strona główna arrow portrety arrow Żołnierz Rzeczypospolitej

Pułkownik Ryszard Kukliński (1930 – 2004) odmienił losy świata, Europy, Polski. Zapłacił za to ogromną cenę. Entuzjastycznie witany
w ojczyźnie wiosną 1998 roku, nie doczekał jednak powrotu na stałe,
co jest triumfem egzekutorów stanu wojennego. Oraz ich „późnych wnuków” nadal sprawujących w kraju rząd dusz.

Żołnierz Rzeczypospolitej

pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu_w ósmą rocznicę śmierci

Krzewicielom nostalgii za komunizmem udało się wpisać sprawę Kuklińskiego
w fałszywy dylemat: zdrajca czy bohater. Lecz przeciwieństwem zdrajcy jest raczej patriota niż bohater. Gdyby zapytać, czy pułkownik Kukliński dobrze przysłużył się ojczyźnie, wyniki sondaży byłyby całkiem inne. Nie takie jak dziś, gdy głosy rozkładają się mniej więcej po równo na zwolenników, przeciwników i tych zdezorientowanych.

Właściwie spór o rolę Kuklińskiego jest sporem o Polskę. O pojmowanie tego, co znaczy być Polakiem i jakie są „polskie obowiązki”. Zasługi „pierwszego polskiego oficera w NATO”, jak Kuklińskiego określił Zbigniew Brzeziński, kwestionują
ci wszyscy, którym ani nie przeszkadzało brutalne zmiażdżenie polskich aspiracji niepodległościowych po 1945, ani wynikający z doktryny Breżniewa status ograniczonej suwerenności PRL.

Nerwowość Jaruzelskiego

Czym musiałoby grozić uznanie faktycznych zasług Kuklińskiego, rozumiał świetnie gen. Jaruzelski. Faktycznie, jeśli uznać, że to Kukliński działał zgodnie
z polską racją stanu, że to on trafnie interpretował nasz interes narodowy, wtedy
o architektach stanu wojennego nie sposób myśleć inaczej niż o skwapliwych wykonawcach sowieckiej polityki imperialnej. Co więcej, złożona przez Kuklińskiego
i przyjęta przez Amerykanów propozycja współpracy stanowiła po 1989 praktyczną przesłankę „odwrócenia” sojuszy, a więc również zasadniczą zmianę położenia geopolitycznego Polski. To odwrócenie piszę w cudzysłowie, bo Układ Warszawski
nie był rezultatem jakiegoś porozumienia się państw-sygnatariuszy, lecz umożliwiającą Moskwie dyktat spuścizną pojałtańskiego podziału stref wpływów w Europie.

Nerwowość, z jaką Jaruzelski i część peerelowskiej generalicji zareagowała na Kuklińskiego można zrozumieć. Uczestniczyli, choć nie jako rozgrywający, w globalnej grze strategicznej, którą przegrali. Do ich klęski w znacznej mierze przyczynił się oficer sztabowy, nominalny podwładny, który nieraz dysponował – jak się wydaje – większą od nich wiedzą. Zwłaszcza w przypadku Jaruzelskiego czynnik ambicjonalny może mieć spore znaczenie. Co więcej, elementy ujawnionej przez Kuklińskiego wiedzy dowodzą, że kreowanie się na obrońców Polski przed sowiecką inwazją (co stale robią!)
nie znajduje uzasadnienia w faktach. Komuniści mieli za co znielubić pułkownika.

„Byłem w miejscu newralgicznym...”

