publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
W roku 1920 Wadowice, siedmiotysięczne miasteczko leżące WadowitaPodobno matka od razu mówiła, że rezolutny i koleżeński „Loluś będzie kiedyś wielkim człowiekiem”, ale trudno orzec, czy był to rodzaj przeczucia, czy raczej wyraz matczynej miłości, chcącej zawsze swym dzieciom przychylić nieba. Pani Emilia zmarła młodo, na miesiąc przed dziewiątymi urodzinami Karola, ale jej młodszy syn, późniejszy metropolita krakowski i papież, w refleksji nad tajemnicą swego kapłańskiego powołania napisze te znamienne słowa: „Matkę straciłem jeszcze przed Pierwszą Komunią Świętą (...) i dlatego mniej jestem świadom jej wkładu w moje wychowanie religijne, a był on z pewnością bardzo duży”. Śmierć brata Edmunda, który pracując w bielskim szpitalu zaraził się od pacjentki szkarlatyną, dwunastoletni Karol przyjął w sposób bardzo dojrzały. Wpłynęła na to z pewnością odpowiedzialna, powściągliwa postawa ojca, mocno osadzonego w wierze. „Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym. Nigdy nie mówiliśmy z sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium” – napisze Karol Wojtyła w pięćdziesiątą rocznicę swoich święceń kapłańskich. Mimo utraty bliskich i skromnych warunków materialnych jego dzieciństwo było przecież na swój sposób czasem szczęśliwym, o czym mogli się przekonać wszyscy podczas ubiegłorocznego spotkania Papieża z mieszkańcami jego rodzinnego miasta. Pilny uczeń, gorliwy ministrant, zapalony turysta, ale i wesoły, zdolny do niewinnych figli kolega. A przede wszystkim, zwłaszcza ze względu na doskonałą pamięć i duchową dojrzałość, podpora miejscowych amatorskich zespołów teatralnych. Właściwie na wszystkich fotografiach, z dzieciństwa, młodości oraz z męskiego okresu życia Karola Józefa, który podczas bierzmowania przyjął imię Hubert, widać twarz pełną skupienia i zadumy. Jest to twarz człowieka, który wprawdzie doświadcza piękna Bożego dzieła, ale poddany licznym próbom cierpienia także „czuwa i pamięta”. Przede wszystkim próbuje jednak odkryć głębszy sens własnego istnienia. – Jak służyć ludziom, aby w pełni odpowiedzieć na Boże wezwanie? – oto problem, który w roku akademickim 1938/39 nurtuje studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i członka Konfraterni Teatralnej, a w czasie okupacji – rapsodyka, pracownika kamieniołomu Z Dębnik, niegdyś niewielkiej osady służebnej, pięknie widać zakole Wisły oraz wawelskie wzgórze. Tam, podczas okupacji, zamieszkał wraz z ojcem student Wojtyła. Tak więc, odbierając najbliższych, Opatrzność stawiała mu zarazem na drodze inne osoby: dobre, życzliwe, pomocne. Wszystkich tych ludzi, przyjaznych „A był to okres żniw. Szedłem wśród łanów częściowo już skoszonych, Z parafii niegowickiej, w której zainicjował budowę nowej, murowanej świątyni, ks. doktor po roku został przeniesiony do kościoła św. Floriana na krakowskim Kleparzu. Młody wikary od św. Floriana szybko znalazł dobry kontakt z młodzieżą. Chodzili razem do kina, teatru, grali w piłkę, organizowali wycieczki górskie, rowerowe. Nieżyjący już pisarz Andrzej Kijowski tak zapamiętał wikarego od św. Floriana: „Był szczupły, nosił zrudziały beret, kusą sutannę, spod której wystawały nogawki szarych spodni, ręce trzymał zawsze w kieszeniach cienkiego płaszcza, patrzył bystro, chodził szybko. (...) Mama kazała mi pójść posłuchać go. Usłyszawszy raz, chodziłem potem co niedzielę, Sam Karol Wojtyła, już jako papież, wyzna w rozmowie z André Frossardem: „Pewnego dnia stało się dla mnie sprawą wewnętrznie oczywistą, że życie moje nie spełni się w tej miłości, której piękno skądinąd zawsze głęboko odczuwałem. Jako kapłan i duszpasterz byłem zawsze szczególnie blisko związany z ludźmi młodymi, chłopcami i dziewczętami, którzy wzajemnie znajdowali siebie, dokonywali wyboru, zakładali rodziny. Błogosławiłem ich małżeństwa, ale przedtem starałem się ich do tego wielkiego sakramentu przygotować. Mieli do mnie zaufanie”. I wtedy właśnie, zapewne dzięki swym duszpasterskim kontaktom z młodymi, „Tygodnik Solidarność” nr , z maja 2000 czytaj także: „Słodki smak Wadowic” |