10 września 2011
Pierwsze wykonanie. Poeci Krakowa Czesławowi Miłoszowi
Dziś w Jamie Michalika, późnym wieczorem, krakowscy poeci obojga płci, odpowiadając na zaproszenie władz miejscowego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich przeczytali swoje wiersze dedykowane, zgodnie z tytułem imprezy, Autorowi „Trzech zim”, który dożył swych sędziwych lat pod Wawelem, przy ulicy Bogusławskiego.
Prezentowane utwory, zgodnie z sugestią organizatorów, miały nawiązywać do wiersza Miłosza „Pierwsze wykonanie” (1913).
Prosimy, aby wiersze (…) uwzględniały m. in. celebracje epifanicznej chwili, czułość dla świata, sensualnie odczuwalną radość istnienia, wartość powrotów do miejsc i krajobrazów własnych, przyjazną i obcą naturę, rolę wiecznej muzyki kontrastującej z kruchym życiem ludzkim, konsekwencje przymusowego odejścia Galilejczyka i ekstatyczną sztukę chwalącą Dionizosa, rozpoczynającą tragiczny i zbrodniczy wiek XX – pisali prof. Wojciech Ligęza i prezes Gabriela Matuszek, kierując zaproszenie do udziału w tym twórczym przedsięwzięciu. I zaraz swoje oczekiwania precyzowali: Chcemy, by święto poezji łączyło się przede wszystkim z apologią tego, co istnieje, nie z apokalipsą, z ocalającą magią poetyckiego słowa, z odsunięciem na dalszy plan myśli o niszczących siłach historii. .
Marzenia miłosne Zygmunta B.
Siedział na ławce wpatrzony w mur opasujący klasztorną posesję. Smakowane przez niego słowa moderował zgrzytliwy dźwięk tramwaju który mknął ulicą Świętej Gertrudy. Zachwyt miał wyśpiewać młodzieńcze swawole, pełne ekstatycznych uniesień i rozkoszy ciał których nie krępowały rygory etyki od wieków pielęgnowanej w chłodzie katedr skwarze procesji szepcie konfesjonałów samotni mnisich cel. Jednak pienia Zygmunta B. – co do tego nie było żadnych wątpliwości – ujawniały raczej twardy los niewolnika własnych zmysłów: chropawa dusza otarcia na przegubach blizny po ranach sprzed lat. Sycąc się nostalgiczną urodą wspomnień Zygmunt B. trwał na ławce niczym motyl uwięziony podczas próby przelotu przez ucho igielne. A wokół niego kłębiła się historia.
Miał przed sobą jeszcze wiele lat. Jeśli tylko wyjdzie zwycięsko z matni, jeśli uniknie zastawionej na siebie pułapki i nie stanie się żertwą własnych nieotamowanych popędów… W przeciwnym razie czeka go los mocarnego bramkarza snującego w chwilach wolnych od zmagań z gośćmi nocnego lokalu trywialne marzenia o lolitkach. Do dnia w którym policzek rozorany paznokciami dojrzałej kobiety broniącej swego męża raz na zawsze przekreśli jego karierę wykidajły w krakowskim Spatifie.
sierpień AD 2011
|