Unijny pakiet klimatyczny, wymuszający gwałtowną redukcję emisji CO2, może nas pozbawić korzyści z węgla brunatnego. Jedynego, poza węglem kamiennym, surowca energetycznego, w który jesteśmy naprawdę zasobni.

Brunatne złoto

Zanim materia roślinna, w sprzyjających warunkach i po odpowiednio długim czasie w procesie tzw. uwęglenia stanie się antracytem, musi przejść przez cztery etapy pośrednie. Są to kolejno: torf, węgiel brunatny miękki, węgiel brunatny twardy, wreszcie węgiel kamienny. Wartość opałowa, niewielkie zasiarczenie (średnio 1,6 proc.), zawartość innych substancji oraz wilgotność (średnio 53 proc.) węgla brunatnego miękkiego przesądzają o jego przydatności dla celów energetycznych.
Ale zanim do tego doszło, musiało minąć – w przypadku polskich zasobów – od 12
do 32 mln lat.

W niecce żytawskiej, położonej na pograniczu Polski, Czech i Niemiec, w górnym biegu Nysy Łużyckiej, eksploatację węgla brunatnego rozpoczęto w połowie osiemnastego stulecia. Przez przeszło 150 lat prowadzono wydobycie w setce niewielkich kopalń podziemnych. Pierwsza większa kopalnia odkrywkowa na ziemiach polskich – dziś „Turów”, pierwotnie „Herkules” – powstała w 1905 roku. Natomiast pierwsza odkrywka w pobliżu Konina pochodzi z roku 1941.

Paliwo naszej energetyki

Wydobycie tego surowca wzrosło i nabrało znaczenia od połowy lat 60. ubiegłego stulecia, kiedy to zbudowano elektrownie „Adamów”, „Pątnów”, „Turów”,
a później „Bełchatów”. Nie ulega wątpliwości, że dziś węgiel brunatny jest podstawowym surowcem energetycznym w naszym kraju. I choć jest to – ze względu na wysoki stopień zawodnienia – gorsze paliwo niż węgiel kamienny, a także mniej kaloryczne niż np. gaz, to przecież energetycy całkiem dobrze sobie z nim radzą.

– Przeszło połowa prądu produkowanego w Polsce pochodzi z tych wielkich elektrowni opalanych węglem brunatnym. I ten prąd jest tańszy niż z węgla kamiennego, gazu czy ropy naftowej – mówi Mirosław Rutkowski, z Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG).

Polska, z rocznym wydobyciem rzędu 60 milionów ton, jest piątym w świecie producentem tej kopaliny, po Niemczech, Rosji, USA i Korei Północnej. Przeszło 90 proc. obecnego zapotrzebowania na węgiel brunatny pokrywają trzy wielkie kopalnie odkrywkowe: „Bełchatów” (58 proc.), „Konin” (19 proc.), „Turów” (15 proc.).

Ocena przydatności węgla brunatnego jako surowca w energetyce wywoływała nieraz spory, ale specjaliści z PIG nie mają wątpliwości, że zalety tego paliwa w polskich warunkach znacznie przewyższają jego wady. Według szacunków dr. Jacka Roberta Kasińskiego, przedstawionych przed dwoma laty na konferencji poświęconej bezpieczeństwu energetycznemu kraju, jeszcze co najmniej do roku 2030 aż 60 proc. energii elektrycznej będziemy produkować w elektrowniach opalanych węglem kamiennym i brunatnym.

Dlaczego właśnie brunatny?

„Węgiel brunatny jest jednak najtańszym źródłem energii (około 19 USD/MWh), co stanowi około 65 % kosztów energii uzyskiwanej z węgla kamiennego. Cztery
z pięciu wielkich elektrowni opalanych węglem brunatnym produkują energię tańszą niż najtańsza, z pracujących na węglu kamiennym elektrownia «Opole»” – czytamy w opracowaniu dr. Kasińskiego, z czerwca 2006.

Co istotne, wszystkie te szacunki i oceny podtrzymał Kasiński w trakcie konferencji „Przyszłość górnictwa i energetyki opartej na węglu brunatnym w Polsce i Europie”, zorganizowanej m. in. przez krakowską Akademię Górniczo-Hutniczą, Komitet Górnictwa PAN oraz Państwowy Instytut Geologiczny, pod koniec czerwca 2008.

