strona główna arrow na gorąco arrow Mroczna wielka literatura

9 lutego 2010

Mroczna wielka literatura

Dziś – nie wiem o której godzinie – mija dokładnie siedemdziesiąt lat od chwili,
gdy w Kapsztadzie, drugim co do wielkości mieście RPA, przyszedł na świat
John Michael Coetzee. Urodzony w rodzinie inteligenckiej, dobrze wykształcony (anglistyka, matematyka, informatyka, doktorat z lingwistyki) syn anglojęzycznego Afrykanera, czyli (po mieczu) potomek osadników holenderskich, z początkiem
lat 60. krótko pracował w Londynie dla IBM jako programista.


John Michael Coetzee


Doktorat z analizy stylistycznej utworów Samuela Becketta, z wykorzystaniem nowoczesnych technik informatycznych, napisał na stanowym uniwersytecie w Austin, Teksas, USA. Potem wykładał angielski oraz literaturę na dwóch innych uczelniach amerykańskich, ale ponieważ za protesty przeciwko wojnie w Wietnamie władze Stanów Zjednoczonych odmówiły mu statusu rezydenta, wrócił do rodzinnej RPA.

Tam, właściwie całe życie profesora literatury angielskiej poświęcił zajęciom dydaktycznym na uniwersytecie kapsztadzkim, tłumaczeniom z holenderskiego oraz afrikaans, pisaniu rozpraw naukowych, krytyczno-literackich analiz, ale również świetnej artystycznie, choć niełatwej w odbiorze beletrystyki. Coetzee nie byłby jednak sobą, gdyby nie walczył jednocześnie z apartheidem… Jak wiadomo, wreszcie się udało: Nelson Mandela wyszedł z więzienia, przed komisjami prawdy i pojednania stanęło ponad dwadzieścia tysięcy poszkodowanych oraz parę tysięcy prześladowców.
19 tysięcy aplikujących uzyskało status osoby prześladowanej, ale amnestią objęto
tylko kilkuset dawnych opresorów. Władzę w RPA przejęli jej czarni mieszkańcy.

Życie w rodzinnym kraju po apartheidzie nie wydało się jednak pisarzowi, dwukrotnemu laureatowi nagrody Bookera, ani szczególnie pociągające, ani zbyt bezpieczne. Napisał głośną, chyba najlepszą swą powieść zatytułowaną „Hańba”. Dostał za nią Bookera (1999) od Anglików, Nobla (2003) od Szwedów i czarną polewkę od nieco wzburzonej nowej opinii publicznej w swej ojczyźnie. Autor m. in. rozprawy o cenzurze i poezji Zbigniewa Herberta, który swe drugie imię Michael zastąpił w podpisie trochę wydumanym Maxwellem, niedługo po przejściu na emeryturę, przeniósł się do Australii.

Można nazwać go ofiarą własnych poglądów, osobą poszkodowaną przez rykoszet konsekwentnie głoszonych idei: wyzwoleńczych, emancypacyjnych, antykolonialnych, programowo postępowych. Trudno jednak nie zauważyć również w postawie pisarza wyraźnych elementów masochizmu, fascynacji erotyzmem, perwersją czy wręcz emocjonalnego przylgnięcia do mrocznej strony ludzkiej egzystencji. Wszystko to znajduje wyraz w prozie intelektualnie przenikliwej i świetnej literacko, ale dość przygnębiającej w lekturze.

Stawiając kropkę nad i, trzeba przypomnieć, że prawnuk Baltazara Dubiela, bodaj jedyny w ostatnim czasie laureat literackiej nagrody Nobla, który rangą podejmowanej problematyki oraz jakością swej wykwintnej prozy na to wyróżnienie w pełni zasłużył, nosi w sobie ósmą część odziedziczonej po kądzieli krwi wielkopolskiej.

Czy taki genetyczno-genealogiczny melanż sprzyjał meandrom, jakich nie brakuje w biografii Johna Maxwella Coetzeego? Czy wpłynął w jakiś istotny sposób na twórczość autora „Ciemnego kraju”? Niewątpliwie jednak sprawił, że profesor Jerzy Koch oraz
dr hab. Paweł Zajas (obaj z UAM) zajęli się badaniem zagranicznej recepcji dzieł noblisty właśnie na przykładzie Holandii i Polski: They pass each other by, too busy even
to wave
(rozdział pracy zbiorowej, Frankfurt 2005), „Mijają się zbyt zajęci, by choć do siebie pomachać” (rozdział w książce „Wenus hotentocka i inne rozprawy o literaturze południowoafrykańskiej”, Wydawnictwo Akademickie Dialog 2008).

Anyhow, Many Happy Returns to John Michael Coetzee!


czytaj także: „Zimne słońce”