strona główna arrow portrety arrow Istnienie dyskretne

Jerzy Narbutt, prozaik, eseista, publicysta i poeta, jest warszawiakiem z mocnym zapleczem kresowym. Jego przodkowie często zajmowali się słowem. Antoni Narbutt, ojciec autora wydanych właśnie „Awantur polemicznych”, przed I wojną światową był redaktorem naczelnym Tygodnika Wileńskiego, z kolei w rodzinie matki, Stanisławy z Glińskich, było kilku publicystów i literatów, toteż nic dziwnego, że Jerzy Narbutt związał swe istnienie ze słowem drukowanym. Gdyby jednak pokusić się o możliwie lapidarną formułę, trafnie charakteryzującą sylwetkę, drogę życiową pisarza, a także losy jego twórczości, to powinna brzmieć ona po prostu –

Istnienie dyskretne

Jerzy Narbutt w swym mieszkaniu w październiku 2006_fot. Waldemar Żyszkiewicz

Rodzaj egzystencjalnej dyskrecji, jaka stała się udziałem Jerzego Narbutta, poprzedza jego świadome wybory. Z jednej strony, swoista delikatność jest już chyba zakorzeniona w samej cielesności pisarza, z drugiej – znaczny udział w jej kształtowaniu mają zbiorowe losy Polaków. Pewna skromność
i powściągliwość przejawia się nawet w stosunku Jerzego Narbutta do przestrzeni fizycznej. Nie dość, że od chwili swych narodzin w dniu 12 października 1925 roku autor „Drugiej twarzy portretu” (1982) nigdy nie pretendował do wypełniania
swą osobą jakichś znaczniejszych kubatur, to przecież jeszcze trzykrotnie w ogóle znikał z pola widzenia. Jeśli nawet nie było znikanie radykalne, albowiem bliscy i przyjaciele wiedzieli, gdzie go szukać, to przecież wyraźnie dawał odczuć swoją niepochwytność naprzód,
jeszcze podczas okupacji, władzom niemieckim, a następnie przemożnym budowniczym Peerelu i dyrygentom stanu wojennego.

Okresy swej nieobecności w przestrzeni, by tak rzec, administracyjno-politycznej Jerzy Narbutt nadrabiał wzmożoną aktywnością pisarską, publicystyczną
i obywatelską. Zwłaszcza w tej ostatniej dziedzinie starał się zawsze sprostać wyzwaniom swojego czasu, a były to przecież wyzwania niemałe. Autorowi pieśni „Solidarni”, uchodzącej za nieoficjalny hymn Solidarności, postawa pięknoducha zawsze była obca. W jego przypadku, nie wchodziły w grę żadne wymuszone przez władze
czy cenzurę ustępstwa ideowo-artystyczne. Nie było też mowy o jakiejkolwiek koniunkturalnej głuchocie na problematykę drażliwą. Przeciwnie, gdy tylko wymagała tego sytuacja, autor „Szkiców historycznych” (1984) odkładał zajęcia najmilsze duszy poety i nowelisty, aby „stanąć w potrzebie”.

Aktywność pisarza w sferze artystycznej i obywatelskiej też jednak obfituje
w rozmaite „zniknięcia”. Historia najwyraźniej uznała, że ścisły zakaz publikacji po podpisaniu tzw. Listu 59 w sprawie poprawek do Konstytucji w grudniu 1975 roku nie gwarantuje dostatecznie wysokiego stopnia nieobecności autora „Listu nie wysłanego pocztą” (1975), toteż sankcję polityczną postanowiła wzmocnić sankcją środowiskową. Z powodu swej niezależności, która z jednej strony przejawiała się w antykomunizmie, a z drugiej – w postawie konsekwentnie niepodległościowej oraz niezależności od mód intelektualnych obowiązujących w salonie warszawsko-krakowskim, niepokorny Narbutt przez lata nie tylko był ignorowany przez krytykę i wydawnictwa oficjalne, ale także – jak sam mówi – został „życzliwie przemilczany” przez opozycyjną giełdę środowiskową, której opinie miały istotny wpływ na możliwości wydawnicze, również za granicą.

Wielu pisarzom, którzy czuli się „źle obecni za czasów PRL” – oczywiście myślę tu o ostatniej fazie realnego socjalizmu, czyli okresie po roku 1976, gdyż wcześniej w epoce realizmu socjalistycznego te same pióra były aż nazbyt obecne, o czym dziś wolą raczej nie pamiętać – rzeczywistość III RP poniesione straty wynagrodziła z nawiązką. Wielu, ale nie wszystkim. Wśród tych pominiętych znalazł się oczywiście Jerzy Narbutt. Zwykła ironia historii czy raczej skutki ignorowania przez pisarza aż nazbyt czytelnych koniunktur? Czyżby w przypadku tego „partyzanta Prawdy” – jak określił Narbutta Piotr Skórzyński – egzystencja dyskretna ewoluowała dyskretnie ku nieistnieniu? Znamienny wydaje się w tym kontekście przypadek katolickiego tygodnika „Ład”, w którym Jerzy Narbutt od połowy 1988 roku zamieszczał swe precyzyjne i wyczulone na ducha czasów felietony. Pismo upadło, tak jakby chciało ułatwić swemu felietoniście publicystyczny niebyt. Ostatnio podjęto wprawdzie próby wznowienia tego opiniotwórczego tygodnika, ale nie wydaje się, aby inicjatorom przedsięwzięcia
udało się zdobyć niezbędne w tym celu środki.


