora”, eskortowany w dodatku towarzysko przez „Lilę” Krasicką (związaną z Cricotem krewną matki Gombrowicza, po pierwszym mężu prawdziwą hrabinę), miał pewne fory wśród argentyńskiej Polonii. Treścią jego książki są świadectwa ośmiu osób: czterech Polek, malarza Zygmunta Grocholskiego oraz trzech argentyńskich „chłopców” Gombrowicza. Wyznania trójki męskich akolitów więcej mówią o nich samych niż o pisarzu, prowadzącym swoiste gry egzystencjalne. Bardziej przenikliwe okazały się kobiety, którym nieraz (przy kolejnej zmianie maski) udawało się ujrzeć twarz wrażliwego, zmęczonego życiem człowieka.

Autor „Trans-Atlantyku” dwukrotnie np. oświadczał się Zofii Chądzyńskiej, wybitnej tłumaczce, wówczas właścicielce wziętej pralni w Buenos Aires. Alicja Giangrande, którą wraz z Haliną Grodzicką i Marią Świeczewską należy zaliczyć do głównych dobrodziejek pisarza w tamtych trudnych czasach, przyłapawszy go w chwili jakiegoś wzruszenia, zakrzyknęła: „Distancia, Witoldo!”. Pisarz, na słowa, którymi zwykle częstował ofiary swych eksperymentów – a których sens dobrze oddaje powyższy śródtytuł – uciekł! Rejteradą ratował się również, gdy rozwścieczony Grocholski
czynnie zareagował na kolejną, można rzec rytualną, prowokację. Miarka się przebrała, bo Gombro podeptał jego obraz!

Nieznośny ciężar bytu

Przed czym tak uciekał i kim był w istocie autor „Pornografii”? Intelektualistą, który nie czytywał omawianych przez siebie rozpraw, jak twierdził sąsiadujący z nim przez ścianę Rússovitch, filozof z wykształcenia? Czy kontestatorem rygoryzmu tradycyjnej moralności w imię zaspokojenia naturalnych potrzeb ciała?... Owszem, chętnie bulwersował otoczenie opowieściami o swoim homoseksualizmie, jeden z listów do Gómeza wydaje się przesądzać tę kwestię. Jednocześnie z odrazą napisał gdzieś
o Genecie „ten pedał”. Za to Jerzemu Andrzejewskiemu podobnej aluzji pod swym adresem nigdy nie wybaczył!

Rozmówcy Miklaszewskiego nie zdradzają wielkich tajemnic pisarza. Ujawniają sekrety małe, częściowo nawet już publikowane na łamach czasopism. Ale kilka pysznych fragmentów układanki „Gombrowicz-człowiek”, a nawet „Gombrowicz-kapitalista” można tutaj z pewnością odnaleźć.


Krzysztof Miklaszewski, „Distancia, Witoldo! czyli Gombrowicz oczyma argentyńskich przyjaciół”, Wydawnictwo Twój Styl, Warszawa 2004


„Tygodnik Solidarność” nr 17, z 23 kwietnia 2004