publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Ola nie jechała do Katynia na wycieczkę. Jechała tam na rodzinny grób i po ziemię na uroczystość zasadzenia dębu katyńskiego dla urodzonego Czy rząd pokpił sprawę– Jak dowiedział się Pan – Przybiegła koleżanka z informacją, – Był sobotni poranek, trochę – …było już raczej około wpół do dziesiątej. Pierwsze, szczątkowe doniesienia miały luki. Informacje, nieraz sprzeczne, spływały powoli. Zadzwoniłem do żony – A ta najgorsza wiadomość. – Zaczęto mówić o liście pasażerów. I wtedy w pewnym momencie pojawiło się również nazwisko mojej żony. – Kiedy i w jaki sposób skontaktowały się z Panem agendy polskiego państwa? – Pierwsze godziny były dla mnie chyba najtrudniejsze. Dzwoniło wtedy mnóstwo ludzi, ale szczegóły trudno mi teraz odtworzyć sobie w pamięci. Telefonowali znajomi i przyjaciele. Były telefony z Kancelarii Sejmu, z Klubu Parlamentarnego telefonował pan Marek Kuchciński. Drugiego dnia zadzwonił z kondolencjami marszałek Bronisław Komorowski. – Pytałem raczej o instytucjonalne wsparcie niż przejawy czystej kurtuazji. – Rządowe Centrum Bezpieczeństwa oddelegowało grupę swoich pracowników do kontaktu z rodzinami ofiar. Ci łącznicy, z których każdy miał pod opieką kilka rodzin, byli pod telefonem, do naszej dyspozycji przez całą dobę. I to, muszę powiedzieć, całkiem dobrze funkcjonowało. – Skąd dowiedział się Pan o możliwości lotu do Moskwy? – Z internetu albo z paska u dołu ekranu telewizyjnego. W każdym razie – Kiedy i w jaki sposób znalazł się Pan w Warszawie? – Dotarliśmy tam w poniedziałek, wczesnym rankiem. Bratanek, który miał polecieć ze mną do Moskwy, przywiózł mnie z Wrocławia samochodem. Tu wszystko było nawet nieźle przygotowane… Motel w pobliżu lotniska. Pokoje, w których można było odpocząć. Od ręki wyrobiono mi paszport. Mieliśmy polecieć w drugiej grupie, – Co wpłynęło na zmianę Pańskiej decyzji? – Uległem argumentacji, którą przedstawiał minister Cichocki, który w pewnym sensie zniechęcał nas do wyjazdu. Przed traumą, jaką może stać się identyfikacja ofiar katastrofy lotniczej, ostrzegali również obecni tam lekarze. Chyba słusznie, bo nie wszyscy mieli świadomość, z jak trudnym doświadczeniem przyjdzie się im zmierzyć. – A co z identyfikacją ofiar? W myśl naszego prawa powinien to robić ktoś z rodziny. – Nazwiska żony nie było ani na liście osób już zidentyfikowanych, ani wśród tych, przy których identyfikacji obecność bliskich mogłaby okazać się pomocna. Wylot do Moskwy opóźnił się o wiele godzin. Część ludzi poleciała, część, a wśród nich i ja, zrezygnowała z wyjazdu. Zapewniono nas zresztą, że w razie potrzeby znajdą się miejsca w normalnym samolocie rejsowym. – Wrócił Pan do Wrocławia… – …i zaczęło się długie, trudne wyczekiwanie. Co kilka dni przywożono trumny z ciałami kolejnych ofiar, ale wśród nich nie było mojej żony. Trwanie w tym zawieszeniu było szczególnie bolesne. Wiadomo było, że z identyfikacją pasażerów salonki i tych, którzy zajmowali miejsca w przedniej części samolotu, nie było specjalnych problemów. Ale przypuszczam, że moja żona, pewnie razem z Grażyną Gęsicką, bo się dobrze znały, siedziała w tej części maszyny, w której wybuchł potem pożar. – Wreszcie jednak wiadomość nadeszła… – …i zastała mnie w Warszawie, dokąd pojechałem na pogrzeb Władka Stasiaka, z którym od lat byliśmy zaprzyjaźnieni. Przy okazji, porządkowałem sprawy Oli w sejmie, bo z komunikatów wynikało, że to kwestia najwyżej 2-3 dni. – Kto przekazał Panu wiadomość o identyfikacji ciała żony? – Nie pamiętam dokładnie, ale chyba poinformowała mnie Kancelaria Sejmu. Wiedziałem już, że jest identyfikacja, że najdalej w ciągu doby postępowanie – Identyfikacja na podstawie DNA wymaga pobrania próbek. – Konieczność ich pobrania była dla mnie oczywista, tym bardziej że od razu ją zapowiadano. Nikt się jednak w tej sprawie do mnie nie zgłosił, więc jadąc w niedzielę do Warszawy wziąłem ze sobą lokówki żony, bo cebulki włosów to dobre źródło materiału na próbki. – Przydały się? – Niepotrzebnie się starałem, gdyż funkcjonariusze ABW weszli do pokoju żony w hotelu sejmowym i pobrali próbki, nawet mnie o tym nie informując. Rozumiem taką potrzebę, chętnie wyraziłbym zgodę. Wystarczyłby jeden telefon, szkoda tylko, że nikt o tym nie pomyślał. – Po dwóch tygodniach przyleciała z Moskwy trumna z ciałem Pańskiej żony. Czy myślał Pan wtedy o powtórnej identyfikacji? Czy raczej miał kojące poczucie, że to na pewno ona? – Powtórna identyfikacja? Sekcja? Nie, to nie miałoby, moim zdaniem, sensu. Mówimy przecież o ofiarach wypadku lotniczego. