Joanna P. o wyrazistych łydkach |
Jest parno i mglisto. Dorodny kasztanowiec kłębi się w czarnym przestworze okna. Do pokoju w którym śpi młoda kobieta wciąż jeszcze zagląda potwór nocy.
Za chwilę Joanna P. obudzi się. Ze snu wyrwie ją skowyt czerni pożeranej przez bezlitosny brzask.
Joanna p. uśmiecha się nieznacznie. Marzenia senne w kolorze sprawiają jej przyjemność…
Śpi jeszcze. Ale oto - rozkosz snu zostaje jej odebrana.
Joanna P. otwiera oczy. Nie wie dlaczego. Pyta swoje ciało - brak odpowiedzi. Umysł nie podejmuje o zaraniu swoich obowiązków.
Nie doskwiera jej pamięć. Nie dręczy sumienie. Brak też szczególnie atrakcyjnych planów. A więc dusza? Czucie? Nocy rzednie mina. Joanna P. wstaje. Bezwolnie podchodzi do otwartego na oścież okna. Jest skłonna podjąć wyzwanie. Kasztanowiec milczy drwiąco.
Noc zręcznie ugodzona jutrzenką gotowa wydać swoją tajemnicę.
U stóp kasztanowca kwintesencja skoku. Z resztek snu otrząsają się gnuśne gołębie. Młody kot patriota pobliskich zakątków podpełzł dostatecznie blisko.
Sus. Stado ptaków zrywa się do lotu. Już tylko łopot skrzydeł w rozpierzchłym powietrzu i panika: spory gołąb ze zranioną szyją wciąż gubi pierze walcząc o przeżycie.
Post kota jest jego najgłębszym życzeniem. Oszalałe skrzydła zagarniają przestrzeń. Kot ponawia atak. Chce zająć się pogrzebem w zamian za śniadanie.
Ranny posiłek poraniony ptak zadaje z furią okrutne ciosy. Skąd pośród puchu taki ostry dziób? - mógłby się dziwić niewinny drapieżnik.
Raz i drugi wymarzone śniadanie kota wzbija się w powietrze. Siła ciężkości w przymierzu z gołębiem. Rozluźnia uchwyt młodociany łowca. Ptak mnie się w górę. Kot spływa na ziemię.
Świt witać rześko jakby nie było wczoraj a nocy oddać się niczym ostatniej oto ideał - mruczy Joanna P. i wielkim palcem zgiętej w kolanie lewej nogi bezwiednie pociera swą krzepką prawą łydkę.
(1985)
|