strona główna arrow na gorąco arrow O Polskę idzie, nie o Kaczyńskiego

14 lutego 2010

O Polskę idzie, nie o Kaczyńskiego

Krzysztof Wyszkowski, w komentarzu pod intrygującym tytułem ”Wybór Kaczyńskich”, zwrócił się do bliźniaczych twórców dwóch ugrupowań politycznych, które w Polsce
po 1989 roku odegrały rolę ważną, choć trudną do jednoznacznej kwalifikacji.
Jednak nawet współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, doradca dwóch premierów i przenikliwy analityk polityczny ma z braćmi Kaczyńskimi kłopot. Wszyscy mamy…

Wyszkowski zaczął od pretensji pod adresem prezesa PiS, który – zdaniem komentatora – niezbyt nierozsądnie zrezygnował z prawa do tzw. wolnej wypowiedzi, gdyż bezpośrednia relacja telewizyjna z przesłuchania przed komisją hazardową stwarzała okazję nie tylko do wygłoszenia swoistego raportu o fatalnym stanie państwa pod rządami Donalda Tuska, lecz także do przedstawienia projektu naprawy Rzeczypospolitej własnego autorstwa.

(Mniejsza już, czy Wyszkowski ma do końca rację w tej konkretnej sprawie. To prawda, że szefowi PiS niełatwo o szerszy dostęp do mediów. Można jednak wątpić, czy telewidzowie, nastawieni raczej na sensacyjne starcia oraz anegdotyczne sytuacje z przesłuchań, przejawiliby większe zainteresowanie niespodziewanym politycznym exposé byłego premiera, o ile oczywiście dopuściłby do tego Mirosław Sekuła).

Oprócz krytyki taktycznego błędu przywódcy partii, Wyszkowski sformułował pod adresem obu braci Kaczyńskich pewne oczekiwania, które zabrzmiały niczym wyrzut. Oczywiście, nie idzie tu o żadne pretensje osobiste, lecz przeciwnie – oczekiwania ściśle polityczne, dotyczące sfery publicznej, zakorzenione w refleksji nad polską racją stanu. Polityczny analityk z Sopotu zarzucił Kaczyńskim przesadne kunktatorstwo,
brak niezbędnej inicjatywy i przemyślanej strategii działania w interesie zbiorowym.

Trudno odmówić słuszności tej ocenie. Wiele zdumiewających działań (lub zaniechań) Lecha i Jarosława – zwłaszcza z perspektywy obserwacji wieloletniej – zachowuje swą racjonalność, jeśli przyjąć, że stanowiły próbę optymalizacji ich osobistych sukcesów na scenie politycznej. Kiedy indziej znów – jak w przypadku destrukcji zawartej wcześniej koalicji z LPR i SO, albo oddania władzy Platformie w 2007 – można dostrzec grę na długofalowy interes całej ich politycznej formacji. Natomiast pytanie, na ile w tym wszystkim brany był pod uwagę nasz strategiczny interes narodowy, dobro wspólne, polska racja stanu, pozostaje niestety w zawieszeniu.

Kłopot z Kaczyńskimi polega i na tym, że do końca nie wiadomo, który z bliźniaków jest starszy, czyli politycznie ważniejszy. Elektorat wychowany na pop-polityce pamięta przede wszystkim zdumiewający meldunek Lecha, z jesieni 2005, o wykonaniu zadania, nie wyciąga chyba jednak wniosków z innych znacznie donioślejszych faktów.

Prof. Lech Kaczyński był wiceprzewodniczącym NSZZ Solidarność, szefem NIK, ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie Buzka (wtedy właśnie nakazał przerwać ekshumację w Jedwabnem), prezydentem Warszawy, wreszcie
i Rzeczypospolitej, podczas gdy dr Jarosław Kaczyński, prezes PiS, przez długie lata był postrzegany jako strateg i fetowany jako szara eminencja w owym braterskim duecie. Tymczasem pytaniu o realny prymat między braćmi dramatyzmu dodaje mało znany fakt, że nawet w czasie, gdy Jarosław był premierem rządu RP decydujący wpływ
na politykę kadrową w państwie miał jego biologicznie młodszy brat prezydent.

Wyszkowski liczy się z oceną, że na dwóch Kaczyńskich u władzy Polacy przyzwolenia nie dadzą. A dla Polski – jego zdaniem – bardziej potrzebne są efektywne rządy Prawa i Sprawiedliwości niż dalsze szlachetne trwanie Lecha Kaczyńskiego w pałacu prezydenckim. Autor „Wyboru Kaczyńskich” uważa, że schowanie pod korcem nie tylko Jarosława, ale i całej formacji politycznej PiS, to bezczynność niezrozumiała (może wręcz karygodna?) w obliczu stojących przed Polską naprawdę poważnych zagrożeń.

Zamiast poświęcać PiS (i Polskę) dla ambicji prezydenckich Lecha, należałoby raczej promować do dużego pałacu innego polityka prawicy, a Jarosławowi umożliwić walkę
o zdobycie władzy w wyborach parlamentarnych 2011 – pisze Wyszkowski. Komentator podpowiada konkretną kandydaturę Macieja Płażyńskiego, wysoko oceniając jego szanse na zwycięstwo z nominatem Platformy Obywatelskiej. O innych pretendentach z prawej strony sceny – takich jak Marek Jurek czy Kornel Morawiecki – Wyszkowski nie wspomina.

To prawda, że niedawna rezygnacja Tuska w istotny sposób zwiększyła szanse
na reelekcję obecnego prezydenta. Ale wzrost prawdopodobieństwa nie jest jeszcze gwarancją wyboru. I nie rozstrzyga odpowiedzi na pytanie, czy druga prezydencka kadencja Kaczyńskiego w jakiś istotny sposób poprawi szanse Polski w walce o tak niezbędną normalność. Komentarz Wyszkowskiego – wydrukowany, co znamienne,
w „Gazecie Polskiej” – zdecydowanie sugeruje tu jednak odpowiedź przeczącą.
I wydaje się, że Krzysztof Wyszkowski wcale nie jest w tej ocenie osamotniony.