Ojciec Ryszarda Kuklińskiego, żołnierz AK, zginął z rąk Niemców w obozie Sachsenhausen. Jego syn wstąpił do wojska w 1947 roku jako młodziutki chłopak.
W latach 60. zobaczył w lasach mazurskich sowieckie pociski nuklearne. Interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji przyniosła kolejny wstrząs. I rozmowy
z grupą oficerów, refleksje, zaniepokojenie. A potem przyszła gdańska masakra
w 1970. Wtedy Kukliński podjął decyzję o współpracy z Amerykanami, którą nawiązał podczas wyjazdu służbowego w 1971 roku. Po kursie w Akademii Sił Zbrojnych
w Moskwie został (w 1976) szefem Oddziału I Planowania Strategicznego w Zarządzie Operacyjnym Sztabu Generalnego, a niedługim czasie również zastępcą szefa Zarządu Operacyjnego. Aż do zniknięcia w listopadzie 1981 roku Kukliński odpowiadał w sztabie za współpracę z dowództwem w Moskwie, był łącznikiem między polskim dowództwem a dowódcą sił Układu Warszawskiego marszałkiem Wiktorem Kulikowem.

Uprzywilejowana pozycja dawała mu dostęp do wiedzy o znaczeniu strategicznym. Znacznie ważniejsze od planów wprowadzenia stanu wojennego
w Polsce (operację „Wiosna” szykowano już od jesieni 1980!) były informacje związane z planowanym uderzeniem militarnym na kraje Europy Zachodniej. Nie dość, że polskie wojska miały atakować w pierwszym rzucie Danię oraz Niemcy, to na terytorium naszego kraju – takie założenia strategii Układu Warszawskiego ujawnił Kukliński – miało dojść do wymiany nuklearnych ciosów między walczącymi stronami. Raczej porażająca perspektywa.

Bój o Kuklińskiego

Amerykanie docenili zasługi Kuklińskiego, ale nie eksponowali ani jego osoby,
ani faktu jego znalezienia się zagranicą. Podobną taktykę przyjęto w kraju. Wprawdzie
w maju 1984 roku Kuklińskiego skazano na karę śmierci i przepadek mienia, ale sprawę jego współpracy z Amerykanami nagłośniono dopiero w 1986 roku. Uczynił to Jerzy Urban, próbując po raz kolejny dowieść solidarnościowej opozycji, że Amerykanie zachowali się „nielojalnie” nie zawiadamiając ani Związku, ani Kościoła w Polsce
o planowanym stanie wojennym, o czym przecież dzięki Kuklińskiemu doskonale
i z wyprzedzeniem wiedzieli.

W długim wywiadzie udzielonym Kulturze paryskiej pułkownik Kukliński podał motywy swoich decyzji i działań. „Walka z narodem widziana od wewnątrz” była w latach 80. wydana i rozpowszechniana przez wiele oficyn podziemnych. Przewrotne interpretacje Urbana, jakoby nie informując swych „polskich sojuszników” o zamiarach rozwiązań siłowych Amerykanie chcieli doprowadzić w ten sposób do rozlewu krwi, dezawuował też później historyk CIA Benjamin B. Fischer, w artykule „Utracona cześć pułkownika Kuklińskiego”, który przedrukowała Rzeczpospolita (nr 299/2000).

Prawdziwy bój o pułkownika Kuklińskiego zaczął się po 1989. Już nie tylko
o cześć, ale o prawo do życia dla niego i jego najbliższych. A następnie o prawo bezpiecznego i godnego powrotu do ojczyzny. W tych zmaganiach pewną rolę
odegrał Tygodnik Solidarność.

Służyć narodowi, mieszkać w ojczyźnie

Wprawdzie już w marcu 1990 w ramach amnestii zmieniono Kuklińskiemu
karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności. Natomiast na umorzenie wznowionego wkrótce potem – dzięki rewizji nadzwyczajnej wniesionej przez I prezesa Sądu Najwyższego – śledztwa w sprawie zdrady i dezercji, z uwagi na to, że działał on
w stanie „wyższej konieczności”, trzeba było czekać do września 1997.

W roku 1994 w odstępie kilku miesięcy w okolicznościach budzących podejrzenia, że idzie o zemstę, zginęli obaj synowie Kuklińskiego: Waldemar i Bogusław. W czerwcu przed wizytą prezydenta Clintona na łamach „TS” ukazał się wywiad z byłym ambasadorem USA w Warszawie Richardem T. Daviesem w całości poświęcony sprawie przywrócenia pełni praw należnych Kuklińskiemu. Nieco później w USA rozmawiała
z pułkownikiem dziennikarka naszego tygodnika Marta Miklaszewska. Był to – jak się dziś mówi – wywiad ekskluzywny. Kukliński stronił od mediów. Zaciekawienie tekstem tej publikacji osiągnęło taki poziom, że „nieznani czytelnicy” włamali się do redakcji Tysola jeszcze przed jej ukazaniem się na łamach („TS” 50/1994).

