strona główna arrow varia arrow Świeżonka chłopska

Białe i czerwone baloniki. Spracowani ludzie. Średnia wieku
około czterdziestki, choć na oko łatwo dać im o dziesięć lat więcej. Charakterystyczne pasiaste krawaty, także na szyjach niektórych
pań, stanowiących tu zresztą widoczną mniejszość...

Świeżonka chłopska

Gwar, nastrój wyczekiwania. Całkiem liczna grupa dziennikarzy, dwie ekipy telewizyjne. Na stołach – pieczone mięsiwa: baran, prosię z jabłkiem w pysku, indyki, gęsi. Wędliny. Na półmiskach pomidory, ogórki, papryka. Dużo pieczywa. I „świeżonka chłopska” na omastę. Na 35 kilometrze na północ od Warszawy, w założonym przed piętnastu laty Zajeździe u Witaszka – jego właściciel wygląda jak chodząca reklama uciech obfitej polskiej kuchni – mieści się sztab wyborczy Samoobrony Andrzeja Leppera. Sam przewodniczący przebywa na razie w części hotelowej. Być może
odpoczywa po podróży, przecież jeszcze dziś był Darłowie, gdzie głosował w swoim rodzinnym okręgu.

Zebranych ożywia nadzieja na dobry wynik ugrupowania. Różne są apetyty, niektórym działaczom marzy się nawet 15 procent. Ale przede wszystkim akcentują potrzebę rozliczenia poprzednich rządów, artykułują silne poczucie krzywdy. Detektyw Krzysztof Rutkowski, który kandyduje na posła w okręgu łódzkim, jest ostrożny. Wiadomo, Samoobrona startowała z niskiego pułapu. Toteż, jego zdaniem, każdy wynik powyżej ośmiu procent byłby dobry. Ale przed poznaniem wyników nie chce mówić o ewentualnych planach ugrupowania. Uważa jednak, że wobec rozmiarów spodziewanego poparcia posłowie Samoobrony będą raczej kontrolować rządzących
niż uczestniczyć w bezpośrednim sprawowaniu władzy. – A patrzeć na ręce złodziejom z pewnością potrafimy – zapewnia.

Narasta gwar. W głównej sali sztabu robi się coraz tłoczniej. Ludzie wypełniają też salę restauracyjną, pomieszczenia boczne, wychodzą na taras. Choć jest ich teraz pewnie ze trzy setki, nie widać wśród nich żadnych znanych twarzy. Ale nieco później pojawi się niezależny kandydat na senatora Adam Sandauer. Działacze celebrują wniesienie i zawieszenie zielonej flagi swego ugrupowania. Tuż przed dwudziestą staje się oczywiste, że Andrzej Lepper zamierza poznać werdykt wyborców w bardziej kameralnych warunkach. Słowa Tomasza Lisa, z których wynika, że Samoobrona może stanowić czwartą, co do liczebności, siłę w przyszłym Sejmie, wywołują entuzjazm. To jednak dopiero początek emocji. Frenezja zaczyna się po przyjściu przewodniczącego. Kwiaty, oklaski, obowiązkowe sto lat. Wrzawa uniemożliwia rozmowę. Triumfujący Lepper, w towarzystwie Rutkowskiego wędruje z podestu na podest, gdzie czekają już na niego ludzie (i kamery) telewizji. Zręczne korzystanie z „demokratycznej trampoliny”, jaką stanowi przekaz medialny, to przecież jego specjalność.

Szef Samoobrony ma powody do zadowolenia. Okazuje się, że ugrupowanie, którym kieruje, awansowało na trzecią pozycję, wysuwając się przed PiS. Tylko przez moment, gdy rozradowani koledzy podrzucają go w górę, Andrzej Lepper ma lekko niewyraźną minę. Najwidoczniej nie lubi tracić gruntu pod nogami. Wkrótce potem opuszcza salę, wywołując zrozumiały jęk zawodu radiowców. Dopiero na dworze, między licznie zaparkowanymi samochodami, sytuacja nieco się porządkuje. Otoczony wianuszkiem dziennikarzy z mikrofonami w dłoniach i asekurowany przez straż przyboczną, lider Samoobrony przez telefon i bezpośrednio odpowiada na kilkanaście pytań. W ten sposób udziela pierwszego „kolektywnego wywiadu” w charakterze posła Rzeczypospolitej Polskiej.

„Tygodnik Solidarność” nr , z września 2001