strona główna arrow poezja arrow Kultura jedzenia hamburgerów
Kultura jedzenia hamburgerów

Siedząc w barze jakby Smak
(czy też odwrotnie bo raczej system barów
Smak pretenduje do miana tamtych snackbarów)
siedząc w barze o nazwie
w dwójnasób obcej choć znanej z dzieciństwa
z lekcji stopniowania krótkich przymiotników
siedząc w tym barze przy placu Odyna
a nie ulicy Odyńca jednak
siedząc zatem w tym właśnie barze
jarząc papierosa po rannym posiłku
(powiedzmy, że było to drugie śniadanie)
a więc siedząc ciesząc się wonnym dymem
spokojnie przebijam spojrzeniem taflę szkła.
Wybiegam wzrokiem na ruchliwą ulicę
myszkuję między ludźmi zważam na samochody
dla wspomnienia pochłaniam przemienne obrazy.

Dzień jest pochmurny ale dzień
toteż mam jasność.
Uspokojone ciało nie rwie się do skoku
choć szybkie krzesło gotowe pomóc w półobrocie.
Za to obrazy obrazy osoby i rzeczy
prosta na zapas rejestracja faktów.
Wydaje mi się że widok za oknem
w swej zmienności został wyraziście utrwalony.
Mylę się. Mój pościg za tym co ulotne
momentalnie piękne i lokalnie atrakcyjne
trwa nieprzerwanie. Wabi i przyjemność
sprawia mi koloryt.

Migotanie: substancja dość trudno pochwytna.
Trzeba zbadać oporność by dotrzeć do miąższu.
Wyznaczyć punkty stałe których niezmienniczość
ostoi się na przekór niewdzięcznym pochodom
przypadkowym przechodniom żwawej krzątaninie.

Miejsce śniadania - zakątek w tym
spokojnym mieście - przetrwa długo
gromadząc osady istnienia tych co przyszli
by tutaj trwonić młody czas na dotkliwych
uciechach cierpieniach knowaniach.

Ludzka przestrzeń oddycha
tym co ogarniała. W niej zaklęta
na zawsze powtarzalność dni.
                                   Wiem o tym
mnie jednak podnieca aura scen przypadkowych
zbędnych w losach świata nieważnych
dla wartości dla mnie najważniejszych.

Ruch bucika wygięcie szyi spłoszone spojrzenie
tańczący zarys piersi zgęstki tajnie fluidy.

W krainie hamburgerów
niełatwo być osobą na miejscu.
I tu rządzą reguły
których znajomość plasuje w strukturze.
I tu rolę odgrywa wiek
czyli urodzenie zwykłe przymioty ciała
zasobność kieszeni oraz stosunki
czyli znajomi przy innych stolikach.
Najważniejsze jest jednak
stosowne menu.
                Przede wszystkim
hamburger największy z możliwych
(w różnych miejscach odmiennie
dźwięczy jego imię)
do tego
porcja frytek złota i ogromna
(choć w miejscu gdzie się właśnie
nad tym zamyśliłem przyznaje się
pierwszeństwo pierścionkom cebuli
przyrumienionym zgrabnie i panierowanym)

wreszcie trzeba pamiętać
schlebiając pragnieniu o dużej
coca-coli w woskowanym kubku
ze sztuczną słomką wbijaną
w standardowe wieczko.
                                Z tacą jadła
żeglować trzeba wśród stanowisk
gdzie tkwią gapy co wszystko zbyt pośpiesznie
zjadły do swoich bądź do okna bądź w przeciwną
stronę skąd bezpieczne na całość można
mieć baczenie.

Ważne żeby jeść wolno - z rozmysłem
ale od niechcenia. To kraina młodości.
Trzymać szpan i luz trzeba sycąc się
godnie i lekceważąco:
                        sztuka trudna
lecz nie ma przecież łatwych sztuk.

Rytuał wieńczy zwykle ognik papierosa.
Raczej marlboro chociaż może oblecieć
i prince. Reszty dopełnia wzięty
z rzadka głębszy haust napoju.
Namysł baczne spojrzenie bądź głośna
rozmowa to kwestia upodobań stylu
lub przypadku.
                 Dość wykładu.

W tym miejscu pełnym młodych
co jeszcze są dziećmi dla mnie wciąż
trwa młoda matka z dwójką własnych pociech.
Oto kobieta pełna słodyczy
z pokorą w oczach podaje swym dzieciom
i troskę i frajdę w jednorazowych opakowaniach.
Czy dobre? Smakuje wam? Prawda że pyszne?
Szepcze uśmiechając się promiennie nie wiem
czy do tej frajdy czy do konieczności.

Dzieci ma wciąż zbyt małe by mogły docenić
tę wczesną eskapadę w światy hamburgerów.

Sen znika ale sens zostaje.
Tym razem ciało jest już żądne ruchu
gotowe zbyć niuanse przekreślić zasady
dość zachłannej przyznaję teorii jedzenia
wypracowanej rankiem w barze jakby Smak.