strona główna arrow portrety arrow Wojownik Solidarności

Uporządkowany. Stabilny w poglądach. Potrafi walczyć jak wojownik, nigdy nie odpuszcza. Życzliwy ludziom. I absolutnie lojalny. Komunizm rozwalał z pasją. To naprawdę przyzwoity człowiek. Konsekwentny, wymagający, wyrazisty, więc ma wrogów. Wierny zasadom, które realizuje twardą ręką. Strateg i polityczny realista. Bezkompromisowy. Jak się przy czymś uprze… Ale pomysły ma dobre. Na przykład, żeby przywrócić Święto Trzech Króli.

Wojownik Solidarności

Urodzony w 1945 roku w Częstochowie Jerzy Janusz Kropiwnicki, ekonomista, polityk, człowiek Solidarności, w czasach PRL działacz opozycji, to ktoś z charyzmą przywódcy, postać całkiem niepowszednia. Wśród znajomych i przyjaciół cieszy się opinią osoby nieustępliwie dążącej do celów uznanych za godne realizacji. Współpracownicy widzą w nim nie tylko wymagającego szefa, ale i kogoś z wizją,
kto zmierza do przebudowy otaczającej go rzeczywistości.

Porwała go Solidarność

– Zdarza mu się udzielić ojcowskiej reprymendy, ale mimo pokoleniowej różnicy potrafi znaleźć wspólny język z młodymi. Umie też rozładować napiętą sytuację żartem, co zaprzecza obiegowej opinii, że jest niedostępny i surowy – mówi Dominika Ostrowska-Augustyniak, szefowa wydziału promocji w łódzkim ratuszu, która siebie zalicza do pokolenia JP2.

Kropiwnicki, absolwent stołecznej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, która dziś nosi miano Szkoły Głównej Handlowej, doktoryzował się na Uniwersytecie Łódzkim. Później był tam pracownikiem naukowo-dydaktycznym. Latem 1980 zafascynowała go Solidarność. I tak już zostało…

– Spotkało się trzech wspaniałych ludzi w jednym miejscu i czasie, choć każdy nadawał na trochę innej fali. Andrzej Słowik był robotnikiem, Kropiwnicki ekonomistą, świeżo po doktoracie, a Grzegorz Palka inżynierem. Oni uosabiali łódzką Solidarność – wspomina Waldemar Krenc, również absolwent ekonomii, dziś przewodniczący ZR „S” Ziemia Łódzka.

– Z Kropiwnickim poznaliśmy się w MKZ, na samym początku. Zwróciłam na niego uwagę, bo w związku było niewielu sprawnych inteligentów. A Jurek doskonale się w tym sprawdzał. Pisał dziesiątki artykułów, formułował odezwy, pilnował druku. Działanie w związku było wówczas chyba jego jedyną pasją – opowiada Maria Dmochowska, lekarka, siostra Jana Józefa Lipskiego, w stanie wojennym
internowana w Gołdapi, dziś wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej.

Potrzebny był anty-Balcerowicz

Podobnie Mieczysław Gil, historyczny przywódca związku w Małopolsce, widzi w Kropiwnickim jedną z tych postaci, których znaczenie dla wielkiego ruchu zrodzonego w Sierpniu ‘80 trudno przecenić. Choćby dlatego, że łódzki działacz od początku traktował ideę Solidarności trochę szerzej, tak po Tischnerowsku, więc w związkowych strukturach chciał widzieć narzędzie do efektywnego przekształcania rzeczywistości,
a nie tylko sposób zaspokajania prostych motywów rewindykacyjnych.

– W przeciwieństwie do neofitów i doktrynerów liberalizmu, których zachwyciła koncepcja niewidzialnej ręki rynku, Kropiwnicki potrafił znaleźć właściwe proporcje między ekonomizmem a społeczną wrażliwością. Wiedział, że procesu transformacji
nie można puścić na żywioł, tak jak zrobiono to u nas – ocenia Gil, obecnie przewodniczący Stowarzyszenia Polskich Chrześcijańskich Demokratów (SPChD).

