Zagrożeniem dla polskiej demokracji jest blokada debaty parlamentarnej w kwestiach spornych dotyczących żywotnych interesów narodu – z BOGDANEM PĘKIEM, byłym posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz

Dość!

– Dlaczego opuścił pan szeregi Polskiego Stronnictwa Ludowego?


– Zacznijmy od konkretów. W czwartek 17 października klub poselski PSL,
w gorącej atmosferze i przy jednym głosie sprzeciwu posła Wiesława Wody, przyjął stanowisko, w którym odmówił poparcia dla prywatyzacji energetyki, czyli sprzedaży Stoenu i grupy G 8, zażądał pilnego spotkania kierownictw koalicji, prezydiów klubów oraz kierownictwa rządu, a także – w proteście przeciwko rozwiązaniom siłowym na forum Sejmu – opowiedział się za odwołaniem marszałka Borowskiego. Wystąpienie klubowe w tej sprawie powierzono mnie, a nie np. znacznie przychylniejszemu wobec SLD wiceprezesowi Kłopotkowi. Stało się wówczas jasne, że przy jednolitej postawie sejmowej opozycji, z klubem PO włącznie, izba odwoła dotychczasowego marszałka. Całą serię popełnionych przez niego rażących błędów dostrzegli nawet niezacietrzewieni posłowie SLD. W tym samym dniu Borowskiego uratował z opresji Andrzej Lepper, doprowadzając demonstracyjną blokadą mównicy do przerwania obrad sejmu. Natomiast w piątek otrzymaliśmy stanowisko władz PSL, nakazujące nam bezwarunkowo, pod groźbą wykluczenia z klubu, bronić Borowskiego.


– Presja, jaką SLD wywierał w tej sprawie, nie stanowi tajemnicy...


– Publiczne straszenie, na które pozwalał sobie premier Miller, jak i żądania, które pod adresem ludowców kierował sekretarz generalny Sojuszu, wydają się po prostu niestosowne. Tak można potraktować jakichś sztubaków, a nie partię polityczną o stuletniej tradycji. Jednocześnie kolejna zmiana stanowiska, która utrwala obraz stronnictwa jako formacji chwiejnej, koniunkturalnej, z pewnością nie wyjdzie politykom PSL na zdrowie.


– Czy to znaczy, że PSL całkowicie zależy już od SLD?


– Niestety, obecne kierownictwo polityczne stronnictwa zbyt często przekracza granice dopuszczalnych ustępstw wobec koalicjanta. Przekracza również granice przyzwolenia elektoratu oraz sporej części swoich członków i działaczy, którzy nie mają wpływu na linię polityczną, ale mimo to ponoszą polityczną odpowiedzialność. Co gorsza, dla usunięcia rozdźwięków między kierownictwem partii a jej reprezentacją parlamentarną wypracowano taki model: ponieważ klub często nie zgadza się z decyzjami kierownictwa PSL, to Naczelny Komitet Wykonawczy narzuca swoją wolę parlamentarzystom, wymuszając akceptację przyjętych przez siebie uchwał. Ot, taka metoda łamania sumień. Już kiedyś musiałem głosować za utrzymaniem ministra Cimoszewicza. Więc powiedziałem sobie: dość!


– Dlaczego dopiero teraz? Przecież z polityką realizowaną przez PSL już od dawna było panu nie po drodze.


– Nie całkiem. Należy pamiętać, że za czasów koalicji z lat 1993-1997
w forsowaniu różnych kontrowersyjnych posunięć, zwłaszcza prywatyzacyjnych, pomagała Sojuszowi Unia Wolności. Natomiast dzięki uporowi PSL nie sprywatyzowano jeszcze całego sektora bankowego, nie wyzbyto się do końca sreber rodowych,
choć niewiele tego już zostało. Ale teraz ze stronnictwem dzieje się coś niedobrego: zachowuje się jakby było skazane na dyktat SLD. Zapomniano o ustaleniach zawartych w umowie koalicyjnej. A tam stało wyraźnie: nie prywatyzujemy zakładów dystrybucji energii pakietami większościowymi. Co więcej, prywatyzujemy je dopiero w drugiej kolejności, po elektrowniach, natomiast sieci nie prywatyzujemy wcale. Tymczasem okazuje się, że jednak można za zgodą Rady Ministrów, która w większości składa się
z członków SLD, sprywatyzować Stoen oraz G 8. Zaczyna się mówić również o sieciach. Okazuje się, że trzeba sprzedać większościowy pakiet PZU, BGŻ, a także rozpocząć prywatyzację PKO BP.


– Budżet ma swoje potrzeby.


– Właśnie, to nie jest prywatyzacja tylko nieumiejętne szukanie źródeł finansowania budżetu, niestety kosztem dóbr strategicznych. Wobec tego pytam, dlaczego zrezygnowano z podatku importowego, który był programowym priorytetem ludowców. Budżet dostałby potrzebne środki, a przy okazji odetchnąłby polski przemysł, handel, nawet drobna wytwórczość... Zwłaszcza że ze względu na ogromny deficyt w obrotach z UE mamy do tego podatku pełne prawo. Tymczasem zakres wyprzedaży naszego majątku narodowego niepokoi już nawet liberalnie nastawionego wyborcę, a co dopiero wyborcę, który rozumie, że naród nie może istnieć bez własności. Chyba, że ma to być naród pracowników najemnych, podług wizji, jaką roztoczył kiedyś przed Polakami Janusz Lewandowski.


– Czy zagrożeniem dla polskiej demokracji jest rzeczywiście Liga Polskich Rodzin i poseł Gabriel Janowski?


– Zagrożeniem dla polskiej demokracji jest raczej blokada debaty parlamentarnej w kwestiach spornych dotyczących żywotnych interesów narodu. Sprzyja temu zarówno bardzo niedemokratyczny regulamin Sejmu, jak i nadużywający go w interesie własnej formacji politycznej marszałek, w tym przypadku Marek Borowski, który albo nie wytrzymał nerwowo, albo chciał doprowadzić do politycznego zwarcia. Być może w nadziei, że spowoduje to wzrost słabnących notowań SLD przed wyborami, a przy okazji podkreśli tzw. warcholstwo i oszołomstwo tych, którzy domagają się kontroli prywatyzacji majątku narodowego.


– Skąd takie przypuszczenie?


– Informacja o szybkiej, pod osłoną nocy, sprzedaży 85 proc. akcji Stoenu, zakładu energetycznego obsługującego 2 mln ludzi, dysponującego światłowodami
o specjalnym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa, nie jest sprawą błahą. Borowski nie przychylił się do regulaminowo złożonego przez LPR wniosku o włączenie tej kwestii do porządku obrad, potem przerwał wypowiedź posłowi Janowskiemu, wykluczył go
z obrad nie całkiem regulaminowo. Decyzję o użyciu siły wobec posła Janowskiego podjął bez konsultacji z partnerem koalicyjnym. W dodatku, straż marszałkowska zastosowała przymus bezpośredni także wobec innych posłów, którzy nie zostali wykluczeni. A wszystko to działo się ciemną nocą. W przerwie obrad. Rodzi się więc pytanie, czy jest możliwe utrudnianie obrad podczas ogłoszonej w nich przerwy. Wreszcie sprawa kluczowa: posła, nawet tego wykluczonego z obrad, nie można pozbawić prawa głosowania, bo to jest niezgodne z naszą konstytucją. Trudno uwierzyć, aby marszałek Borowski po prostu o tym nie wiedział.


„Tygodnik Solidarność” nr 45, z listopada 2002