Wigilia w mieście stołecznym S. w grudniu 1978 roku |
Spadając śnieg przykrywa wszelkie zło - rzekł ktoś. Z poetów jeden był co tak powiedział. Owego roku - zima wyjątkowo śnieżna tamtego ranka okrył miasto biały pled a śnieg co spadł w Wigilię był ze śniegów jak wszelkie zło czy prawie wszelkie jest ze zła. Pamiętam miasto połyskliwe i bezludne. I zapach: coś z nostalgii nic z powiatu. W Wigilię bestia raczy mówić ludzkim głosem. Dlatego właśnie odważyłem się i ja wydobyć z siebie proste słowa w ludzkiej mowie dostępnej choćby dla obcego w takim dniu a macierzystej dla osiadłych tutaj ludzi. Dwa zdania: dziennik papierosy i zapałki proszę dziękuję i wesołych dobrych świąt. Dziwią się sobie dwie bezgłośne dotąd wargi: Vad gör jag här? Ach przemówiłem wreszcie mówię… Co do Wigilii nie ma żadnych wątpliwości: był barszcz opłatek uszka odpowiedni karp dorodna jodła tkwiła w kącie z prezentami nieskazitelny obrus wchłonął parę cichych łez. Sercem wieczerzy były najświętsze rozmowy: kilka bolesnych stale najważniejszych spraw mowy rodzimej. I kolęda austriacka pełna tkliwej zadumy: stille Nacht… Blask rdzennych słów rozproszył wszelkie wątpliwości: była Wigilia święty czas czuwania wśród bliskich choć daleko od najbliższych ku pięknym dniom zmierzało każde zdanie.
|