Pracy przybywa, prestiżu ubywa. Organizacje związkowe negocjują podwyżkę marnych wynagrodzeń, zgodnie zapowiadając, że w razie fiaska rozmów wejdą w spór zbiorowy z pracodawcą. Tymczasem nowy prezes ZUS zatrudnia... poprzedniczkę swego poprzednika.

Wiktorow, czyli w ZUS wstąpić

Trzeba przyznać, że Sylwester Rypiński, który z końcem listopada 2007 zajął miejsce Pawła Wypycha, odwołanego z funkcji prezesa ZUS po ostatnich wyborach, nie ma łatwego życia. Mimo że podczas pierwszego spotkania z organizacjami związkowymi (10 grudnia 2007) zapowiedział, iż jego nominacja może mieć jedynie charakter czasowy, związkowcy z Solidarności już w cztery dni później wezwali go
do zdecydowanych działań na rzecz podniesienia miesięcznych wynagrodzeń pracowniczych, do pułapu co najmniej 2 tys. złotych netto.

„Z oficjalnych materiałów dotyczących poziomu wynagrodzeń w ZUS wynika,
że 40 proc. pracowników zarabia miesięcznie kwoty netto od 800 do 1200 zł,
a kolejne 40 proc. zatrudnionych – kwoty w przedziale 1200–1500 zł netto,
co sprawia, że pracownicy ZUS należą do najniżej wynagradzanych urzędników administracji w Polsce. (...) Cierpliwość ludzi jest na wyczerpaniu. A skutki ewentualnych protestów pracowniczych w tak newralgicznej dla ładu społecznego instytucji mogą być katastrofalne” – sygnalizowało tę niepokojącą sytuację kierownictwo Solidarności w ZUS, nie tając w skierowanym do prezesa Rypińskiego piśmie, z 14 grudnia 2007, że brak satysfakcjonujących decyzji płacowych będzie skutkował wejściem w spór zbiorowy z pracodawcą.

Związki w ZUS się dogadały

Zakład Ubezpieczeń Społecznych zatrudnia w skali całego kraju 48 tys. pracowników. Do pięciu istniejących tu organizacji związkowych należy około 25 proc. zatrudnionych. Jak na obecne polskie warunki – całkiem sporo. Krajowy Związek Zawodowy Inspektorów Kontroli ZUS wprawdzie nieduży, ale ma pewną tradycję. Najliczniejszy jest bez wątpienia ZZ Pracowników ZUS (w strukturze OPZZ), który zrzesza około 10 tys. członków. Solidarność w ZUS jest znacznie mniejsza, ale ostatnio bardzo zdynamizowała swe działania.

– Rozbudowujemy się. Podczas tej kadencji powstały już cztery nowe organizacje oddziałowe, w tym najnowsza w Łodzi. W sumie, na 42 oddziały zakładu
na terenie kraju w ponad trzydziestu mamy już swoje struktury – mówi Ewa Bielecka, przewodnicząca Komisji Zakładowej „S” w ZUS.

Oprócz trzech wymienionych wyżej organizacji związkowych, które są stroną zakładowego układu zbiorowego, w firmie pojawił się niedawno Ogólnopolski Zakładowy ZZ Pracowników ZUS „Kadra”; działa tu również, czasami trudny we współpracy NSZZ Solidarność ’80. Warto jednak podkreślić, że wobec postulatu podniesienia wynagrodzeń pracowniczych w roku 2008 o minimum 700 PLN – panuje wśród związkowców w ZUS pełna zgoda. Pod porozumieniem z 5 lutego br. znalazł się komplet podpisów. Ta jednomyślność bardzo wzmacnia pozycję związków, które negocjują podwyżki z pracodawcą.

Na szczęście, Sylwester Rypiński przejawia wolę porozumienia się w sprawie wynagrodzeń i nie ignoruje organizacji związkowych, jak z ostentacją robiła to za swej prezesury Aleksandra Wiktorow.

Szukajcie kobiety!

To właśnie Wiktorow, nominowana przez premiera Buzka (z rekomendacji Unii Wolności) w lipcu 2001, a więc u schyłku rządów AWS, powołała obecnego prezesa na członka zarządu ZUS ds. administracyjno-technicznych, do którego obowiązków „należy organizowanie, koordynowanie i nadzorowanie realizacji zadań z zakresu działalności administracyjnej, remontowej i inwestycyjnej Zakładu oraz jego obsługi poligraficznej”.

