publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Szefem rządu od roku był Leszek Miller, a Janusz Śniadek od miesiąca przewodniczącym KK NSZZ Solidarność, gdy policyjny wóz patrolowy Polowanie na stoczniowcówTo było 22 października 2002. Demonstracja, organizowana przez Sekcję Krajową Przemysłu Okrętowego „S”, miała się zacząć o godzinie 14. Logistyką przedsięwzięcia zajął się Roman Kuzimski, wiceprzewodniczący KZ „S” w Stoczni Gdynia SA, który podjął decyzję o użyciu syren, petard, a także pław dymnych w kolorze pomarańczowym. Protestujących w obronie swych miejsc pracy stoczniowców Wśród przybyłych do stolicy demonstrantów, którzy ulicą Agrykola szli w stronę Urzędu Rady Ministrów, poruszał się z prędkością pieszego polonez truck, o numerach GNE 2889, prowadzony przez związkowego kierowcę Ryszarda Szrejdera. Jadący na tzw. pace drugi wiceszef Komisji Zakładowej w Stoczni Gdyńskiej Aleksander Kozicki zaczął wydawać chętnym opony… Oprócz niego, był tam jeszcze Zenon Kieliński, Polonez zaciekawił grupę cywilówDo rozpoczęcia protestu brakowało jeszcze dobre pół godziny, gdy w pobliżu samochodu zaroiło się od dziwnych, niechlujnych albo ogolonych na zero osiłków. W tej sytuacji organizatorzy podjęli decyzję o wycofaniu poloneza z hałaśliwym ładunkiem poza obręb manifestacji i skierowaniu go do warszawskiej siedziby KK „S”, która wtedy mieściła się przy Placu Trzech Krzyży. Wyjeżdżając z ulicy Agrykola truck skręcił więc w prawo, ale policyjny radiowóz udał się na nim w pościg i zajeżdżając drogę zmusił do zatrzymania, gdzieś między Piękną a Wilczą. Kozickiego i Kielińskiego wzięto do radiowozu, a Szrejderowi, obok którego usiadł jeden z policjantów, kazano okrężną drogą – w normalnym stołecznym ruchu – pojechać na komisariat przy Wilczej. – Potem krzyczeli na mnie, wymyślali od starych durniów, straszyli – wspomina pan Ryszard, dziś już na emeryturze. – Ręce w samozaciskowych kajdankach mocno bolały. Traktowali mnie jak terrorystę. Biegły przypadkiem był na miejscuNa Wilczej sprawy potoczyły się bardzo szybko. Dość powiedzieć, że według dokumentacji postępowania przygotowawczego, dostępnej w aktach sprawy Jednak to wszystko nic, wobec faktu, że jeszcze przed początkiem demonstracji znalazł się przypadkiem w komisariacie biegły w zakresie materiałów wybuchowych dr Wojciech Pawłowski, z Politechniki Warszawskiej, który od ręki Kozicki, Szrejder i Kieliński zostali oskarżeni o to, że przewożąc petardy pirotechniczne niezgodnie z przepisami umowy europejskiej ADR „stworzyli powszechne niebezpieczeństwo eksplozji materiałów wybuchowych”. Groziło im do ośmiu lat pozbawienia wolności. Sąd nie wyraził zgody na ekspertyzy innych biegłych, np. z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, nie rozważył faktu dopuszczenia kupionych legalnie petard do powszechnego obrotu w Polsce Czy słusznie? 1200 petard hukowych Big Tiger TC5W, produkcji chińskiej, rozprowadzanych w Polsce i eksportowanych do innych krajów przez firmę Tropic PH, ze Starych Babic pod Warszawą, zawiera niespełna 5,3 kilograma środków pirotechnicznych, klasy 1.4 G. Natomiast przewóz w szczególnych warunkach nakazywano dopiero od 333 kilogramów, dziś po zaostrzeniu norm – od 300 kg W lipcu 2005 Lidia Przeździak, asesor Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście, uznała nieumyślną winę trójki oskarżonych za udowodnioną. I wymierzyła im karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa (Kozicki, Szrejder) – To jakieś absurdalne zarzuty, bo przecież petardy, których nawet nie zdążyliśmy użyć, należą do typowego arsenału manifestantów – mówi przewodniczący Kozicki. – Dwa tygodnie później protestujący policjanci urządzili pod URM-em regularną kanonadę. I nikt złego słowa im nie powiedział. Obraza przepisów postępowaniaPełnomocnik związkowców Bogusław Gotkowicz, z kancelarii Nowosielski, Gotkowicz, Kosmus i partnerzy, zaskarżył wydany wyrok w całości za „obrazę przepisów postępowania”. Gdański adwokat skrytykował sąd rejonowy za akceptację uchybień Trafność argumentów w złożonej apelacji uznał Sąd Okręgowy, który Kielińskiego uniewinnił, a sprawę dwóch pozostałych związkowców zwrócił – Przeciwko tamtej jesiennej demonstracji stoczniowców, naprawdę dobrze przygotowanej, użyto licznych prowokacji – mówi mecenas Gotkowicz. – Dowodzi tego choćby przypadek Hieronima Chmielewskiego, pobitego przez policjantów w cywilu, a potem oskarżanego przez policję o użycie przemocy. Prokuratura zachowała się w jego sprawie zupełnie jak strona w postępowaniu. 1200 petard, w oryginalnych pakietach z folii termokurczliwej po 12 sztuk każdy, znalazło się w komisariacie przy Wilczej. – To jest dowód w sprawie. A właściwie był, bo gdzieś przed rokiem okazało się, że tych petard nie ma. Chluby z pewnością to policji nie przynosi – ocenia dyrektor Katarzyna Traczuk, która przed siedmiu laty pomagała Kuzimskiemu organizować protest w obronie przemysłu okrętowego. 1 października br. ma dojść przed sądem do konfrontacji biegłych. Eksperci z WITU, mjr Wojciech Goryca i kpt. Dariusz Danielewicz, inaczej niż dr Pawłowski traktują wyroby pirotechniki widowiskowej. Jest nadzieja na uniewinnienie związkowców. – Dozór policyjny, kurator, siedem lat dolegliwej procedury. Tego już nam nikt nie odbierze – konkluduje wiceprzewodniczący Kozicki. „Tygodnik Solidarność” nr 34, z 21 sierpnia 2009 |