strona główna arrow poezja arrow Martwa natura z lisem
Martwa natura z lisem

Dziś podczas kolacji
kawał świeżo wędzonej ryby
którą jadłem palcami
opłynął mnie wodą
z ciepłego morza.

Warkocz słodkiej
strucli przypomniał
o ziemi zdolnej
rodzić drzewo
kamforowe.

Płat zmarzłego
masła zastąpił
krzepkość zimy.
Potem nieco słońca
odłożonego w winogronach:
spontanicznie poczułem
się buddystą.
                 Opamiętanie
nadeszło przy herbacie:
zjadłem przecież
klasycznie europejską
martwą naturę!

Pytasz jak jej sztywne
ramy znoszą napór
łapek zwierzęcia?
Ostrość jego zębów?
I w ogóle: skąd
tutaj lis?

Oto chropawe drewno stołu
kuchennego. Gruby fajans
talerza. Brak wprawdzie misy
na owoce kielicha rżniętego
w krysztale
               jednak muślin
błogość zapomnienie…
A cytryny
           były w zeszłym
tygodniu w Delikatesach.

Gdzie wobec tego lis?
Czy widzisz rudy poblask
tam w tle z prawej strony?
To Lis Hyakudzio
                      machnął
paradoksalną kitą już
poza ramami naszego
cennego dzieła.

Odetchnąłem: buddyzm
Europa spokój wieczoru
odzew nocy społecznie
negocjowane piękno.
Jedna z tych rzadkich
chwil…

Pytasz co zostało
po kolacji?
Cóż mogło
przetrwać: świat
czyli martwa natura
z lisem.


(1987)