strona główna arrow portrety arrow Pilecki - ułan integralny

W historii życia rotmistrza Pileckiego uderzają dwie niejako przeciwstawne cechy: heroizm czynów i pewna zwyczajność osoby. Ale to jednak zwyczajność pozorna, całkiem niedzisiejsza. Tak jak niedzisiejsze jest jego bohaterstwo. Herosi kreowani przez sztaby hollywoodzkich scenarzystów nie dorastają Pileckiemu do pięt.

Pilecki – ułan integralny

Żył jak na współczesne standardy krótko, niespełna pół wieku, jednak niezwykłymi zdarzeniami z jego biografii można by obdzielić co najmniej kilka osób, dobrze zasłużonych bliskim, bliźnim i ojczyźnie. Zakrój i świetność żołnierskich, ale też ludzkich osiągnięć rotmistrza Pileckiego budzą wyłącznie podziw, jednak niektóre podstawowe fakty z jego biografii są, niczym u legendarnych bohaterów czy mitycznych półbogów, owiane mgłą tajemnicy.

Do dziś nie znamy z całkowitą pewnością dokładnych dat urodzin i śmierci „Ochotnika do Auschwitz”, choć Adam Cyra, niewątpliwie najlepszy znawca życia i dokonań bohaterskiego polskiego kawalerzysty, na którym komuniści dokonali mordu sądowego, w podtytule swej fundamentalnej pracy o Pileckim jako graniczne daty podaje lata 1901 – 1948.

Dodał sobie lat?

Rok śmierci nie jest zresztą przez nikogo kwestionowany, ale co do daty dziennej brak już takiej pewności. Wspomniany wcześniej Cyra wskazuje na dzień 25 maja, opierając się zapewne na protokole wykonania wyroku śmierci w mokotowskim więzieniu, ale w innych źródłach (także w Wikipedii) pojawia się ponadto data 15 maja 1948.

Istnieją relacje współwięźniów opisujące ostatnie chwile przed egzekucją,
ale nie wiadomo, gdzie spoczęły prochy Pileckiego. Jako najbardziej prawdopodobne miejsca pochówku wymienia się tereny przylegające wówczas do cmentarza na Służewie lub podobne miejsce przy Cmentarzu Powązkowskim, dziś włączone w jego obręb jako kwatera Ł, tzw. „Łączka”.

Brak też pewności co do faktycznej daty urodzin Witolda Pileckiego, herbu Leliwa, syna Juliana i Ludwiki z Osiecimskich. Zarówno wdowa Maria Pilecka, jak i starsza siostra Witolda – Maria zgodnie twierdziły, że stało się to 12 listopada 1902, ale Adam Cyra, w oparciu o oficjalne dokumenty wojskowe z czasów niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej, a także własnoręczne życiorysy Pileckiego przyjmuje dzień
13 maja 1901.

To może dziwić, zwłaszcza wobec sprostowania daty urodzin przez samego Pileckiego przed komunistycznym sądem, choć sprawę komplikuje tu dość prawdopodobny błąd protokolanta. Jednak motywy „dodania sobie lat” w 1918 przez młodziutkiego harcerza, który rwał się do walki o wytyczenie sprawiedliwych granic odradzającej się ojczyzny, wydają się chyba oczywiste.

Z patriotycznego gniazda

Urodzony w niewielkim Ołońcu, w rosyjskiej części Karelii, blisko granicy fińskiej, wychowany w Wilnie i Orle, Witold Pilecki pochodził z rodziny o wielkich tradycjach i zasługach patriotycznych, wywodzącej się z okolic Lidy. Dziadek po mieczu Józef za udział w Powstaniu Styczniowym zapłacił siedmioma latami zesłania i konfiskatą dóbr w Starojelni. Majątek w Sukurczach ocalał tylko dlatego, że był zapisany na panieńskie nazwisko babki Domeykówny.

W czasie niepodległościowego zrywu z roku 1863 w skrytce sukurczańskiego dworu ukrywano rannego powstańca. Właściwie nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie stacjonował we dworze oddział rosyjskich wojsk pacyfikujących powstanie... W razie wpadki konfiskata Sukurcz byłaby pewna.

Ojciec Julian, leśnik z wykształcenia, osiągnął stanowisko rewizora leśnego i ożenił się z Ludwiką z Osiecimskich, również leśniczanką. Ród Osiecimskich, podobnie jak Pileckich, dotknęły konfiskaty za udział w powstańczych zmaganiach, a według rodzinnej legendy Artur Grottger w swym obrazie, zatytułowanym „Ucieczka”, sportretował właśnie jednego z członków rodziny matki rotmistrza.

Tradycje rodzinne, wychowanie w kulcie osobistej dzielności, ofiarności i poświęcenia dla ojczyzny, a także formacja religijna kształtująca postawy moralne oraz pożądane cechy charakteru – oto kulturowo-społeczne środowisko w jakim wzrastał młody Witold. Już od dzieciństwa zapalony uczestnik gier i zabaw o charakterze wojskowym, ale wykazujący również talenty do rysunku, muzyki czy poezjowania.

