strona główna arrow poezja arrow Dalejże rowerem w okolice Falun
Dalejże rowerem w okolice Falun

Kręcąc zapamiętale z dobrym wiatrem w plecy
kiedy ciało pamięta wciąż mozół gry w squasha
loty frisbee zamaszysty ruch ramion w jeziorze
ciężary kul francuskich krótkie wiosła łodzi
w trzy dni po wielkim deszczu uniesiony w siodle
ruszam z ulicy dziewic na zachód od miasta.

Nie sprzyja medytacjom droga: pnie się w górę.
Mijam w myślach rogatkę. Wzrok wchłania widoki
rzednących domostw lasu i plamy jeziora.
Ruch jest umiarkowany przyroda życzliwa
sprzyja cykliście: zatem pędzę już przez kraj.

Mijam przysiółki w których życie toczy się leniwie
regularne przejrzyste w nich meandry losu.
Skrzynki na listy cierpliwie wartują. Przy drodze
apteka dzieci szkoła auto-service sklep:
dusz ledwie kilkadziesiąt a wokół natura.

Być wszędzie by wyśpiewać choć jeden zakątek.
Oczy rozwarte kręcę mocniej. Trzeba zsiąść z roweru
i przebyć nieuchwytną granicę dwóch światów.
Poręba. Kładę rower. Pęd koła zamiera
w trawie powoli.
                  Wtedy kilka szybkich kroków
i przed sobą mam dużą połać karczowiska:
kikuty sosen bloki skalne krzaki kupki chrustu
dalej skraj lasu znowu skały i otchłanne wody.
Całość obiecująca zwykle z końcem lata.

Mnogość borówek cisza lśniące kiście jeżyn
(moje zmęczenie koi parująca skała)
wizg ptaka głuchy oddech ukrytej zwierzyny:
w tym się streszcza tajemne doznanie przyrody.

Na tym wyrębie nie spotkam stada chorych łosi
z powodu których w duszy Larsa Troäng coś pękło
niwecząc ufność wobec świata piękną i naiwną.

Mnie tego popołudnia jeszcze nic nie grozi.
Myśl uprzedza działania ciało odpoczywa
fantazja tworzy lęki aby je oswoić:
Natura prezentuje się wciąż okazale.

W rok później nie potrafię dotrzeć tak daleko.