Po roku 1918 w wolnej Polsce powstańców styczniowych otoczono szacunkiem i opieką. W III RP o wielu uczestnikach antykomunistycznego oporu z lat 70. i 80. zapomniano. Dlatego IPN powołał Fundację Wdzięczności.

Zdążyć z pomocą

od lewej: Edward Nowak (Sieć Solidarności), Przemysław Miśkiewicz (Stowarzyszenie Pokolenie), prezes IPN dr Łukasz Kamiński, Wojciech Borowik (Stowarzyszenie Wolnego Słowa), Jacek Górski (Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej)

W 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego grupa stowarzyszeń
i organizacji społecznych, przy wsparciu i patronacie Instytutu Pamięci Narodowej, zainicjowała akcję „Dziękujemy za wolność”. Według danych ze strony www.dziekujemyzawolnosc.pl koalicję tworzą m.in.: Stowarzyszenie Pokolenie (Katowice), Stowarzyszenie Wolnego Słowa (Warszawa), Stowarzyszenie Sieć Solidarności (Kraków), Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej (Gdańsk).

Inicjatorzy akcji mają nadzieję, że społeczna „koalicja na rzecz bohaterów naszej wolności” będzie się szybko rozrastać, bo wśród tych, którzy na różne sposoby walczyli o niepodległość Polski z dnia na dzień rośnie grupa osób potrzebujących pomocy. Koordynacją zajmie się powołana właśnie Fundacja Wdzięczności, której prywatnym fundatorem jest dr Łukasz Kamiński, prezes IPN.

Podziękujmy za wolność

„II Rzeczpospolita postawiła powstańców styczniowych na piedestale. Dziś wielu bohaterów walki o wolność zostało zapomnianych, liczni potrzebują wsparcia”
– napisał Łukasz Kamiński, kierując swój apel zwłaszcza do młodych Polaków. „Bolesny kontrast dla losu wielu dawnych opozycjonistów stanowi sytuacja ich prześladowców. Mimo obniżenia emerytur funkcjonariuszom UB i SB wciąż wiedzie się im znacznie lepiej niż ich ofiarom”.

Najwyraźniej ojczyzna nie poczuwa się dziś do wdzięczności wobec sporej części swoich wyzwolicieli, za to sowicie odwdzięcza się tym, którzy machinę komunistycznej represji przez lata utrzymywali w gotowości niezbędnej do sprawowania skutecznej kontroli nad Polakami. Nic zatem dziwnego, że opiekę nad starzejącymi się
i potrzebującymi wsparcia weteranami walk z komuną, muszą wziąć na swe barki stowarzyszenia społeczne i organizacje pozarządowe.

– I my to oczywiście robimy – mówił Przemysław Miśkiewicz, przewodniczący Stowarzyszenia Pokolenie. – Ostatnio, dzięki współpracy z Fundacją Wspólnota Pokoleń, którą kieruje Joanna Frankiewicz, udało się zorganizować paczki świąteczne dla 90 potrzebujących koleżanek i kolegów. I potem ktoś przysłał mi mejla,
że zawartość paczki ułożył na krześle, długo na to patrzył i płakał, że wreszcie będzie miał jakieś normalne święta.

Katowickie Pokolenie działa od 16 lat i skupia ludzi, dla których generacyjnym doświadczeniem było Niezależne Zrzeszenie Studentów. Miśkiewicz liczy dziś około pięćdziesiątki, ale w stowarzyszeniu działają również ludzie o dekadę od niego młodsi. Najważniejszym projektem Pokolenia jest robiona we współpracy z IPN Encyklopedia Solidarności, której drugi tom właśnie się ukazał.

Zapomnieliśmy o wartościach

– Zaraz po roku 1989 byliśmy tak bardzo zaabsorbowani tworzeniem nowej rzeczywistości, że zapomnieliśmy o ludziach, o wspólnych działaniach, może trochę nawet o wartościach – przyznaje Edward Nowak, prezes krakowskiego Stowarzyszenia Sieć Solidarności. – Dlatego odbudowanie więzi koleżeńskich, pomoc wzajemna
i przywracanie pamięci są teraz dla nas najważniejsze.