Gdy 1 czerwca 2007 premier Kaczyński odwołał Wiktorow z pełnionej funkcji, „Dziennik Zachodni” zasugerował, że przyczyną dymisji pani prezes był „osobisty konflikt z szefową zakładowej «S» – Ewą Bielecką”. Jednak, według zazwyczaj nieźle poinformowanej „Gazety Wyborczej”, poszło raczej o planowaną reformę finansów publicznych wicepremier Gilowskiej, która już w kwietniu 2007 „zapowiedziała przekształcenie ZUS z państwowej jednostki organizacyjnej (z własną osobowością prawną i osobnym budżetem) – w państwową jednostkę budżetową (bez możliwości zaciągania kredytów)”.

To prawda, że Solidarność krytykowała prezes Wiktorow za arogancki styl zarządzania – w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” potwierdzają to zarówno Alfred Bujara, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „S”, jak i przewodnicząca Bielecka, ale w ich zgodnej ocenie „Dziennik Zachodni” mocno przeszacował wpływy związku na politykę kadrową w państwie za rządów Prawa i Sprawiedliwości.

– Owszem, raz podczas uroczystości wręczania naszych zakładowych odznaczeń zostałam przez panią prezes publicznie zbesztana, więc to raczej ja mogłabym się czuć pokrzywdzona – wspomina Ewa Bielecka, która z racji pełnionej funkcji przekazywała płynące z kraju skargi związkowców na poczynania niektórych dyrektorów regionalnych oddziałów ZUS, co skutkowało wyrzutem, że chce wpływać na obsadę wysokich stanowisk w firmie.

Wracają dinozaury z zasobu

Okres sześciomiesięcznej prezesury Pawła Wypycha, który przyszedł po Wiktorow, przyniósł – w ocenie związkowców z „S” – czytelne zmiany na lepsze. Organizacje związkowe uznano za partnerów sprzyjających poprawie metod zarządzania firmą, a nie, jak dotąd, za roszczeniowych darmozjadów. Poprawił się przepływ informacji, polepszyły wzajemne stosunki. I co może najistotniejsze, w oddziałach ZUS pojawili się nowi dyrektorzy – z konkursów!

Nie trwało to długo. Gdy Sylwester Rypiński zastąpił prezesa Wypycha, szybko przywrócił dyrektorów-nominatów z rozdania Aleksandry Wiktorow. Owszem, przeważnie były to osoby z tzw. państwowego zasobu kadrowego, choć niekoniecznie przez to lepsze od fachowców wyłonionych w drodze konkursu. Związkowców dziwi np. fakt, że jeden z przywróconych w ten sposób dyrektorów – konkretnie Janusz Koch, z Chorzowa – legitymuje się jedynie licencjatem, podczas gdy spora część niższej kadry w zakładzie ma za sobą regularne studia wyższe oraz stopień magistra.

Aleksandra Wiktorow, która za czasów swej prezesury w ZUS raczej unikała mediów, chętnie i obszernie skomentowała odwołanie swego następcy w TVN24.
Przy tej okazji, publicznie pochwaliła się dużą znajomością spraw pracowniczych z okresu, gdy firmą kierował Paweł Wypych. Co ciekawe, można było odnieść wrażenie, że pani Wiktorow dość szczegółowo orientuje się w materii konkursów, podczas których wyłaniano dyrektorów 16 oddziałów wojewódzkich ZUS. A przecież w tym czasie nic jej z firmą nie wiązało.

Dziś, gdy tak dużą wagę przywiązuje się do ochrony zarówno tajemnic korporacyjnych, jak i danych osobowych, szczegóły dotyczące konkretnych spraw pracowniczych, w tym związanych z awansowaniem osób w strukturach instytucji,
z pewnością nie wchodzą w zakres informacji ogólnie dostępnej. Rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem była prezes Wiktorow nie przyznała się w telewizji do posiadania wiedzy nienależnej?

Więcej pracy, mniej pieniędzy

– Kiedyś ta praca zapewniała przyzwoite zarobki i rodzaj prestiżu. Jednak
w wyniku reformy systemowej, która przeistoczyła nasz zakład z urzędu administracji centralnej w państwową jednostkę organizacyjną z osobowością prawną, zmieniły się również zasady kształtowania wynagrodzeń pracowników, którzy utracili jednocześnie dotychczasowy status urzędników państwowych – wyjaśnia szefowa Solidarności
w ZUS.