Pokój pisarza wypełniały książki i pamiątki rodzinne_fot. Waldemar Żyszkiewicz

O ile rodzinna Warszawa wydaje się zdecydowanie sprzyjać nieobecności Narbutta – nie tyle może w polskim życiu literackim, o co nigdy nie zabiegał, ale przede wszystkim w świadomości czytelnika, co dla pisarza zawsze jest najważniejsze – o tyle Kraków i Katowice w ostatnim czasie poważnie tej absencji zagroziły, wydając
w odstępie trzech kwartałów dwa zbiory jego publicystyki: „Uciec z wieży Babel” (Wydawnictwo Arcana, Kraków 1999) i „Awantury polemiczne” (Wydawnictwo Unia, Katowice 2000). Powinowactwo łączące te książki jest wyraźne. Obie stanowią wybór tekstów, głównie polemicznych, często z wyraźnymi motywami autobiograficznymi, publikowanych przede wszystkim we wspomnianym wcześniej „Ładzie” oraz tygodniku „Nasza Polska”. Mimo takiej mozaikowej konstrukcji i pozornego materii pomieszania, obie pozycje odznaczają się zaskakującą wręcz spoistością.

Czytelnik szkiców i felietonów Narbutta nie tylko obcuje ze skazanymi dziś
na banicję pojęciami prawdy nienależnej, racji czy uzurpacji, ale uczy się też ich praktycznych zastosowań, które pozwalają odróżniać np. tolerancję od permisywizmu. Poznaje również niebezpieczeństwa płynące z ucieczki przed realnym problemem
w sferę metarefleksji, co zwykle wyraża się w zadawaniu tzw. kopernikańskich pytań. Ich pionierem – wspomina Narbutt – był „robiący komunizm” na Uniwersytecie Warszawskim poeta Arnold Słucki, który kiedyś podczas seminarium u profesor Izydory Dąmbskiej zapytał z intencją skonsternowania wybitnej uczonej: „Ale co to w ogóle jest rozumowanie?”. „Jest to przechodzenie od racji do następstwa. Myślałam, że pan wie” – odparła Dąmbska, co Narbutt relacjonuje z wyraźną satysfakcją.

Dziś podobną metodę intelektualnego obezwładniania przeciwnika stosuje się dość często. Gdy np. opinia publiczna przez wzgląd na bezpieczeństwo państwa rada była poznać dokładniejsze personalia Olina, Minima i Kata, to główne media oraz sejmowa speckomisja chciały mieć jedynie pewność, że pogoń służb specjalnych za „trojką” agentów wpływu była całkowicie zgodna z prawem. Ot, klasyczne przejście
na „metapoziom”.

Czego mieliby zażądać biskupi polscy od Lecha Wałęsy wiosną 1995 roku? Czy Turowicz Powszechny ewoluował ku Turowiczowi Partykularnemu? Na czym polegają pisarskie przewagi Sienkiewicza nad Gombrowiczem? Dlaczego Wisława Szymborska powinna zmienić puentę jednego ze swych wierszy? Na czym polegały „figle” Marty Fik? Czy Litwini to Żmudzini? Skąd się biorą nasze kłopoty z Rosją? Czy warto tolerować antywartości kontrkultury? Dobrze uargumentowane odpowiedzi na wiele takich pytań znajdziemy właśnie w publicystyce Jerzego Narbutta.

Precyzja języka i nadzwyczaj rzadka dziś kultura logiczna, która przejawia się zarówno w sposobie konstruowania uzasadnień własnego stanowiska, jak i poprzez umiejętność wykazania nieprawomocności tez polemisty sprawiają, że lektura tych zadziornych tekstów nie tylko jest przyjemnością, ale pomaga też ustrzec się przed coraz powszechniejszą epidemią paralogizmów, przed skutkami mody na pseudoargumentację zrodzoną z ducha politycznej poprawności. Czuje się tu po prostu dobrą szkołę profesora Władysława Tatarkiewicza, pod którego kierunkiem Jerzy Narbutt, jako wolny słuchacz, studiował estetykę na Wydziale Filozoficznym UW. Drugim istotnym czynnikiem kształtującym stylistykę tych felietonów, a może raczej esejów, jest bogaty w odcienie, subtelny, ale i wyrazisty wokabularz autora wrażliwego na sprawy ludzkie, kulturę oraz sacrum.

Jerzy Narbutt, przez niektórych uważany wręcz za mistrza polskiej nowelistyki współczesnej, ma w swym dorobku wiersze, opowiadania, szkice, a także publicystykę często dla niepoznaki przyjmującą skromną rozmiarami i atrakcyjną dla czytelników postać felietonu. Mimo upływu czasu publicystyka Narbutta zachowuje trwałą ważność. Patriotycznie motywowana troska o stan wszystkich spraw ważnych dla Polaków,
w tym refleksja nad sytuacją Kościoła katolickiego w naszym kraju, wreszcie niezłomna dbałość o porządne myślenie, które w dobie współczesnych zagrożeń jest bodaj najważniejszym orężem w walce z nadciągającym totalitaryzmem Fałszu Absolutnego. Tej walce pisarz oddaje cały swój temperament polemiczny.

„Tygodnik Solidarność” nr , z 2000