strona główna arrow na gorąco arrow Bohater liryczny zapomniał o swych korzeniach

22 czerwca 2011

Bohater liryczny zapomniał o swych korzeniach

Pewnego wieczoru, w późnych latach 80., znalazłem się na miłym towarzyskim spotkaniu w Nowej Hucie. Do swych przyjaciół, ludzi bardzo patriotycznie
i prosolidarnościowo nastawionych, zaprosiła mnie J. Dziś nie ma już Jej wśród nas.

Było bardzo po polsku: osób tyle, ile foteli, rozmowy typowe dla tamtego czasu
– bo wtedy nie mówiło się jeszcze w gronach zawsze tych samych iluminatów, że „Solidarność, owszem, bardzo piękna idea, ale to tylko narzędzie, teraz już passé”…

Aż przyszedł Ten, na którego czekano, prawdziwa ozdoba spotkania formalnie towarzyskiego. Dla brodatego przybysza zabrakło jednak siedziska, więc by oszczędzić gospodyni konsternacji, podzieliłem się z nowym gościem swym miejscem na fotelu.

Nieco później napisałem o tym wiersz. Wiele się w Polsce działo od tamtej pory. Brodacz z fotela zrobił dość znaczącą karierę. Był nawet ministrem, dokładniej – wiceministrem. Potem poszedł w prezesy, ale nie śledziłem specjalnie jego działań.

Dziś, jak wynika z dokumentu, który niedawno dotarł do mnie elektroniczną kurendą, ówczesny solidarnościowy bohater na dobre rozsiadł się w fotelu władzy i zapomniał,
że wygodnym miejscem można się też dzielić z innymi. Ale poeta pamięta…

Chwalebny biogram w Encyklopedii Solidarności też chyba do czegoś zobowiązuje.



Piątek, drugiego września
roku Pańskiego 1988



Niewielki salon. Ciepły
gościnny, pochylone głowy.
Srebro, dźwięk porcelany,
ożywione głosy, pełne troski
i rozbawienia. Sympatyczny
młody mężczyzna z brodą
przed czterdziestką, krzepi
serca, szkicuje wizję
podbudowaną dystansem
sceptyka i humorem
pozytywisty.

Wygasa niepokój, co dalej?

– Bywa że prawdziwą wiara
Ojców jest wiara Dziadów
– mówi ktoś.
Ożywają ściany. Na jednej
z nich staranny warsztatowo
portret nieznanego mężczyzny
z wąsem, druga połowa XX wieku.

Cierpkie spojrzenie, wierna
wytrwałość, ufność, moc.

– Nie stać okoniem, ani
na uboczu, ale próbować
próbować rozpleść
Warkocze Stachanowca.
Oswajać, cywilizować.
U progu katastrofy
codziennej i duchowej
nie dać się wykorzenić
nie zgodzić się na
najgorsze – oto głos
który przekonuje.
Mężczyzna z Wąsem
uśmiecha się ze ściany.

Ktoś mówi, że widział
już tę twarz na jakimś
niedokończonym obrazie
w magazynie Muzeum
Narodowego w Gdańsku
czy w Warszawie. Akryl
na płótnie, aerograf
scena rodzajowa. Grupa
mężczyzn w strojach
polskich lub uroczystych
w pozycji zasadniczo
siedzącej, ni to upozowanych
do pamiątkowej fotografii
ni skupionych wokół czegoś
czego nie widać.
                       Artysta
nie domalował. Nie mógł?
Czy nie zdążył? Pozostał
jedynie złudny kontur
niejasny zarys czegoś
eliptycznego. Kształt
zasugerowany z wyszukaną
prostotą. W perspektywie.
Szkoda iż dzieła nie
uwieńczył finał. Czy ram
zabrakło? Czy za mało
złoceń?

W tym kruchym rozgardiaszu
który nazywamy życiem
warto osiągać kunsztowne
spełnienia. Warto zaraz
i całym sobą wychylać się
ku transcendencji, śmierć
bowiem i tak nas dopadnie.
Ta która rani najdotkliwiej
– śmierć Bliskich. I oby
bezbolesna, Dobra
Nasza.




Pieśni między mężczyzną,
Baran i Suszczyński, Kraków 1994