strona główna arrow varia arrow Dwie twarze Brukseli

Chłodny wiatr przeganiał chmury. Słońce i śnieg ostro ze sobą konkurowały. Miejscami kwitły już forsycje i japońskie wiśnie. Jak to
w marcu. Granice między państwami były prawie niezauważalne, w oczy rzucały się za to liczne turbiny wiatrowe oraz jemioła. Dużo jemioły, niemal całe jej plantacje, choć to dziwnie brzmi, bo jemioła – święty krzew druidów, celtyckich kapłanów – pasożytuje na innych drzewach. Ale przecież wjeżdżaliśmy właśnie do Belgii, o której Juliusz Cezar wspomniał w swych komentarzach: Gallia est omnis divisa in partes tres, quarum unam incolunt Belgae...

Dwie twarze Brukseli

Nowoczesnym (z toaletą, telewizją) autokarem, mknącym przez Niemcy i Holandię, podróżowało blisko pięćdziesiąt osób. W przeważającej mierze związkowców
z Solidarności, którzy przyjęli zaproszenie europosłanki Ewy Tomaszewskiej... Byli wśród nich uczeni z Uniwersytetu Warszawskiego, fizycy, ekonomiści, byli działacze związku
z Krajowej Sekcji Nauki „S”, mocna grupa z „Tysola”, ale także młodzi związkowcy–rówieśnicy NSZZ Solidarność. I właśnie ci młodzi, wraz z upływem czasu, zaczną nadawać ton podróży. Nie tylko tej kilkudniowej eskapadzie do Brukseli, ale szerzej pojętej podróży: przez Polskę, przez Związek, przez życie.

Czas rówieśników Panny S.

Intencje, oczekiwania, nadzieje podróżujących – były pewnie tak różne,
jak ludzie różnią się między sobą. Dwudziestoośmiolatki, często ze stażem życiowym i zawodowym sporo dłuższym od związkowego, potraktowały ten wyjazd jako nagrodę-niespodziankę. Również jako pewną szansę przygody czy choćby urozmaicenia w wypełnionej obowiązkami codzienności. Ale niespodzianka spotkała też organizatorów: zamiast przewidywanych kłopotów z wyborem kandydatów – czyli zawsze niemiłej dla obu stron selekcji – musieli rozszerzyć teren poszukiwań. Wcale nie tak łatwo było znaleźć związkowców urodzonych w 1980.

Młodzi odkrywali podczas tej podróży atrakcyjność Solidarności. Zaczynali rozumieć źródła ponadjednostkowej siły, która wynika z faktu przynależności do dużej związkowej rodziny. Praktycznie doświadczali prawdziwości słynnego, historycznego już powiedzenia: „(...) pan się nie boi, Solidarność za panem stoi!”. Starsi mogli porównać swoje oczekiwania sprzed lat – z dniem dzisiejszym. Emocje te skulminowały chyba przed okazałym budynkiem Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych, a później w jego wnętrzu, podczas spotkania z Józefem Niemcem, jednym z sześciu konfederalnych sekretarzy EKZZ, organizacji reprezentującej 60 milionów europejskich pracowników-związkowców. Zaimprowizowana dyskusja, która rozgorzała przy brukselskiej kopii słynnych gdańskich postulatów, związkowcom-założycielom mogła
swą pasją przypomnieć dawne czasy, choć treści dotyczyły palących problemów współczesnego ruchu związkowego w globalizującym się świecie.

Pielgrzymowanie do unijnej Mekki

U bram Parlamentu Europejskiego kolejka zwiedzających. Grupy mijają się
przy wejściu do budynku, w holu, na korytarzach. Krzyżują się głosy, języki, stroje. Zaciekawienie, lekka ekscytacja... Miejmy nadzieję, że nie tworzy się na naszych oczach nowa świecka tradycja: pielgrzymowanie do okazałych szklanych domów, świątyń demokracji, przybytków nowoczesności i jedynie słusznych poglądów. Dobrze, jeśli motywem tych podróży jest racjonalna ciekawość, świadoma postawa obywatelska. Idzie przecież o to, aby – jak mawiał Gombrowicz – nadmiar uszanowania nie odbierał nam zdolności rozumowania...

Flagi państw członkowskich. Napisy w oficjalnych językach Unii Europejskiej. Ostatnio przybył na tej liście nowy język – gaelicki. Dla Belgów, ale nie tylko dla nich,
to wydarzenie ma wymiar symboliczny. Jeśli idzie o procedury kontrolne, wejście do siedziby europarlamentu nie różni się specjalnie od wejścia do gmachu naszego Sejmu. Zrozumiałą ciekawość porównawczą budzi sala obrad plenarnych, organizacja całkiem sporego ruchu turystycznego, a także mniej oficjalne szczegóły: windy, szatnie, toalety, jadłospis w jednej z dwóch parlamentarnych stołówek...

Nasz człowiek w europarlamencie

Spotkanie z europosłanką Ewą Tomaszewską, dzięki której znaleźliśmy w jednej z najważniejszych instytucji unijnych, jest zwieńczeniem oficjalnej części programu naszej wizyty. Siedzimy w audytoryjnej sali europarlamentu, słuchamy wykładu wprowadzającego w zawiłości struktury oraz tajniki zasad funkcjonowania tej instytucji, której znaczenie i rola ewoluowały wraz rozwojem Unii i zapisami w kolejnych traktatach. Znana działaczka związkowa, dziś europarlamentarzystka, tłumaczy nam,
że niełatwo przedstawić słuchaczom istotę sprawy, zwykle pełną niuansów, dysponując podczas debaty 60 lub 90 sekundami na całą wypowiedź.

Posłanka charakteryzuje polityczną panoramę europarlamentu, wskazuje na umiejscowienie polskich deputowanych. Opowiada o krzywym zwierciadle mediów, które w pogoni za newsem deformują rzeczywisty obraz pracy w Parlamencie Europejskim. Widzimy, że i tutaj Ewa Tomaszewska pozostaje pełnym ciekawości świata oraz pasji jego doskonalenia, serdecznym i dobrym człowiekiem. Zachowując,
co oczywiste, etos pracownika nauki i związkowca. W 1997 nasza redakcja przyznała
jej tytuł Człowieka Roku „Tygodnika Solidarność”. To był naprawdę trafny wybór.

Kościoły czy meczety?

Bruksela – enklawa języka francuskiego we flamandzkiej na wskroś Brabancji, ojczyźnie słynnych od stuleci koronek. Kiedyś symboliczną ikoną stolicy Belgii mógł być obraz Jamesa Ensora „Chrystus wkraczający do Brukseli” (1888). W kilkadziesiąt lat później rozpoczął się proces, który radykalnie zmienił religijne, narodowościowe
i kulturowe oblicze miasta. Dziś dla sportretowania multikulturowej, z-arabizowanej Brukseli, będącej przecież nie tylko jedną z historycznych siedzib Habsburgów,
ale również europejską stolicą secesji, potrzebny byłby nowy Ensor z obrazem „Mahometa wkraczającego do stolicy Unii Europejskiej”.

Ostatnio we władzach lokalnych na 25 radnych zasiada aż piętnastu muzułmanów. Na szczęście, podobno nie wszyscy z nich na pierwszym miejscu stawiają solidarność etniczną czy religijną. Podobno część czuje się już Belgami. Może w tym trzeba upatrywać szansy dla stolicy Belgii? Miasta wspaniałych gotyckich kościołów, czekolady i setek gatunków piwa.

„Tygodnik Solidarność” nr 12, z 21 marca 2008