Hymn związku narodził się 30 lat temu. A jego losy mogą być metaforą trudnych doświadczeń wielu ludzi Solidarności.

Trudna pieśń zwycięstwa

Jerzy Narbutt - poeta, prozaik, eseista, współautor związkowego hymnu_fot. Marek Prałat

Wiersz Jerzego Narbutta „Solidarni” powstał 26 listopada 1980 roku. Dwa dni wcześniej, Zarząd Regionu mazowieckiej „S”, obradujący w Zakładach Mechanicznych Ursus, podjął decyzję o podjęciu akcji protestacyjnej w obronie Jana Wojciecha Narożniaka, związanego z ruchem opozycyjnym doktora matematyki PAN, wówczas odpowiedzialnego w regionie
za poligrafię, którego 21 listopada aresztowano pod zarzutem ujawnienia tajemnicy państwowej. Poszło o ulotkę z tajną instrukcją Lucjana Czubińskiego, prokuratora generalnego PRL, która dotyczyła planowanych przez władze metod nękania i represjonowania działaczy opozycji.

– Te słowa powstały
w atmosferze wielkiego napięcia, które zapanowało wtedy w regionie – opowiada „Tygodnikowi Solidarność” Jerzy Narbutt. – Pamiętam, to była środa, tekst napisałem przed południem i pojechałem zaraz na Szpitalną, do ówczesnej siedziby związku. Tam poprosiłem o przekazanie go strajkującym robotnikom Ursusa. Wiersz, jak mi relacjonowano, został przyjęty z aplauzem. Być może, zadecydowało
o tym jego podwójne wezwanie: do spokojnego tworzenia podstaw wolności,
ale i pełnej determinacji w obronie tego, co naprawdę ważne dla wspólnoty.

Weto Kuronia

„Solidarni” zostali szybko wydrukowani i rozplakatowani w regionie Mazowsze. Ulotki z tekstem wiersza trafiły także do innych regionalnych struktur „S”, przesłanie warszawskiego poety poszło w kraj. Następnego dnia autora zaproszono do Ursusa, gdzie poznał kompozytora Jerzego Niedźwieckiego, który zdążył już przygotować muzykę do tego wiersza.

– Proponowana melodia przypominała polskie pieśni partyzanckie i bardzo przypadła mi do gustu – wspomina Narbutt po latach.

Można by sądzić, że skoro tekst przemówił do związkowców z Ursusa,
a chwytliwa muzyka, ułatwiająca – co ważne – zbiorowe wykonania, była gotowa nazajutrz, to „Solidarni” szybko awansują do roli pieśni organizacyjnej nowego związku. Stało się inaczej.

Pieśń autorstwa Narbutt/Niedźwiecki zdecydowanie nie spodobała się
Jackowi Kuroniowi. Tekst – w jego ocenie – był zbyt bojowy. W dodatku, muzyka Niedźwieckiego tak źle mu się kojarzyła, że wezwał do siebie jej autora i kazał mu się
z całego przedsięwzięcia wycofać.

– Gdy roztrzęsiony kompozytor opowiedział mi o tym w kawiarni Związku Literatów, namawiałem go, aby nie przejmował się intrygą, jednak Kuroniowe weto zadziałało i Niedźwiecki swojej muzyki nie nagrał – mówi Narbutt.

Solidarni mieli pod górkę

Jeśli oficjalny dziś hymn NSZZ Solidarność nie przepadł w mroku zapomnienia,
to zawdzięcza to chyba wyłącznie Stanisławowi Markowskiemu, znanemu fotografikowi, dokumentującemu dzieje związku zwłaszcza w stanie wojennym, filmowcowi, reportażyście, ale także propagatorowi kultury kresowej, z jej zamiłowaniem
do wspólnych śpiewów i rodzinnego muzykowania.

Markowski musiał dojrzeć coś ważnego w wierszu stołecznego pisarza. Bardzo możliwe, że przesłanie wiersza, które wcześniej spowodowało dezaprobatę Kuronia,
dla krakowskiego artysty-fotografika stało się ważnym znakiem czasu oraz bodźcem do opatrzenia tekstu muzyką. Nie kontaktując się z Narbuttem, którego wcale osobiście nie znał, Markowski skomponował drugą wersję „Solidarnych”. Nic więc dziwnego,
że prawykonanie tej pieśni odbyło się 31 stycznia 1981 roku w Krakowie.

