strona główna arrow wywiady arrow Donald Tusk nie zna sprawy

Polski premier zachował się tak, jakby 10 kwietnia pod Smoleńskiem rozbiła się prywatna cessna znanego biznesmena, z kilkoma osobami na pokładzie – z profesorem JACKIEM TRZNADLEM, pisarzem, poetą, eseistą, badaczem katyńskiego ludobójstwa, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz

Donald Tusk nie zna sprawy

profesor Jacek Trznadel_foto Stachowicz

– Dziewięć dni po katastrofie prezydenckiego tupolewa skierował Pan do premiera Tuska list otwarty, domagając się powołania międzynarodowej komisji dla zbadania przyczyn katastrofy w podsmoleńskim lesie. Jakie były tego powody?


– Przypomniały mi się analogie historyczne, ale przede wszystkim natychmiast dostrzegłem, że działania podjęte przez rząd premiera Tuska i jego rząd to wręcz lekceważenie rozmiarów tragedii, jaka dotknęła nasz naród. To beztroska wobec sytuacji, w jakiej znalazło się państwo polskie, pozbawione nagle nie tylko prezydenta, ale również szefa sztabu i dowódców wszystkich rodzajów broni.


– Czego, Pańskim zdaniem, zabrakło?


– Byłem przekonany, że w tak krytycznym momencie premier w ciągu najwyżej dwóch godzin wygłosi telewizyjno-radiowe orędzie do narodu, w którym odniesie się do wyjątkowości i ogromu straty, którą ponieśliśmy jako zbiorowość, ale również zapewni nas, że wszystkie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa
zostały postawione w stan podwyższonej gotowości.


– Skąd miałoby nadejść zagrożenie?


– Od blisko dekady świat zachodu mówi o groźnie zamachów terrorystycznych, a polskie siły zbrojne biorą udział w wojskowych misjach NATO, więc eliminacja głowy państwa i dowództwa armii mogła być przecież początkiem szerzej zakrojonej akcji przeciwko Polsce.


– Al-Kaida zaatakowałaby nas pod Smoleńskiem?


– Wątpię, by Al-Kaida działała pod Smoleńskiem, a to czy rzeczywiście ktoś działał i jak, musimy dopiero sprawdzić. Ale różne środowiska i czynniki, także u nas, mogłyby chcieć wykorzystać sytuację zachwiania się władzy państwowej, gdy prezydent i strategiczna część elity Rzeczypospolitej zginęła w wyniku katastrofy.
Z powodu widocznego w świecie i w Europie zagrożenia terroryzmem możliwość zamachu nie powinna zostać zlekceważona. A ze względu na rodzaj lotu oraz listę pasażerów powinna być rozpatrywana jako jedna z hipotez podstawowych.


– To prawda, że w Rosji w ciągu ostatnich lat miała miejsce cała seria ataków terrorystycznych…


– …o które Kreml oskarżał różnych islamskich radykałów, choć budzi to wątpliwości. Ale mniejsza o islamistów. „Nieznani” sprawcy mordowali też osoby niezależne, wystarczy przypomnieć przypadki Starowojtowej, Politkowskiej czy Litwinienki. Poprawna metodyka prowadzenia śledztwa nie może wykluczać wątków poszlakowych, narzuca więc ściśle określone rygory, o które rząd Tuska, ze względu
na rzucającą się w oczy uległość wobec wielkiej Rosji, zupełnie nie zadbał.


– Polski rząd nie próbował ani skorzystać z uprawnień, jakie stwarza załącznik 13 do konwencji chicagowskiej, ani też, co powinno być jeszcze łatwiejsze, z postanowień dwustronnej umowy polsko-rosyjskiej, z roku 1993. Czym to tłumaczyć?


– Argumentacja, że próby użycia przysługujących nam uprawnień mogłyby przywołać klimaty z czasów zimnej wojny, naruszyć proces rodzącego się zaufania (słowo klucz propagandy rządowej) lub pogorszyć jakość rosyjskiego śledztwa,
nie świadczą najlepiej o kierowaniu się zasadą priorytetu polskich racji przez premiera naszego państwa. Podobnie, jak ujawniona przez Tuska obawa, że władze Rosji mogłyby odmówić naszej prośbie.