Krakowska Sieć, która powstała dopiero zeszłej jesieni, grupuje blisko setkę osób. Natomiast warszawskie Stowarzyszenie Wolnego Słowa, założone przed dziesięciu laty, zrzesza wielu działaczy opozycji demokratycznej, solidarnościowego podziemia oraz niezależnego ruchu wydawniczego. SWS, którego prezesem jest obecnie Wojciech Borowik, liczy około tysiąca członków, ale należą do niego ludzie
z całej Polski.

– Jesteśmy dużą organizacją, jednak lista członków SWS wciąż się skraca. Nasi koleżanki i koledzy odchodzą, nieraz w tak skrajnie trudnych warunkach, że rodzinom nie starcza na pogrzeb – mówi Wojciech Borowik. – To prawda, że z początkiem lat 90. zaniedbaliśmy trochę ważnych spraw, ale wtedy byliśmy młodzi, pełni optymizmu
i zagospodarowywaliśmy odzyskaną właśnie wolność. Dwadzieścia lat później nie jesteśmy już ani tak piękni, ani młodzi, wręcz przeciwnie wielu z nas znalazło się
na marginesie życia.

Ludzie potrzebują leków, opieki. Nieraz potrzebują też pomocy przy wykonywaniu zwykłych codziennych czynności. I musi to być pomoc stała: jakieś incydentalne akcje, doraźne gesty już nie wystarczą. Bo przecież wielu z tych ludzi
albo nie ma żadnego źródła utrzymania, albo najwyżej rentę na upokarzającym poziomie 500-700 złotych.

Premier skąpi bohaterom

W obecnej sytuacji prawnej jedynym wyjściem z sytuacji są tzw. renty specjalne, które pozostają w gestii premiera, ale ten skąpi.

– Na 14 wniosków złożonych w zeszłym roku nie dostaliśmy ani jednej odpowiedzi pozytywnej – wyjaśnia Miśkiewicz. – A przecież idzie tu o zasłużone dla Polski i Solidarności osoby, takie jak choćby Andrzej Rozpłochowski, uczestnik strajku sierpniowego i sygnatariusz bardzo ważnego, choć gorzej obecnego w ludzkiej pamięci tzw. porozumienia katowickiego z 11 września 1980 roku.

Rozpłochowski, po 13 grudnia przez rok internowany, potem kilkanaście miesięcy więziony bez wyroku, został zwolniony na mocy amnestii w połowie roku 1984. Po 22 latach pobytu w USA wrócił do kraju tuż przez 30 rocznicą powstania Solidarności.

– Andrzej stracił robotę w Stanach wskutek kryzysu, pomagaliśmy mu w powrocie do kraju, na miejscu znaleźliśmy dla niego pracę i mieszkanie, ale i w Polsce kłopoty go dopadły – opowiada Miśkiewicz. – Teraz ten człowiek o naprawdę wielkich zasługach dla naszej niepodległości sam potrzebuje pomocy. Od państwa jej nie dostaje, więc oboje z żoną, wtedy również internowaną, nie mają za co żyć.

Rozpłochowski był już gotów przejść na tzw. przedterminową emeryturę, którą wypracował w USA, przez co jednak utraciłby jedną trzecią przewidywanej wysokości świadczenia. Przed tym skrajnie niekorzystnym krokiem uchroniła go pomoc, jaką otrzymał od ludzi prywatnych, różnych stowarzyszeń i organizacji pozarządowych...

Mapa opozycyjnej Polski

Tam, gdzie państwo uchyla się od swych powinności, pozostaje tylko samopomoc. I to się już dzieje: istniejące stowarzyszenia i fundacje podejmują działania na rzecz potrzebujących, ale – co podkreślił prezes IPN Łukasz Kamiński – skala potrzeb, stale zresztą rosnących, przekracza możliwości, jakimi dysponuje strona społeczna.

