Stary utopista opowiada czahnulce |
Dzwonek. Stary utopista otwiera drzwi. Dziennikarka uśmiecha się niepewnie.
Stary utopista opowiada o sobie. Mruczy magnetofon. Dziennikarka pulchna czarnulka delektuje się gruzińską herbatą.
- Widzi pani mieszkanie jakoś urządzone. W tej kamienicy lepiej hozwija się przestrzeń. Dobhy punkt i fasada ludziom się podoba jak przed wojną… Jeszcze hehbaty? Od dziecka wierzyłem w utopię…
Rozmarza się. Uważnie słucha dziennikarka.
Stary utopista ma dwie córki. Na szczęście. Obie jak wypada córkom utopisty noszą święte imiona: Inez Magdalena. Kochają gorączkową płynność i połyskliwość obrazów.
- Chcieli przed wojną mi… utopię… wybić przez koc kijem… I… phoszę wierzyć żałuję… że się nie udało…
Marszczy nos u nasady. Milczy dziennikarka.
Stary utopista przypina lotne skrzydła i wychodzi na parapet. Przed nim późnoletnie pejzaże Utopii. Pot się tak perli czy łza kręci w oku? Kto wie… Kto wie…
Milczy dziennikarka.
Stary utopista rozpoczyna lot. Stracił grunt pod nogami rośnie w oczach ziemia. Wosk ciężko kapie z odwróconej świecy lecz bryła trwa w posadach. Potem ku przestworzom… Na niebieskich pastwiskach jest miejsce Utopii.
Oto odwieczna wizja godna utrwalenia: nad szmaragdową łąką rój skrzydlatych istot. - Tak trzeba… - brzmi komentarz - dla dobra idei.
Milczy dziennikarka.
Dziennikarka?
(1985? 1987?)
|