strona główna arrow poezja arrow Stary utopista opowiada czahnulce
Stary utopista opowiada czahnulce

Dzwonek. Stary utopista
otwiera drzwi. Dziennikarka
uśmiecha się niepewnie.

Stary utopista opowiada
o sobie. Mruczy magnetofon.
Dziennikarka pulchna
czarnulka delektuje się
gruzińską herbatą.

- Widzi pani mieszkanie jakoś
urządzone. W tej kamienicy
lepiej hozwija się przestrzeń.
Dobhy punkt i fasada ludziom
się podoba jak przed wojną…
Jeszcze hehbaty? Od dziecka
wierzyłem w utopię…

Rozmarza się. Uważnie
słucha dziennikarka.

Stary utopista ma dwie córki.
Na szczęście. Obie jak
wypada córkom utopisty
noszą święte imiona:
Inez Magdalena. Kochają
gorączkową płynność
i połyskliwość obrazów.

- Chcieli przed wojną mi…
utopię… wybić przez koc
kijem… I… phoszę wierzyć
żałuję… że się nie udało…

Marszczy nos u nasady. Milczy
dziennikarka.

Stary utopista przypina lotne
skrzydła i wychodzi na parapet.
Przed nim późnoletnie pejzaże
Utopii. Pot się tak perli
czy łza kręci w oku?
Kto wie… Kto wie…

Milczy dziennikarka.

Stary utopista rozpoczyna lot.
Stracił grunt pod nogami
rośnie w oczach ziemia.
Wosk ciężko kapie z odwróconej
świecy
        lecz
bryła trwa w posadach.
Potem ku przestworzom…
Na niebieskich pastwiskach
jest miejsce Utopii.

Oto odwieczna wizja
godna utrwalenia:
nad szmaragdową łąką
rój skrzydlatych istot. - Tak trzeba…
- brzmi komentarz - dla dobra idei.

              Milczy dziennikarka.

Dziennikarka?


(1985? 1987?)