Opracowany w 2000 roku i dostosowany do panujących wówczas warunków regulamin wynagradzania właściwie się nie zmienił, mimo że zmienił się przecież cały układ odniesienia, a zwłaszcza koszty utrzymania i średnia płaca w gospodarce narodowej. W dodatku, w związku z reformą systemu, pracy stale przybywa, za to jest mniej ludzi do roboty. Przez ostatnie dwa lata odeszło z ZUS 600 osób, a w skali kraju przyjęto może stu pracowników. Nie ma zbyt wielu chętnych na 1300 złotych minimalnej płacy, jaką oferuje się nowo zatrudnianym. Nie kuszą też jakieś nadzieje
na awans, w znacznym stopniu zablokowany przez uboczne skutki ustawy
o państwowym zasobie kadrowym.

Do zastanawiających wniosków prowadzi refleksja nad strukturą zatrudnienia. Armia pracowników merytorycznych ZUS (według danych na 1 kwietnia 2007) liczy blisko 28 tys. ludzi. W tym – 2,7 tys. referentów, 5 tys. starszych referentów, 12 tys. inspektorów i prawie 8 tys. starszych inspektorów. Około 60 proc. z nich ma wyższe wykształcenie.

– I taki starszy inspektor, z długoletnim stażem oraz dyplomem szkoły wyższej zarabia 1700 PLN brutto. Natomiast siedzący z nim biurko w biurko kolega, który robi dosłownie to samo, ale robi to z tytułem kierownika referatu, dostaje 2700 PLN brutto, czyli o tysiąc złotych więcej. Nie wspominając już o naczelniku wydziału, który zarabia ok. 5 tys. zł brutto – mówi Bielecka. I dodaje, że na takim stanowisku kierownika referatu pracuje w firmie, bagatela!, aż 3 tysiące osób.

Ludzie to widzą

Związkowcy z Solidarności widzą w tym niesprawiedliwość. Są przekonani,
że byłoby znacznie lepiej, gdyby wysokość zarobków w firmie wiązała się z jakością
oraz wartością wykonanej pracy.

Moi rozmówcy uważają też, że stosowanej w ZUS metodzie oceny pracowników brakuje dobrych, zobiektywizowanych kryteriów, a doroczne wypełnianie kwestionariusza systemu Mentor może tylko rodzić u zwierzchników pokusę arbitralności. Sądzą ponadto, że należałoby ograniczyć kadrę kierowniczą średniego szczebla (czytaj – kierowników referatów), której istnienie wcale nie poprawia jakości zarządzania, umożliwia tylko ekonomiczne uprzywilejowanie tzw. swoich.

– Od 2005 roku proponujemy kierownictwu firmy, aby zwymiarować i zwartościować pracę wykonywaną na różnych stanowiskach, bo przecież czynność czynności i stanowisko stanowisku nierówne. Jak dotąd, bez rezultatu – mówi przewodnicząca KZ „S” w ZUS.

Pracownicy ZUS narzekają na warunki pracy, przestarzałe komputery, jakość systemu informatycznego, ale wśród różnych głosów dziś najdonośniej brzmi żądanie wyższych zarobków. Negocjatorzy związkowi wykazują elastyczność: są gotowi
do kolejnych rund rozmów, już drugi raz przesunęli ostateczny termin wejścia w spór zbiorowy... Ale wynegocjowane 300 złotych, to za mało. Pracowników wzburzyło zwłaszcza powołanie Rady Naukowo-Konsultacyjnej, przy prezesie ZUS, oraz powrót Aleksandry Wiktorow do centrali. Jak to – dziwią się związkowcy – na podwyżki nie ma, a na kolejne ciało doradcze środki się znalazły?!

A co z konkursem?

Rada Naukowo-Konsultacyjna to całkiem nowy projekt w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Jeszcze nie wiadomo, kto znajdzie się w jej składzie, ani ile osób rada będzie liczyć. Nie oszacowano też dotąd – jak potwierdził w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” rzecznik prasowy ZUS Mikołaj Skorupski – przewidywanych rocznych kosztów działalności rady.

Wiadomo tylko, że pracami rady ma kierować Aleksandra Wiktorow, powołana od 1 lutego 2008 na stanowisko pełnomocnika prezesa ZUS. Wiadomo również,
że stanowisko to nie podlega, w przeciwieństwie do wielu innych, pod ustawę
o zasobie kadrowym.

– Czy został ogłoszony konkurs i kto był kontrkandydatem pani profesor Wiktorow? – pytam rzecznika Skorupskiego.

– Musiałbym sprawdzić, jaki był tryb powołania pełnomocnika – słyszę
w odpowiedzi.

– A może Pan to zrobić?

– Naturalnie.

W dwa dni później w lakonicznym mailu dostaję informację od rzecznika ZUS,
że „obsadzenie to odbyło się bez konkursu”.

„Tygodnik Solidarność” nr 11, z 14 marca 2008