– To akuratnie dość łatwo można sobie wyobrazić.


– Ale jedynie w przypadku, gdyby strona rosyjska miała coś istotnego do ukrycia. Przecież wersja zamachu nie musiałaby wcale być oskarżeniem państwa rosyjskiego, bo w każdym kraju mogą się znaleźć elementy ekstremalne. Zresztą pomijając ten wątek, wystarczy przypomnieć niedostateczne np. wyposażenie lotniska lub możliwe błędy wieży kontrolnej. Media rosyjskie, a także niemała część polskich, karmią nas od samego początku natłokiem sprzecznych informacji, ale mimo to obrazy uciekających przed milicją kontrolerów z lotniska Siewiernyj, wryły się jednak w pamięć dość mocno.


– Minął już 30-dniowy okres żałoby, Polska pochowała ofiary smoleńskiej tragedii, a na miejscu zdarzenia nadal można znaleźć fragmenty poszycia i wyposażenia samolotu, różne przedmioty, a nawet szczątki ciał osób, które tam poniosły śmierć.


– Brak poszanowania dla ludzkich zwłok pozostaje w naszym kręgu kulturowym przejawem cynizmu, może wręcz nihilizmu moralnego. Ale niefrasobliwość rosyjskich śledczych wobec majestatu śmierci wyraziła się też przewiezieniem ciał ofiar do Moskwy bez uprzedniego porozumienia ze stroną polską.


– Krewnym przyjeżdżającym w celu identyfikacji ofiar zapewniono darmowy pobyt w hotelu…


– … ale poddano też swoistemu przesłuchaniu, o czym dowiedzieliśmy się
np. z relacji Małgorzaty Wassermann czy brata Stefana Melaka. Trudno więc mówić
o jakiejś szczególnej empatii rosyjskich władz wobec ludzi, którzy stracili swych bliskich w podsmoleńskim lesie, co dość mocno kontrastuje z gestami, jakimi premier Putin
czy prezydent Miedwiediew okazywali publicznie swe współczucie dla Polaków.


– Na terytorium Rosji, wraz z niepokornym prezydentem, ginie część kierownictwa państwa, które po półwieczu zdołało się wyrwać z orbity imperialnych wpływów… Dziwne, że w tej mało zręcznej dla siebie sytuacji Kreml nie zaproponował Polakom samodzielnego wyjaśniania przyczyn katastrofy.


– Jest wręcz odwrotnie, śledztwem i wyjaśnianiem przyczyn katastrofy zajmują się specjaliści i prokuratorzy rosyjscy. Polska strona musi się zadowolić tym, co łaskawie przekazują im właściciele tamtych postępowań. Skąpo odmierzane informacje, zmieniające się wersje, niewiarygodne interpretacje to z pewnością nie jest grunt,
na którym mogłoby wzrosnąć wzajemne zaufanie, o którym tak chętnie mówią
politycy z polskiej ekipy rządowej.


– Kwestionuje Pan przejrzystość działań w tej sprawie?


– Wszystkie dowody rzeczowe, w tym czarne skrzynki, rejestrujące
parametry działania urządzeń samolotu i rozmowy pilotów, także telefon satelitarny, wciąż znajdują się w rękach strony rosyjskiej. A przecież prezydencki samolot, nawet roztrzaskany na terytorium Rosji pozostaje własnością państwa polskiego. Według pierwszych zapowiedzi, mieliśmy otrzymać czarne skrzynki po paru dniach, potem mówiono o tygodniach, teraz w grę wchodzą już miesiące. I nie ma mowy o samych rejestratorach tylko o odczytanych z nich zapisach.


– Kiedyś jednak wreszcie dotrą. I według ponawianych zapewnień, zostaną ujawnione.


– Ale bez tzw. treści intymnych. Treści intymne w kokpicie podczas lotu? Wygląda to na zwykłą zapowiedź, że zapisy zostaną ocenzurowane, co nieuchronnie podważy wiarygodność oficjalnej wersji raportu. Nie wspominając już o możliwościach manipulowania zapisem przynajmniej na części rejestratorów tupolewa 154M.