Podobne opinie przedstawił podczas tej konferencji dr Henryk Jacek Jezierski, główny geolog kraju. A także specjalizujący się w problematyce wydobycia
i wykorzystania tego surowca prof. AGH Zbigniew Kasztelewicz.

Dlaczego węgiel brunatny? Bo go mamy i mamy go dużo. Zasoby tego surowca, według danych zaktualizowanych na rok 2004, wynoszą prawie 30 miliardów ton, co stanowi około 6 proc. nadających się do wydobycia zasobów światowych, szacowanych obecnie na 512 miliardów ton. Bo korzystne warunki geologiczne
oraz współczesna technologia wydobycia tej kopaliny sprawiają, że w przeliczeniu na tzw. wartość opałową ten surowiec jest najtańszym źródłem energii w Polsce. Aż 53 proc. produkowanej u nas energii elektrycznej pochodzi z węgla brunatnego. I na razie to się nie zmieni.

Legnica jak Monachium

Ale w przyszłości może być inaczej. Eksploatowane dotąd odkrywki zaczną się wyczerpywać. Istniejące kopalnie, nawet przy wykorzystaniu tzw. złóż satelickich, będzie trzeba zamykać: „Adamów” w 2029 roku, „Turów” i „Konin” odpowiednio 6 i 8 lat później, a w połowie stulecia – ustaną prace wydobywcze także w „Bełchatowie”. Najtańszego dotąd surowca naszej energetyki zacznie stopniowo ubywać, ale zapotrzebowanie na energię elektryczną z pewnością równie szybko się nie zmniejszy.

– Decyzję, czy węgiel brunatny pozostanie strategicznym surowcem polskiej energetyki, trzeba podjąć jak najszybciej, ponieważ uruchomienie kopalni odkrywkowej to długi proces – mówi Mirosław Rutkowski. I podaje przykład wielkiego złoża podchodzącego do granic dwumilionowego Monachium, którego przygotowanie do eksploatacji przez obecną także w Polsce firmę RWE Power AG trwało równe dwadzieścia lat.

Przykład z Monachium jest o tyle ważny, że najbogatsze z rozpoznanych w Polsce złóż węgla brunatnego również przylega do miasta. Mowa tu o składającym się z trzech pól – zachodniego, północnego i wschodniego – złożu Legnica, którego łączne zasoby szacuje się na ponad 3 miliardy ton węgla o dobrej jakości energetycznej. Warto dodać, że znaczna część legnickich zasobów, spełnia wysokie wymagania dla tzw. węgla brykietowego.

W 2006 zespół, kierowany przez dr. Kasińskiego zbadał, które z rozpoznanych i udokumentowanych złóż zapewniają najdogodniejsze warunki eksploatacji. Przeprowadzono wieloczynnikową waloryzację, analizowano względy ekonomiczne i geośrodowiskowe, uwzględniano też szanse na uzyskanie społecznej akceptacji dla ewentualnych inwestycji. Jak wiadomo, wielka dziura w ziemi nikomu się nie podoba, a dla lokalnej społeczności jest po prostu uciążliwa.

Można tylko zgadywać, czy to przypadek czy swoista ironia losu sprawiły, że z trzech obszarów legnickiego złoża najwyższą pozycję w tym waloryzacyjnym rankingu zajęło podchodzące pod samo miasto pole zachodnie.

Co począć z dziurą w ziemi

Jak przezwyciężyć opór lokalnej społeczności i organizacji ekologicznych? W grę wchodzą zwykle kontrybucje, przesiedlenia na korzystnych warunkach, finansowanie elementów infrastruktury w regionie, takich jak wodociągi lub kanalizacja.

– Oczywiście potrzebne są wzajemne ustępstwa, ale dziś wyrobiska się zasypuje, stosując tzw. zwałowanie wewnętrzne, a tereny poddaje rekultywacji. Zdarzało się już, że bonitacja, czyli ocena jakości gleby pod kątem jej wartości użytkowej, na terenach zrekultywowanych była wyższa niż przed powstaniem kopalni – zapewnia Rutkowski.