– Kropiwnicki miał bardziej prosocjalną wizję polityki gospodarczej, ja się skłaniałem ku bardziej radykalnej gospodarce rynkowej, ale to w niczym nie przeszkadzało mi szanować jego poglądów i osoby – zapewnia prof. Paweł Łączkowski, prawnik i lider Partii Chrześcijańskich Demokratów (PChD), po 1999 PPChD.

Łączkowski, dziś profesor Collegium Polonicum w Słubicach, który wycofał się
z czynnej polityki, podkreśla umiejętność ponadpartyjnej współpracy i walory strategicznych pomysłów Kropiwnickiego, z czasów gdy był on jedną
z pierwszoplanowych postaci Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Dobrze pamięta też niekorzystne otoczenie, w jakim przyszło działać Kropiwnickiemu, kierującemu wówczas Centralnym Urzędem Planowania.

– Musiał staczać boje z liberałami z KL-D: Osiatyńskim, Lewandowskim, Bieleckim, także z własnym kolegą partyjnym Henrykiem Goryszewskim, ale nie dał się zjeść – puentuje wicepremier w rządzie Hanny Suchockiej.

To on spytał o aneksy

Kropiwnicki pełnił cztery ministerialne funkcje w trzech tzw. solidarnościowych rządach po roku 1989. Przed udziałem w rządzie Suchockiej, był szefem resortu pracy
i polityki społecznej u premiera Olszewskiego. W koalicyjnym gabinecie Jerzego Buzka kierował Rządowym Centrum Studiów Strategicznych. Karnie urlopowany w 1999
za niepoparcie kandydatury Leszka Balcerowicza na szefa NBP, wrócił do rządu
w następnym roku jako minister rozwoju regionalnego i budownictwa.

– Wspólnie z Jackiem Saryuszem Wolskim, Marią Karasińską-Fendler i grupką innych osób kładł podwaliny pod rozwój polityki regionalnej, której wcześniej w naszym kraju w ogóle nie prowadzono – mówi Maria Maciaszczyk, długoletnia współpracownica Kropiwnickiego jeszcze od czasów Solidarnościowej konspiry.

Pytana o osiągnięcia z czasów ministerialnych nie ma żadnych wątpliwości.

– Największy sukces? To właśnie minister Kropiwnicki podczas posiedzenia rządu zadał pytanie o aneksy do umowy w sprawie terenów zajmowanych wcześniej przez stacjonujące w Polsce wojska radzieckie. Wtedy dopiero przyjrzano się dokładniej tym załącznikom, no i zaczęło się... – dyrektor Maciaszczyk zawiesza głos.

Pamiętamy dobrze, jaką presję musiał wywrzeć premier Olszewski na przebywającym z wizytą w Moskwie Lechu Wałęsie, aby terytorium naszego kraju nie stało się siedzibą nieformalnych enklaw mafijno-szpiegowskich, zupełnie wyłączonych, jak uprzednio sowieckie bazy wojskowe, spod jurysdykcji i kontroli polskich władz.

W listopadzie 2002, nieco ponad rok po wyborczej klęsce AWS, Jerzy Kropiwnicki został prezydentem Łodzi. W cztery lata później rozpoczął drugą
kadencję w łódzkim ratuszu. Ale ani demokratyczne potwierdzenie mandatu,
ani zobiektywizowane wskaźniki, ani wreszcie zmieniające się, piękniejące w oczach mieszkańców i przyjezdnych miasto, nie są w stanie zahamować wściekłego ataku lokalnych mediów na jego ekipę prezydencką.

Prezydent w fotelu lotniczym

Udział nakładów inwestycyjnych w budżecie miasta wzrósł z niespełna 13
do przeszło 30 proc. Deficyt budżetowy, który w 2002 wynosił 10,5 proc. został ograniczony do niespełna 5 proc. Ale kogo to w mediach obchodzi?

