strona główna arrow na gorąco arrow Purpurowa mgła wokół Hendriksa

18 września 2015

Purpurowa mgła wokół Hendriksa

Dziś mija 45. rocznica śmierci Jimiego Hendriksa. Do dnia 28. urodzin zabrakło mu niewiele ponad dwa miesiące. Zgon nastąpił w wyniku zachłyśnięcia się wymiocinami oraz zatrucia barbituranami. Tak brzmi wersja oficjalna, oprócz niej pojawiły się również pogłoski sugerujące, że doszło do zabójstwa.


Trudno się temu dziwić, śmierć muzyka była szokiem, tym bardziej że wydane dotąd albumy (trzy studyjne i jeden typu live) odniosły wielki sukces, natomiast sam Hendrix – muzyczny innowator i perfekcjonista o malowniczym wizerunku buntownika – zdążył już wyrobić sobie mocną pozycję w symbolicznym Przedsionku Sławy (Hall of Fame).

W chwili, gdy nadeszła wiadomość o śmierci gitarzysty, osobom zainteresowanym jego muzyką (dziś powiedziałoby się: polskim fanom) płyty studyjne były dość dobrze znane. Szczególne zaciekawienie budziła zwłaszcza okładka angielskiej edycji (wytwórnia Track) dwupłytowego albumu „Eletric Ladyland”.

Lubiłem tę muzykę, ceniłem innowacyjność gitarzysty i paradoksalnie melodyjność jego własnych kompozycji, więc i ja mocno przeżyłem tę zaskakującą i przedwczesną śmierć, tym bardziej że rok wcześniej w podobnie niejasnych okolicznościach rozstał się z życiem Brian Jones, multiinstrumentalista i założyciel Rolling Stonesów.

Tekst, jaki napisałem wkrótce po śmierci Jimiego Hendriksa, w treści jest raczej emocjonalny niż instruktywny, natomiast użyta stylistyka trąci wyraźną manierą. Ale na swój sposób stanowi świadectwo czasu, ujawniając nie tylko temperaturę młodzieńczych fascynacji, ale także pewną nieoczywistość i ryzyko ówczesnych wyborów kulturowych.



Salon24_blog Waldemara Żyszkiewicza