24 grudnia 2010
Wigilia w mieście stołecznym S.
w grudniu 1978 roku
Spadając śnieg przykrywa wszelkie zło
– rzekł ktoś. Z poetów jeden był co tak powiedział.
Owego roku – zima wyjątkowo śnieżna
tamtego ranka okrył miasto biały pled
a śnieg co spadł w Wigilię był ze śniegów
jak wszelkie zło czy prawie wszelkie jest ze zła.
Pamiętam miasto połyskliwe i bezludne.
I zapach: coś z nostalgii nic z powiatu.
W Wigilię bestia raczy mówić ludzkim głosem.
Dlatego właśnie odważyłem się i ja
wydobyć z siebie proste słowa w ludzkiej mowie
dostępnej choćby dla obcego w takim dniu
a macierzystej dla osiadłych tutaj ludzi.
Dwa zdania: dziennik papierosy i zapałki
proszę dziękuję i wesołych dobrych świąt.
Dziwią się sobie dwie bezgłośne dotąd wargi:
Vad gör jag här? Ach przemówiłem wreszcie mówię…
Co do Wigilii nie ma żadnych wątpliwości:
był barszcz opłatek uszka odpowiedni karp
dorodna jodła tkwiła w kącie z prezentami
nieskazitelny obrus wchłonął parę cichych łez.
Sercem wieczerzy były najświętsze rozmowy:
kilka bolesnych stale najważniejszych spraw
mowy rodzimej. I kolęda austriacka
pełna tkliwej zadumy: stille Nacht…
Blask rdzennych słów rozproszył wszelkie wątpliwości:
była Wigilia święty czas czuwania
wśród bliskich choć daleko od najbliższych
ku pięknym dniom zmierzało każde zdanie.
Nibylandia, Szwecja i inne stany duchowe, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984
|