– O 8.56 na lotnisku włączono syreny alarmowe. Ale pierwsze notki
o katastrofie na smoleńskim forum internetowym pojawiły się podobno
już około 8.20 czasu polskiego.


– Godziną wypadku, której ustalenie nie powinno nastręczać żadnych wątpliwości, od początku żonglowano. To nakazuje nam sceptycyzm i daleko posuniętą ostrożność. Może w tych pierwszych minutach po upadku samolotu
coś ważnego się stało? Dziwi też nieupublicznienie zeznań ludzi obsługujących wieżę tamtejszego lotniska. Zeznają przypadkowi mieszkańcy Smoleńska, właściciele pobliskich działek, którzy okazują się emerytowanymi pilotami, a personel z wieży jakby zapadł się pod ziemię.


– Czy są jeszcze szanse na rzetelną rekonstrukcję wydarzeń,
które doprowadziły do śmierci blisko stu osób?


– Działania wyjaśniające prowadzone przez Rosjan, którzy są chcąc nie chcąc
są stroną w tym postępowaniu, każą powątpiewać w ich obiektywizm. Pamiętamy,
jak od początku przekonywano opinię publiczną o wpływie warunków pogodowych oraz błędzie pilota, a nawet, także u nas, sugerowano winę prezydenta. Czy to sprzyja poznaniu prawdy? Tylko prace międzynarodowej komisji technicznej mogłyby przydać wiarygodności poczynionym ustaleniom, dlatego właśnie zdecydowałem się napisać
do premiera.


– Czy w otoczeniu Donalda Tuska nie było nikogo, kto tuż po smoleńskiej tragedii potrafiłby realistycznie ocenić sytuację?


Trzeźwej oceny sytuacji najwyraźniej wtedy zabrakło, bo premier zachował się tak, jakby pod Smoleńskiem rozbiła się prywatna cessna znanego biznesmena, z kilkoma osobami na pokładzie. Albo jakaś niewielka maszyna pasażerska bez VIP-ów.
Wtedy rosyjskie śledztwo byłoby nawet czymś naturalnym. Ale przecież samolot prezydencki był cząstką terytorium naszego kraju, a jego pasażerowie stanowili elitę Rzeczypospolitej...


– …którą jednak potraktowano jak zwykłą grupę wycieczkową.


– Pozostawiono ich samym sobie, wydając na pastwę obcych. I właśnie to ludzi wzburzyło. Tłumy Polaków z całego kraju ciągnęły pod Pałac Prezydencki, na Wawel, żeby oddać hołd prezydentowi i jego żonie. Tego doradcy Tuska nie przewidzieli.
A sprzyjający im artyści (np. Wajda) wawelskie uroczystości potępili.


– Pański list do premiera, opublikowany w prywatnej witrynie, poparło swymi podpisami już przeszło 38 tys. osób.


– Poparcie przyszło z całego świata, ale pisząc go, nie zastanawiałem się
nad skalą możliwego odzewu. Chciałem pokazać, że postawa zwykłej nieufności
wobec wyników pracy komisji rosyjskiej nie jest, wbrew częstym głosom medialnych autorytetów, żadnym uleganiem manii potępianych teorii spiskowych. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się ani uzyskania tylu podpisów, ani późniejszego wsparcia ze strony Ruchu 10 Kwietnia.


– Jak zareagował premier Tusk?


– Ludzie z jego otoczenia powiedzieli dziennikarzom, że premier nie zna sprawy (znanej dziesiątkom tysięcy obywateli), bo listu jeszcze nie dostał. Więc 12 maja wysłałem list pocztą tradycyjną, za zwrotnym potwierdzeniem odbioru.


– Czy Ruch 10 Kwietnia przekształci się w próbę odzyskania
przez Polaków wpływu na to, co dzieje się z ich ojczystym domem?


– Uważam Ruch za coś niezmiernie pożytecznego, za przedsięwzięcie pobudzające naszą świadomość i wzmagające potrzebę suwerenności. Czy stanie się zaczątkiem fali, zdolnej – jak pisał kiedyś Herbert – obalić niemoralny kształt państwa? Zobaczymy.


publikacja w sieci 14 maja 2010

„Tygodnik Solidarność” nr 22, z 28 maja 2010