Przysłowiowa dziura w ziemi zresztą nie musi być utrapieniem dla lokalnej społeczności. Dobrze ilustruje to przykład ze Szwecji, gdzie – jak wiadomo – obowiązują standardy ekologiczne wyższe od unijnych. Ale w zamkniętym kamieniołomie, w którym jeszcze do 1990 wydobywano wapień, została urządzona polowa scena operowa. Otoczony lasem naturalny amfiteatr, ze wspaniałą akustyką stał się dodatkową atrakcją turystyczną Krainy Dolin (Dalarna), znanej przede wszystkim z pięknych lasów i czystych jezior. Można sobie tylko wyobrazić jak zabrzmiał tu latem 1997 wagnerowski „Pierścień Nibelungów”... Wśród atrakcji na sezon bieżący są „Pieśni świeckie”, czyli „Carmina Burana” Orffa, „Otello” Verdiego czy „Madame Butterfly” Pucciniego, ale także koncerty m. in. Krisa Kristoffersona, Manhattan Transfer oraz Blood, Sweat and Tears. Podobny kamieniołom w krakowskiej dzielnicy Zakrzówek od lat pełni funkcję pięknego, choć nieformalnego kąpieliska.

Trudny rachunek korzyści

– Jeśli użycie węgla brunatnego przy produkcji energii elektrycznej nie zostanie przewidziane w polityce energetycznej kraju, to nie zdołamy uruchomić złóż legnickich, które należą do najzasobniejszych w Europie – mówił prof. Kasztelewicz, z AGH, podczas czerwcowej konferencji. Organizatorzy tego spotkania są trochę zawiedzeni nikłym odzewem, jaki wzbudziło ono wśród polityków. Z punktu widzenia geologów, decyzje już są spóźnione, a przecież nie zaczęto jeszcze na dobre publicznej debaty w tej sprawie.

Kopalni odkrywkowej nie buduje się przecież z dnia na dzień. Uruchomienie złóż legnickich, które po wyłączeniu wyeksploatowanych odkrywek pozwoliłyby utrzymać bilans wydobycia – a więc i cenę energii elektrycznej – na pożądanym poziomie, wymaga zmiany planów zagospodarowania terenu i wysiedlenia około 250 gospodarstw.

Niskie dotąd koszty produkcji energii elektrycznej w Polsce ostro pójdą w górę, gdy po roku 2012 skończą się darmowe limity emisji dwutlenku węgla, przyznawane krajom członkowskim przez Komisję Europejską. Już dziś limitowanie poziomu emisji CO2 rodzi problemy dla naszej gospodarki. Do przyznanych nam na ten rok 208 milionów ton przydałoby się jeszcze dodatkowo co najmniej ze 40 mln ton. Aż strach pomyśleć, jak sobie poradzimy, gdy prawo do emisji każdej tony CO2 trzeba będzie kupić na aukcji... Przy wyraźnej w Polsce dominacji paliwa węglowego będzie nas to sporo kosztowało, o ile uda się nam przelicytować zamożniejszych konkurentów i w ogóle zakupić jakieś limity.

Chyba że sprawę ponadnormatywnych emisji dwutlenku węgla rozwiążemy jakoś inaczej. Główny geolog kraju dr Jezierski jest przekonany, że będzie to możliwe m. in. dzięki metodzie sekwestracji CO2, która polega na wychwytywaniu tego gazu w procesie technologicznym i trwałym izolowaniu go od biosfery, na przykład przez składowanie w zasolonych wodach podziemnych. Ale i w tym przypadku potrzebna jest dyrektywa unijna, której na razie brak.

Do rozwiązania problemu przyczyniłaby się też z pewnością tzw. zeroemisyjna elektrownia o wielkiej mocy, która zaopatrywana w paliwo ze złóż legnickich mogłaby produkować powyżej 30 terawatogodzin (TWh) energii elektrycznej rocznie.

Powstaniem dużego kombinatu elektroenergetycznego w tamtym regionie jest zainteresowana spółka KGHM SA. Eksploatacja legnickich złóż węgla brunatnego umożliwiłaby bowiem w przyszłości, za 20-30 lat, gdy wydobycie miedzi stanie się już nieopłacalne, przekierowanie wielkich rzesz górników z KGHM do pracy w kopalni odkrywkowej. Stając się jednocześnie, co istotne, czynnikiem społeczno-gospodarczej stabilizacji regionu.

Czy Legnicy uda się pójść w ślady Monachium? Jak dotąd, zgoda na wykorzystanie tych zasobów, które łącznie z pobliską Ścinawą są szacowane na 14,5 miliarda ton, jeszcze nie zapadła.

„Tygodnik Solidarność” nr 32, z 8 sierpnia 2008