strona główna arrow na gorąco arrow Piewca Tarasa Czuprynki

2 listopada 2009

Piewca Tarasa Czuprynki

Kim jest i na kogo gra prezydent Ukrainy Juszczenko? Oto pytanie. Rosjanie, gdy już robią na kogoś zamach z motywów politycznych, to przeważnie skuteczny. Jana Pawła II ochronił potężny szkaplerz wiary. Juszczence toksyczne dioksyny – na szczęście! – mocno pokiereszowały jedynie skórę twarzy. Ale zostawiły również skazę na jego wizerunku politycznym. Choćby dlatego, że badano je per procura, wyłącznie
w jednym laboratorium wiedeńskim. Owszem, Wiedeń trochę się zmienił od czasów opisywanych przez Grahama Greene'a w powieści "Trzeci człowiek". Ale znów nie aż tak bardzo, jak wynika choćby z filmu „Bad timing” (1980) Nicolasa Roega. Nie mówiąc już o spektakularnym końcu Jeremiasza Barańskiego.

Jeśli działanie trucicielskich dioksyn było cokolwiek lipne, to pozostaje pytanie,
kto zainscenizował zamach na Juszczenkę. Czy Amerykanie, żeby robiąc z niego ukraińskiego męczennika, ułatwić mu rozgrywkę z prorosyjskim Janukowyczem?
Czy Rosjanie, żeby – w razie utraty szans na wygraną ich faworyta z Donbasu – zapewnić jego rywalowi legendę polityka antyrosyjskiego, a w konsekwencji
pewne zwycięstwo w wyborach?

Juszczenko podczas swej prezydentury strwonił kapitał społeczny tzw. pomarańczowej rewolucji. Natomiast zwykły, całkiem niemały kapitał zbił na gadżetach w tym kolorze jego syn. Wydaje się też, że triumfator z Majdanu Wolności zaprzepaścił proeuropejskie szanse Ukrainy, a przez hołubienie ruchów i partii nacjonalistycznych wystawił
na szwank relacje z Polską. Można jeszcze jakoś zrozumieć przywiązanie prezydenta Ukrainy do kanadyjskiej diaspory, która zasila finansowo niebogatą ojczyznę. Ale użytek z tego strumienia kanadyjskich dolarów należało jednak zrobić lepszy, zwłaszcza
w sytuacji potężnej zapaści niszczącej kraj gospodarczo.

Trudno też sobie wyobrazić, żeby sowiecki wywiad, tak wyczulony na nacjonalizmy
(z wyjątkiem rosyjskiego i niemieckiego) pozostawił powojenną diasporę ukraińską na kontynencie amerykańskim samej sobie. A jeśli – jak należy przypuszczać – skutecznie ją spenetrował, to trudno się teraz dziwić, że władze w Kijowie, nominalnie narodowe
i antyrosyjskie – prowadzą skrajnie arogancką politykę wobec Polski. Jakby nie dostrzegając, że arogancja ta może być zgubna dla integralności terytorialnej pierwszego w dziejach niepodległego państwa Ukraińców.

Z utratą jego zachodniej, zukrainizowanej części, Rosja stosunkowo łatwo się pogodzi. Mała Ukraina, bez Krymu oraz zasobów Donbasu, może sobie ciążyć ku Europie, może nawet należeć do lansowanego przez Michnika UkroPolu, byle tylko miała stale
na pieńku z Polską. Paradoksalnie, efektywniejszym od Janukowycza realizatorem
tej polityki rozpołowienia terytorium Ukrainy wydaje się od kilku lat właśnie Wiktor Juszczenko, który praktycznym celem swej prezydentury uczynił stawianie pomników liderom nacjonalistów: Stefanowi Banderze oraz Romanowi Szuchewyczowi, znanemu kiedyś szerzej jako Taras Czuprynka.