– Od tego czasu muzyka Staszka Markowskiego na stałe związała się z moim tekstem, tworząc integralny utwór, który m.in. dodawał ducha działaczom Solidarności w obozach internowania – wyjaśnia Jerzy Narbutt.

Ale to wcale nie znaczy, że dalej poszło już jak z płatka. Podczas szesnastu miesięcy tzw. karnawału „S”, związkowcy chętnie śpiewali „Żeby Polska była Polską” Jana Pietrzaka, niewątpliwie rzecz o wielkim ładunku emocjonalnym i patriotycznym. Tamtemu czasowi towarzyszyły też artystyczne pieśni Jacka Kaczmarskiego oraz – w stanie wojennym – pewien kanon utworów o charakterze religijnym, jak np. „Boże
coś Polskę” czy „Ojczyzno ma”. Więc konkurencja była całkiem spora.

Uchwała zjazdu w Spale

Trudno ocenić, co spowodowało, że w niektórych regionach, szczególnie po roku 1989, pieśń Narbutta/Markowskiego przyjęła się jako nieformalny hymn związku,
a w innych niekoniecznie. Argument, że jest zbyt trudna do zbiorowego odśpiewania, nie wydaje się przekonujący. Raczej działa tu przywiązanie do utrwalonych wcześniej – głównie w stanie wojennym – tradycji repertuarowych.

Rolę pieśni organizacyjnej, wykonywanej wraz z hymnem państwowym na rozpoczęcie lub zakończenie obrad Walnego Zebrania Delegatów, choć niekiedy tylko odtwarzanej z płyt, pełnią „Solidarni” zwłaszcza na południu kraju, w tym ze zrozumiałych względów w Małopolsce. Ale także w regionach: Mazowsze, Wielkopolska Południowa, Warmińsko-Mazurskim czy Środkowo-Wschodnim. Dużą wagę do tej pieśni przywiązywała też od dawna Solidarność Nauczycielska.

Od 2 grudnia 2000 pieśń, której przesłanie późną jesienią roku 1980 pokrzepiło serca strajkujących pracowników ZM Ursus, stała się – uchwałą XIII Krajowego Zjazdu Delegatów „S” w Spale – oficjalnym hymnem związku. Zasłużyła sobie na ten status nie tylko własnym ciężarem gatunkowym, który nakazuje zaliczyć „Solidarnych” do kultury wysokiej, ale również jako swoista pieśń zwycięstwa, bo w obliczu zapowiedzi strajku powszechnego w regionie, popartego przez Krajową Komisję Porozumiewawczą „S”, ówczesne władze PRL już następnej nocy zwolniły zarówno Jana Narożniaka, jak i zatrzymanego z nim Piotra Sapełłę, pracownika powielarni w Prokuraturze Generalnej.

Hymn jest własnością związku

W 1989 roku na rogu Pięknej i Marszałkowskiej, w kiosku przy ośrodku informacyjnym „S”, można było kupić kasetę z archiwalnym nagraniem pieśni Narbutta/Markowskiego, śpiewanej przez internowanych. W dziesięć lat później,
z okazji wstąpienia naszego kraju do NATO, Polskie Radio wydało płytę „Mazurek Dąbrowskiego i inne hymny”, na której m.in. znaleźli się „Solidarni”, w aranżacji
Macieja Małeckiego. Związkowy hymn, w wykonaniu internowanych, umieścił również na swojej płycie „Wojenko, wojenko” (2006) Piotr Szczepanik.

Jerzemu Narbuttowi, który od dawna zabiegał, aby w zakresie materialnych praw autorskich utwór stał się wyłączną własnością NSZZ Solidarność, udało się wreszcie sfinalizować ten zamiar.

– Od momentu uznania „Solidarnych” za oficjalny hymn związku , utwór nie jest już ani własnością moją, czyli autora słów, ani też własnością Stanisława Markowskiego, twórcy muzyki – deklaruje pisarz. – Obaj zostaliśmy wystarczająco nagrodzeni przez honor bycia doboszami Wielkiego Ruchu.

„Tygodnik Solidarność” nr 48, z 26 listopada 2010


czytaj także o hymnie Solidarności: „Po dwudziestu latach”


czytaj także o Narbutcie: „Istnienie dyskretne”


czytaj także o Markowskim: „Śpiew dla wolności”