Harcerz, strażak, kawalerzysta

Jako szesnastoletni harcerz, w walkach o Wilno dowodził placówką przy Ostrej Bramie. Trudno o bardziej znamienne doświadczenie dla Polaka-katolika. Co ważne, oprócz dzielności, niekiedy nawet graniczącej z żołnierską brawurą, Pilecki przejawiał precyzję i przenikliwość myślową, skłonność do systemowego – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – ujmowania problemów czy zadań, ale także łatwość i skuteczność w działaniu.

To się przejawi nie tylko w sposobie organizowania efektywnych konspiracyjnych struktur – Tajnej Armii Polskiej (TAP) po przegranej wojnie obronnej
z września 1939, Związku Organizacji Wojskowych (ZOW) w obozie Auschwitz czy tzw. grupy Pileckiego już po zakończeniu wojny światowej – ale również w zaskakująco dobrych efektach działalności cywilnej.

W krótkim okresie spokojnego i rodzinnego życia, Pilecki nie tylko sprawnie gospodarował na odziedziczonym majątku ziemskim, nie tylko odbywał kolejne przeszkolenia wojskowe, nie tylko zyskiwał prestiż i uznanie u krewnych i sąsiadów,
ale znajdował jeszcze czas, by malować obrazy do kościoła w sąsiedniej wsi Krupa, gdzie jego żona Maria, z Ostrowskich, pracowała jako nauczycielka.

„Zarządzany gospodarską ręką majątek w Sukurczach – pisze Adam Cyra – rozwijał się coraz bardziej, specjalizując się w produkcji nasion koniczyny, a masło z miejscowej mleczarni sprzedawane było aż w Wilnie”. To, że masło awans na wileńskie stoły zawdzięczało swej jakości, wydaje się oczywiste, ale trzeba jednak dodać, że współzałożycielem (wraz z Wacławem Szukiewiczem) i prezesem tej mleczarni był właśnie Pilecki. Był też, co dziś za sprawą polityków nie brzmi najlepiej, naczelnikiem Ochotniczej Straży Pożarnej. A od wiosny 1932 zorganizował w Krupie konne przysposobienie wojskowe, wzorowane na lekkiej kawalerii, czyli tzw. „Krakusów”.

Otarł się o najważniejszych

Wielkość nie jest cechą przechodnią, obcowanie z prawdziwymi osobowościami nie czyni jeszcze z nikogo bohatera, ale jest faktem poświadczonym przez biografów rotmistrza, że Witold Pilecki spotkał na swej drodze wiele wybitnych postaci.

W czasie walk o wschodnie granice Polski, w latach 1918–1921, był (jako mniej więcej szesnastolatek) ułanem oddziału pod dowództwem słynnych braci majora Władysława i rotmistrza Jerzego – Dąmbrowskich. Oddział ten, przemianowany na Dywizjon Jazdy Wileńskiej, stał się potem regularną formacją odrodzonego Wojska Polskiego. A Jerzy Dąmbrowski był jako pierwszy, jeszcze przed majorem Szendzielarzem, szeroko znany pod przydomkiem „Łupaszki”.

Pilecki zetknął się bezpośrednio z gen. Lucjanem Żeligowskim, słynnym później mjr. Edmundem Galinatem, a także z samym marszałkiem (wtedy jeszcze generałem) Edwardem Rydzem-Śmigłym. W sąsiadującej z majątkiem Pileckich Borówce zamieszkali teściowie Rydza-Śmigłego, ale i on sam często tam bywał. Podobno w czasie jednego ze wspólnych polowań w lasach Pileckiego późniejszy rotmistrz został przez generała zaprzysiężony jako oficer polskiego wywiadu. Czy tak było naprawdę? To jedna z tajemnic okrywających bohaterską biografię autora słynnego „Raportu Witolda”.

W jego teczce wojskowej znajduje się opinia: „Pilecki wykazał na froncie [nad Niemnem, w lipcu 1920 – dop. wż] bardzo dobrą postawę bojową, jako żołnierz śmiały, energiczny i orientujący się w sytuacji”.

Konspirator i państwowiec

Miał też rękę do ludzi i duże zdolności organizacyjne. Dowodzi tego rozmach,
z jakim rozwinął konspirację w Auschwitz, a także udane akcje scaleniowe, powstanie ponadpartyjnego komitetu politycznego i tzw. Rady Pułkowników. Pilecki, znany w obozie jako Tomasz Serafiński, unikał wciągania do konspiracji oficerów WP, którzy nie ukryli swych prawdziwych tożsamości. Ale odstąpił od tej zasady, by nie posądzono go o niechęć przekazania przywództwa ZOW komuś wyższemu rangą.