Wprawdzie Kropiwnicki jest we władzach utworzonej przez siebie formacji politycznej pn. Chrześcijański Ruch Samorządowy, jednak reelekcję osiągnął kandydując z listy Prawa i Sprawiedliwości, co mogłoby trochę tłumaczyć rytualne wręcz przejawy wrogości łódzkich mediów. Ale nie do końca, tym bardziej że do podkręcenia politycznej rozgrywki między samorządowcami, swoim rankingiem najlepszych prezydentów miast, chcąc nie chcąc, przyczynił się Newsweek, edycja polska.

– Mimo złej prasy, jaką ma teraz w Łodzi Kropiwnicki, jego prezydenturę można oceniać bardzo wysoko. Łódź to wyjątkowo trudny teren. Stawiany często za wzorzec Wrocław jest od powodzi w 1997 intensywnie zasilany funduszami centralnymi, ma także międzynarodową markę – mówi prof. Łączkowski. – W dodatku SLD uważa,
że Łódź mu się niejako z klucza i peerelowskich tradycji należy, więc Kropiwnicki,
który siedzi tu jak na wysuniętej stanicy kresowej, bardzo ich irytuje.

– Przeciwnicy, a za nimi media, często wyrzucają prezydentowi wyjazdy zagraniczne, bo nie chcą dostrzec w nich metody prowadzenia skutecznej polityki samorządowej. A przecież w dobie globalizacji, nie da się osiągnąć niczego,
siedząc za biurkiem z napisem: prezydent miasta Łodzi – mówi przewodniczący Krenc.
– Trzeba stwarzać przychylny klimat dla inwestorów . Bez tego nadal tkwilibyśmy
w katastrofalnym bezrobociu, które w Łodzi czasów transformacji osiągało poziom
25-30 proc. Natomiast dziś wynosi zaledwie 6,8 proc.

– Pierwszą transzę dotacji, przyznanej za rządów Kaczyńskiego na rozwój lotniska, otrzymaliśmy dopiero w tym roku. Wcześniej nowoczesny terminal, zdolny obsługiwać linie międzynarodowe, budowaliśmy ze środków własnych – mówi dyrektor Maciaszczyk. – Lotnisko uzyska finalny kształt w 2013. Podziemny tunel pod miastem, który połączy wpuszczone pod ziemię dworce kolejowe – Łódź Kaliską z Łodzią Fabryczną – ma być skończony trzy lata później. Ale już w przyszłym roku
w najnowocześniejszej hali sportowej Europy odbędą się mistrzostwa kontynentu
w siatkówce i koszykówce.

Czepialscy mają za złe

Jeśli dodać do tego Manufakturę, odnowione fasady Piotrkowskiej, pięćdziesięciokilometrową trasę tramwaju regionalnego, ale także porządkowanie targowisk, połączone z eliminacją tzw. handlu pudełkowego ze śródmiejskich ulic,
to trudno nie przyznać, że Łódź pięknieje w oczach. Czepialscy przyczepią się jednak do wszystkiego. Narzekają i na handel uliczny, i na gnębienie biednych kobiet, które chcą sobie dorobić na życie. No i mają używanie, gdy zamiast obcesowej, popeerelowskiej formy „ulica Teresy” pojawi się nazwa w pełnym brzmieniu „ulica św. Teresy od Dzieciątka Jezus”.

Czy tak trudno zrozumieć sentyment Kropiwnickiego do tej właśnie świętej? Nie, ale trzeba wiedzieć, że gdy obecny prezydent miasta, po zwolnieniu z wiezienia
w 1984 tułał się bez pracy, co wtedy naprawdę narażało na szykany milicji i służby bezpieczeństwa, to zatrudnienie w przykościelnej bibliotece zaproponował mu salezjanin ks. Józef Belniak, ówczesny proboszcz kościoła właśnie pw. św. Teresy
od Dzieciątka Jezus.

– Praca w bibliotece była pro forma, naprawdę Kropiwnicki, jako doświadczony działacz związkowy pomógł mi w zorganizowaniu drugiego, oprócz jezuitów, miejsca
w Łodzi, gdzie odbywały się msze za ojczyznę oraz półkonspiracyjne spotkania z ludźmi opozycji w dolnej sali pod kościołem – wspomina ks. Belniak, dziś już formalnie
na emeryturze w Żyrardowie.