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, – Ale nawet wyraźny priorytet duszy przed ciałem nie uchyla nakazu zatroszczenia się o doczesne szczątki zmarłego. – Przy każdym innym rodzaju śmierci niewątpliwie tak, jednak w tym przypadku wolę położyć nacisk raczej na wymiar symboliczny. – Z Okęcia trumny zostały przewiezione w kondukcie na Cmentarz Północny. – Wszystko odbyło się należycie, zgodnie z ceremoniałem wojskowym. Ale szczególnie godna uznania wydaje mi się postawa mieszkańców Warszawy, którzy po dwóch tygodniach, jakie upłynęły od katastrofy, mieli już prawo zobojętnieć na kolejne, zmasowane w czasie uroczystości żałobne, a przecież na trasie konduktu stało nadal wielu ludzi. Płonęły znicze, rzucano kwiaty. To było dla mnie poruszające doświadczenie. – Co się działo dalej? – Na Cmentarzu Północnym miały miejsce czuwania, tam formowały się kondukty, które rozwoziły trumny w różne miejsca w Warszawie oraz w Polsce. – Jak wyglądał przejazd do Wrocławia? – Ola była bardzo lubiana w mieście i w regionie. Urząd Wojewódzki, choć we władaniu ludzi z Platformy Obywatelskiej, okazał nam wiele życzliwości, pomagając w zapewnieniu sprawnej logistyki pogrzebu czy wysyłając po nas do Warszawy mikrobus. Wracaliśmy w kilka osób, do Janek eskortowała nas policja warszawska, dalej przejęła – Pogrzeb Pańskiej żony był jedynym smoleńskim pogrzebem we Wrocławiu? – Tak, bo dwaj rodzeni wrocławianie, wspomniany wcześniej Władysław Stasiak oraz Jerzy Szmajdziński, byli obaj od dłuższego już czasu związani z Warszawą i zostali pochowani w stolicy. – A pożegnanie małżonki jak się odbyło? – Przed dwa dni trwało czuwanie przy trumnie umieszczonej w małym kościółku św. Idziego na Ostrowie Tumskim, w pobliżu katedry. W mszy żałobnej w parafialnym kościele św. Maksymiliana wzięło udział około dwóch tysięcy ludzi. Dzięki staraniom władz miasta, policji i wojska, przejazd na odległy o około 10 kilometrów cmentarz parafialny św. Ducha, nie sprawił większego kłopotu, a w pogrzebie, według szacunków policji, wzięło udział od 2, 5 do 3 tysięcy osób. Mimo utrudnień, spowodowanych przebudową pobliskiego węzła komunikacyjnego. – Jak po pięciu miesiącach od katastrofy, w której zginęła żona, ocenia Pan postępy śledztwa? – Zdaję sobie sprawę, że śledztwa w sprawie katastrof lotniczych są skomplikowane, technologicznie trudne i muszą trwać długo. Odczytanie skrzynek, zbadanie śladów, przeanalizowanie różnych aspektów technicznych i pogodowych, – Co Pana niepokoi? – Przede wszystkim to, że niejako walkowerem oddano sprawę Rosjanom, którzy są stroną tego postępowania. I nie idzie tu bynajmniej o uleganie teoriom spiskowym, lecz o oczywisty fakt, że strona rosyjska będzie próbowała odsunąć – Rząd twierdzi, że nie dało się inaczej... – …bo chyba zapomniał o umowie dwustronnej sprzed 17 lat, na mocy której można było spokojnie włączyć się w proces wyjaśniania przyczyn tej katastrofy. Przecież nie idzie o to, żeby wzajemnie się oskarżać, zwalać winę, tak jak Rosjanie, na polskich pilotów, czy Polacy na służby lotniskowe. Idzie o wyjaśnienie prawdziwych przyczyn, tego co się wydarzyło pod Smoleńskiem. – Polscy śledczy próbują coś jednak ustalać. – Chaos informacyjny i sprzeczności, jakie pojawiają się w kolejnych oficjalnych komunikatach, muszą budzić niepokój. Czy przesadzam? Chyba nie… Proszę porównać, jak zmieniła się sytuacja zaraz po utworzeniu parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza. Niby wyśmiewają się z tego zespołu, krytykują polityczny podobno charakter, ale zaraz po jego utworzeniu zaczęły się konferencje prasowe prokuratury, pojawiła się kompleksowa informacja o śledztwie. Nagle wszystko przyśpieszyło – Niedostatki śledztwa, o których Pan mówi, w naturalny sposób sprzyjają uleganiu spiskowym wyjaśnieniom przyczyn katastrofy. – Powiem cynicznie, trudno mi sobie wyobrazić interes strony rosyjskiej – Jak dotąd, nie udało się tego dowieść. – Dlatego mówię w trybie warunkowym i wolałbym, żeby prawda okazała się inna. Gdyby jednak faktycznie miało się potwierdzić, że strona rządowa pokpiła sprawę tego lotu, to w grę wchodziłaby po prostu odpowiedzialność konstytucyjna, „Tygodnik Solidarność” nr 38, z 17 września 2010 czytaj także: „Rodziny ofiar traktuje się jak opozycję” |