strona główna arrow o autorze arrow Krzysztof Bielecki, prozaik, eseista, autor powieści

Krzysztof Bielecki, prozaik, eseista, autor powieści, opowiadań i szkiców krytycznych, laureat licznych nagród literackich; jego ostatnie dwie powieści – Przepaść (2015) i Nóż (2019) – zakwalifikowano do konkursu głównego do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS

Powrót


(…) Artysta pielęgnuje chwilę. Jedną po drugiej. Stajesz się! Stajesz się, artysto, wciąż nowy! Muzyku, malarzu, poeto! Przychodzisz do siebie wciąż nie do końca sobie znany. Wciąż się czymś zaskakujesz. Na przykład takim a nie innym tonem czy ruchem pędzla, czy słowem. Dopiero co zamierzałeś inną harmonię, śmielszy ruch pędzla, subtelniejsze słowo, a stało się inaczej. Mgnienie dało temu ostatecznie inny wyraz. Jesteś zdobywcą! Jesteś niewolnikiem! Jesteś niewolnikiem sekundy, szerszy czas jest ci daleki, więcej: wydaje ci się zbyteczny. Za moment zobaczysz epokę. Sztuka jest tajemnicą.


A jednak – kiedy bierze się do ręki któryś z ośmiu tomów poezji Waldemara Żyszkiewicza, w tym ostatni Wertep historii / PIRUET STULECIA – może się wydawać, że sztuka chce się tajemnicy wyzbyć. Że sztuka chce dokądś umknąć. Dokąd?...

(…) Znajdziemy to już w wierszach publikowanych w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku na łamach tak uznanych tytułów, jak „Życie Literackie”, „Nowy Wyraz” czy „Szpilki”. Myślę tu o dyskursywności tonu; odniesieniu się jednego do drugiego; obrazu do obrazu’ detalu do panoramy lub panoramy do detalu. Czasem poeta wyraża to wprost, jak w wierszu Cienka czerwona linia czy w Dwóch tradycjach, a czasem wiersz – jak ten pod tytułem Liryka, tyle że wstałem i co dalej – jest tym podszyty. Żyszkiewicz niczym malarz „rzuca na płótno” cokolwiek i wywodzi z tego coś większego, mimochodem jedno z drugim łącząc, a właściwie jedno drugiemu przeciwstawiając. Niech jedno o drugie się potyka. Niech jedno drugie ożywia.

Bo wewnętrzne polemiki, skupione w jednym, drugim, trzecim wierszu Żyszkiewicza, żyją. Tworzą delikatne napięcia. Spory wiedzione są cienką kreską. Rzeczywistość przeciw iluzji. Człowiek przeciw rzeczywistości. Człowiek w boju z absurdem. Mężczyzna przeciw kobiecie. Kobieta przeciw życiu. „Przeciw”, słowo rzadkie w liryce Żyszkiewicza staje się tu swoistą kategorią poznawczą. Nieodłącznym aspektem świata, a może nawet jego istotą. Aż się chce pisać o antynomiach, dychotomiach, dualizmach i manicheizmach… Nie chciałbym popaść w tego rodzaju uwikłania. Żyszkiewicz jest niejednomyślny. Więcej: jest przemyślny. Wystawia myśl na próbę. Myśl poważną – jak świat jest poważny. Myśl – wystarczy powabną – jak świat jest powabny. Koniec końców nie obejmiesz świata jednym spojrzeniem. Nie zbędziesz błahym słowem. Sztuka chciałaby się sprawdzać. Prześcigać naukę w konceptach.

Żyszkiewicz, żongler, dandys zdaje się ze sztuką igra. Z gry czyni wartość – sprzeczność jedną, drugą, trzecią. Niezmiennie powtarzam „jedno, drugie, trzecie”, wcale nie dążąc do tego, co tak kuszące: że Żyszkiewicz kocha autoportret zwielokrotniony. Że narcystycznie przegląda się w lustrze coraz to z innej strony. Nic z tego. Jest odwrotnie: Żyszkiewicz, jeden Żyszkiewicz pokazuje wiele odbić. Sam stoi obok. W ilu to filmach bohater wędrował między lustrami w poszukiwaniu siebie żywego? W poszukiwaniu siebie w rzeczywistości? Mocującego się z nią… i ze sobą? Lustra się kłócą. Żyszkiewicz je podpatruje. Nie błądzi! Podpatruje. Świat, na który przyszedł w roku 1947, był pełen zwierciadeł. Żyszkiewicza poetę pochłonęła ich liczba i ich nędza. Żył i żyje odbitym światłem. Jakże prawdziwym! Bo świateł odbitych, człowiekowi przeznaczonych, wiodących na zgubę jest mnóstwo. Prócz światła dnia. Ono nie jest odbite. Spływa z nieba. Jest źródłem. Pierwszą poezją. Żyszkiewiczowskie światło dnia – w Rzeszowie, w Krakowie, w Sztokholmie, w Wiedniu, w Warszawie – jest jedno. Chwilę migoce. Zbliża do ulicy. Zbliża do kobiety idącej ulicą. Poeta to dostrzega. Zdąży. Bo zaraz to światło, światło dnia, przepadnie. O coś zahaczy. Skaleczy się. Zranione – już odbite, już nie swoje, już wtórne – odżyje w lustrze. Żyszkiewicz się temu przyjrzy. Nie odrzuci. Jak w filmie – „przedłuży” obraz bohatera. Najpierw pokaże go bezpośrednio, a później w lustrze.

Nie ma w tym nic przerażającego. Jest zgoda. Przychodzi uładzenie obrazu. Uładzenie myśli. Krótkiego porywu serca. Wraca dystans. Świecimy odbitym światłem.

Bo oprócz powrotu do dystansu, prócz powrotu do stosownej odległości – by nie urazić kogoś, a zwłaszcza nie urazić siebie – innego powrotu nie ma.


(…) Żyszkiewicz nie dźwiga kajdan. Cierpiętnictwo nie jest jego żywiołem. Raczej przewrotność czasu, piruet epoki, chichot historii.


(…) Wertep historii / PIRUET STULECIA, wzbogacony o ilustracje Marka Sołtysika, pozwala szerzej przyjrzeć się przeróżnym „wycieczkom”, „zwierciadłom” Waldemara Żyszkiewicza. Stronom dzikim, wcale nie wstydliwym, i stronom cywilizowanym, budzącym zażenowanie. Przechadza się nimi Żyszkiewicz. Jest sam. Na wskroś swój. Uderza jego własność myśli. Nie ma w niej wysiłku. Jest swoboda. Jest kolor. Jest błysk.

Żyszkiewicz z pewnym upodobaniem (satysfakcją) pozostaje outsiderem. Stoi „na skrzyżowaniu Lennona z Lenina” – by wspomnieć jeden z jego wierszy. Nie poniosły go nowofalowe prądy i późniejsze złudzenia. Osobny Żyszkiewicz żyje potrzebą czystego widzenia rzeczy i spraw. (…) Zafascynowany Gombrowiczem (adaptujący na scenę Pornografię, piszący dla teatru TVP Historię Witolda Gombrowicza) dostrzega w indywidualizmie jakieś szanse i dla świata, i dla siebie. I w tym jest mi bliski. Chłodny a czuły.




[fragmenty eseju krytycznego Powrót, w tomie Wreszcie (II). Szkice o drugiej serii Kolekcji Literackiej, Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Warszawa 2022]