– Jakimś rozwiązaniem byłaby fundacja publiczna, zasilana stałą dotacją
z budżetu i współpracująca z tworzoną właśnie siecią podmiotów społecznych – uważa prezes Borowik.

Niedostatek środków finansowych to nie jedyne utrudnienie w prowadzeniu skutecznej akcji pomocowej. Problemem są osoby, o których działalności opozycyjnej
i wkładzie w odzyskiwanie niepodległości nikt już nie pamięta, nieraz nawet w ich własnych środowiskach. Opozycyjna Polska też dzieli się na strefy A, B, może nawet
i C.

– Dzięki wielkiemu projektowi badawczemu, jakim jest Encyklopedia Solidarności, udało się dotrzeć do 6,5 tys. osób, z czego pomocy oczekuje około 700 osób, czyli nieco ponad 10 proc. – tłumaczy Miśkiewicz. Ale żeby zasłużyć na miejsce w encyklopedii, trzeba było pełnić jakąś funkcję, mieć wymierne dokonania. Szeregowych działaczy podziemia, którzy dziś znaleźli się w potrzebie, jest znacznie więcej.

Za młodzi do polityki, za starzy do szkoły

Federacja Młodzieży Walczącej, założona w latach 80., skupiała uczniów szkół podstawowych i średnich, ale także młodych robotników i studentów, którzy działali
w ponad 70 ośrodkach i wydawali blisko dwieście czasopism opozycyjnych.

– Młodzi ludzie zaczynali zwykle działalność opozycyjną w niewielkich kilkuosobowych grupach. Swoje działania na rzecz niepodległości traktowali nieraz
jak pracę zawodową, pracując 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku, bez żadnych innych zajęć, które pozwoliłyby zarobić im na życie. I często byli z niezwykłą bezwzględnością tropieni przez SB – wyjaśnia Jacek Górski, wiceprezes Stowarzyszenia FMW.

Najmłodsi opozycjoniści, po roku 1989 zwykle jednak za starzy na podjęcie nauki, przerwanej z powodu represji bądź własnych życiowych wyborów, podejmowali pracę na gorszych stanowiskach, nie mając tym samym większych szans na kontynuację jakiejś znaczącej kariery zawodowej.

– W roku 2007, po kolejnym pogrzebie, gdy zobaczyliśmy, że osierocone dzieci naszego kolegi zostają bez środków do życia, powołaliśmy stowarzyszenie, żeby móc się zająć przypadkami skrajnej nędzy czy społecznego wykluczenia, których w środowisku dawnej FMW z roku na rok przybywa – mówi Górski.

Dotrzeć do potrzebujących

Dzięki wiedzy, zgromadzonej podczas realizacji swych ustawowych obowiązków, IPN może udzielić eksperckiego wsparcia legislatorom pracującym nad regulacją statusu osób działających w opozycji po roku 1956. Instytut może również pomóc partnerom społecznym w znajdowaniu ludzi będących w szczególnie trudnej sytuacji. Zdaniem prezesa IPN, takiej pilnej pomocy może wymagać dziś nawet kilka tysięcy osób.

– Dawne środowisko NZS jest raczej zintegrowane, tam wiedza o osobach
w potrzebie szybko się rozchodzi, ale mamy np. ogromną grupę zakładowych działaczy Solidarności z firm, które przestały istnieć, a ludzie rozeszli się w różne strony i stracili
ze sobą kontakt. Ważne, żeby na czas dotrzeć z pomocą i do nich – mówi Łukasz Kamiński.



Niedostatek środków finansowych to nie jedyne utrudnienie w prowadzeniu skutecznej akcji pomocowej. Problemem jest również dotarcie do osób, o których działalności opozycyjnej i wkładzie w odzyskiwanie niepodległości prawie nikt już dziś nie pamięta.



(25 stycznia 2013)

„Tygodnik Solidarność” nr 5, z 1 lutego 2013