Pytany o swój wkład w powstrzymanie ewentualnej inwazji Sowietów
w grudniu 1980 roku, kiedy to po raz pierwszy od kryzysu kubańskiego została uruchomiona słynna bezpośrednia gorąca linia między Kremlem a Białym Domem, Kukliński odparł:

– Mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że to moja ostatnia rozmowa
z dziennikarzem z Polski. Zamiast odpowiedzi chciałbym dać pani kopie fragmentu depeszy, jaką wówczas przekazałem Waszyngtonowi. Jest to mój dar dla Tygodnika Solidarność oraz wszystkich tych osób, organizacji i instytucji, które zabierały głos
w mej sprawie.

I to właśnie kopie telegramów Jacka Stronga (pseudonim Kuklińskiego) informujące o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego zniknęły podczas włamania
do redakcji. Co jednak nie przeszkodziło, że i tak ukazały się na naszych łamach
(„TS” 50/1994).

Rozjaśnić tajne życie

„Musiałem wybrać: służyć narodowi czy Czerwonemu Imperium” – tak swój dylemat przedstawił pułkownik Kukliński. Po lekturze tej rozmowy czytelnicy nie mieli wątpliwości, że trzeba zrobić wszystko, aby unieważnić ciążący na nim wyrok.
Na opublikowany na łamach w tej sprawie apel odpowiedziało wiele tysięcy ludzi.
Jako pierwszy złożył pod nim swój podpis Zbigniew Herbert, który wystosował
ponadto osobisty list do prezydenta Wałęsy. Ale Lech Wałęsa zignorował apel Poety.
W ogóle nie zrobił nic.

Postawa Wałęsy w sprawie rehabilitacji Kuklińskiego, który zawsze deklarował swój ogromny szacunek dla solidarnościowego zrywu, może zastanawiać. Nawet
teraz w obliczu śmierci pułkownika, który już nie przyjedzie ani na stałe, ani na polską promocję poświęconej sobie książki Benjamina Weisera, były prezydent potrafi się zdobyć tylko na mało elegancką formułę „ciszej nad tą trumną”.

Nowa książka o Kuklińskim wzbudziła zainteresowanie w USA. Należy sądzić,
że autor „Tajnego życia”, który jako jedyny uzyskał dostęp do dokumentów związanych z Kuklińskim i jego działalnością – rozświetli przynajmniej część zagadek. Jerzy Bukowski, który był ostatnio prasowym reprezentantem Kuklińskiego i rozmawiał z pułkownikiem zaledwie kilka dni przed wylewem, mówił o nadziejach, jakie Kukliński wiązał z publikacją tej książki w Polsce. Dużą rolę w przybliżeniu postaci Kuklińskiego odegrał dziennikarz Józef Szaniawski, którego wywiad z pułkownikiem drukowaliśmy
w Tygodniku Solidarność już w 1993 roku.

Wiosną 1998 roku, podczas swej pierwszej po latach wizyty w kraju, która
dla tego niezłomnego żołnierza Rzeczypospolitej miała być tylko pokorną pielgrzymką,
a stała się triumfalnym powrotem do ojczyzny, pułkownik Kukliński był naszym gościem. Wszystkim udzieliło się ogromne wzruszenie. Pułkownikowi również. Wiedział, że jest wśród przyjaciół. I był niemal w domu. Z Kościelnej 12, bo tam wówczas mieściła się siedziba naszej redakcji, na Rajców, gdzie mieszkał przed opuszczeniem kraju,
jest naprawdę bardzo blisko.

„Tygodnik Solidarność” nr 8, z 20 lutego 2004