Jeszcze przed pójściem do Auschwitz przekonał mjr. Włodarkiewicza, by struktury wojskowe TAP podporządkować Związkowi Walki Zbrojnej, dowodzonemu przez płk. Grota-Roweckiego. Nie było to wcale łatwe zadanie, ale natura państwowca i talenty perswazyjne Pileckiego widać przeważyły. I nie szło tu bynajmniej o przesadne ambicje osobiste Włodarkiewicza, lecz raczej o świadomość istotnych różnic ideowo-programowych. Warto dodać, że organizatorzy TAP zostali zaprzysiężeni w jednej z kaplic dzisiejszej Katedry Polowej, przez księdza Jana Zieję, już 10 listopada 1939.
A broni dostarczał im głównie słynny Hubal.

Pomysł, aby dostać się do niedawno założonego obozu w Auschwitz, zorganizować tam struktury konspiracyjne zdolne – w sprzyjających warunkach (zrzuty broni lub desant) – do podjęcia walk o wyzwolenie przetrzymywanych więźniów, pochodził od Włodarkiewicza, nie od Pileckiego. Ale ten, choć motywowany przez swego zwierzchnika, decyzję podjął samodzielnie.

Adam Cyra nie ma wątpliwości, że Pilecki nie wiedział dokładnie, na co się decyduje. Wiedza o obozie była wtedy jeszcze szczątkowa, a sam obóz – co łatwo prześledzić na kartach najobszerniejszej, trzeciej wersji tzw. Raportu Witolda – dopiero powstawał. I nie idzie tu przede wszystkim o przestrzenną rozbudowę lub tworzenie systemu zabezpieczeń przed ucieczkami, lecz o dynamikę instytucji i procedur obozowych, które rodziły się na styku oprawcy–ofiary.

Raport Pileckiego przed Borowskim

Oddając swoje życie w służbę ojczyźnie, Pilecki nie zapominał ani przez chwilę
o tym, by najbliższych uchronić przed skutkami własnego zaangażowania w walkę z okupantem. Dowodzi tego zarówno zmieniony opis realiów łapanki, za sprawą której stał się więźniem numer 4859. Pozorna brawura – „szedłem sam i (...) stanąłem w «piątki» ustawiane przez esesmanów” – okazuje się tylko sposobem ukrycia faktu,
że dał się „wygarnąć” łapaczom z mieszkania szwagierki, zresztą również uczestniczki stołecznej konspiracji.

Potwierdzeniem zmysłu przewidywania jest także rezygnacja z wysyłania oficjalnych listów do rodziny i wyrafinowana, zwycięska „gra wojenna” ze służbami pocztowymi Auschwitz.

Pilecki dobrowolnie spędził w obozie ponad trzydzieści miesięcy (od końca września 1940 do chwili ucieczki z dwoma współwięźniami w kwietniu 1943). Koszmar Auschwitz przetrwał dzięki niezłemu zdrowiu, ogromnej woli życia, odporności psychicznej oraz pomocy tych ludzi z założonej przez siebie organizacji, którym udało się już „awansować” w obozowej strukturze i zdobyć pewien wpływ na obsadę komand, rozdział dodatkowej żywności, kierowanie do szpitala czy choćby częściową ochronę przed obozowymi sadystami.

Lektura „Raportu Witolda” pozwala zrozumieć wiele nieznanych aspektów tamtej nierzeczywistości, przekraczającej zdolność pojmowania swych współczesnych. Pilecki głównie rejestruje fakty, ale – zresztą wbrew otrzymanym zaleceniom – zdaje też sprawę z beznamiętnej samoobserwacji.

Dla komunistów, którzy chcieli wyhodować nowego człowieka, „bezwyjściowość” literackich wizji Auschwitz, pióra Tadeusza Borowskiego czy Zofii Nałkowskiej, mogła być nawet użyteczna. Abstrahując od walorów artystycznych tamtej prozy, ocena jej wartości poznawczych wypada blado w zderzeniu z rzetelną
i „rozumiejącą” narracją ochotnika Pileckiego. Wydaje się, że w wolnej Polsce na listę lektur obowiązkowych powinien trafić raport bohaterskiego rotmistrza.

Pamiętaj Polsko, że masz bohatera

Życie Pileckiego to materiał na pasjonujący, specyficznie polski, ale zarazem uniwersalny wieloodcinkowy serial. Udana ucieczka z Auschwitz, powrót do konspiracji, udział w Powstaniu Warszawskim... Obóz w Niemczech, pobyt we Włoszech, powrót do kraju i dalsza konspiracja dla Niepodległej. Potem wpadka, śledztwo i proces. Zbrodniczy wyrok bez ułaskawienia. Męczeńska śmierć bohatera. I niejasna rola Józefa Cyrankiewicza, który – zdaniem Adama Cyry – okazał tylko bierność w tej sprawie.

To dobrze, że powstały Komitety Obchodów 60-tej rocznicy śmierci Rotmistrza Witolda Pileckiego. Przypomnijmy sobie samym i światu tę piękną postać, bo zasługuje na to, jak mało kto. Pamiętaj Polsko, że masz bohatera.

„Tygodnik Solidarność” nr 20, z 16 maja 2008