Za to zatrudnienie w bibliotece Jerzy Kropiwnicki zrewanżował się w latach 90., gdy dawny proboszcz od św. Tereski był już dyrektorem salezjańskiej szkoły przy ulicy Wodnej. Ówczesny minister przyjeżdżał specjalnie z Warszawy i za darmo prowadził
tam zajęcia.

Ziemia Święta…

– Do dziś się przyjaźnimy, jesteśmy po imieniu – mówi ks. Belniak. – Latem
tego roku zaprosił mnie i o. Łągwę na organizowaną przez siebie pielgrzymkę do Turcji, śladami św. Pawła. Jako kapelani grupy pielgrzymkowej mieliśmy podróż gratis.
Myślę, że ta wyprawa zaowocuje trzecią książką.

Pielgrzymki, nie tylko do Ziemi Świętej, to specjalność Kropiwnickiego. Był np. na wszystkich pielgrzymkach ks. Jerzego na Jasnej Górze. I zawsze zjawiał się tam w sobotę, a nie dopiero w niedzielne przedpołudnie.

O. Józef Łągwa SI chwali wydany dwa lata wcześniej album prezydenta o Ziemi Świętej: – Rzecz profesjonalna jak habilitacja, ale czyta się świetnie, bo autor podszedł do tego z sercem.

To właśnie o. Łągwa odprawiał mszę o uzdrowienie, gdy prezydent poważnie zachorował. Po niespełna roku, podczas kolejnej pielgrzymki obaj wspinali się na Górę Synaj. Jezuita pod wrażeniem kondycji rekonwalescenta powiedział: „Prezydent to
ma olimpijską formę”. W odpowiedzi usłyszał, że trzeba walczyć.

Dla osiągnięcia celu, o którego słuszności jest przekonany, Jerzy Kropiwnicki potrafi zrobić dużo. Bardzo dużo. Np. powołać komitet inicjatywny, który zbierze
680 tys. głosów poparcia dla przywrócenia odebranego wiernym Święta Trzech Króli.
A jego wystąpienie sejmowe w tej sprawie, osadzone w systemie jednoznacznie określonych wartości, potwierdziło świetne przygotowanie merytoryczne i cenną zwłaszcza u polityka umiejętność przedstawiania swoich racji. Szkoda, że posłowie tego nie zauważyli.

– Nie udało się za pierwszym razem, ale spróbujemy ponownie, tylko tym razem postaramy się zebrać milion podpisów – mówi z przekonaniem przewodniczący Krenc.

… Ziemia Obiecana

Elementy paradnego stroju i zewnętrznych oznak władzy miejskiej,
które w innych metropoliach bywają dość okazałe, w Łodzi zredukowano do czapki, przypominającej maciejówkę, z czerwono-złotym otokiem i szarfy w tych samych, miejskich barwach, które pojawiają się w herbie i na sztandarze.

– Nasz szef chciałby, żeby strój był skromny, a przede wszystkim funkcjonalny – wyjaśnia wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski. – Szarfa, na wzór tych używanych przez włoskie władze samorządowe, świetnie torowała nam drogę w tłumie,
gdy w 2003 pojechaliśmy poświęcić sztandar do papieża.

– A czapka?

– Część wielkich uroczystości z okazji 60. rocznicy likwidacji łódzkiego getta odbywała się na cmentarzu. Jak wiadomo, żydowska wrażliwość religijna domaga się, aby mężczyźni na kirkucie mieli głowy nakryte. Łódzka czapka, według projektu prezydenta Kropiwnickiego, pozwoliła nam spełnić te oczekiwania.

Za podtrzymywanie i wierność tradycjom Solidarności tytuł Człowieka Roku „Tygodnika Solidarność” w 2008 otrzymał pan
Jerzy Kropiwnicki, prezydent Miasta Łodzi.

„Tygodnik Solidarność” nr 51,52, z 19-26 grudnia 2008