Dziś wiemy, że to naprawdę dobre wiersze. Ich autor w maju 2008 skończyłby właśnie mickiewiczowskie czterdzieści cztery lata. Gdyby żył...

Poeta zamordowany

Niewielki, starannie wydany tom: 90 stron, twarda oprawa, dokumentalna część
ze zdjęciami. Wiersz innego poety – Aleksandra Jurewicza – zamiast przedmowy
i wzruszające wspomnienie Ligii Grabowskiej-Urniaż na prawach posłowia. Noty biograficzne: młodziutkiego poety i jego matki, znanej poetki, opłakującej tragiczną śmierć syna. I ważna informacja, z której wynika, że nad pierwszym profesjonalnym wydaniem wierszy Grzegorza Przemyka czuwał Wiesław Budzyński.

– Maturzystę z Liceum im. Frycza-Modrzewskiego skatowano niedaleko stąd,
w komisariacie milicji przy Jezuickiej. Za trzy miesiące minie 25 lat od jego śmierci, ale sprawców i mocodawców zbrodni dokonanej
na synu Barbary Sadowskiej nadal nie osądzono – powiedział Krzysztof Masłoń, podczas promocji książki w stołecznym Klubie Księgarza.

Debiut czy wiersze zebrane?

Czterdzieści jeden wierszy syna i siedem napisanych przez matkę, już po jego śmierci. A na złocącej się jak słońce albo szczęście okładce – młody, trochę rozmarzony, a może zasłuchany we własny śpiew poeta z gitarą... Trochę jak w tym jego wierszu:


Mały chłopczyk szedł przez zboże
prawie go widać nie było
bo złote włoski miał
Znalazł podkówkę
wyrzucił
Nie widziałem go dalej
bo w krajobraz jeden
ze zbożem i słońcem
się wdał


(„Szczęście”)


Debiut poetycki? Wiersze zebrane? Juwenilia? Trudno o jednoznaczną klasyfikację, bo opublikowana właśnie przez Wydawnictwo Nowy Świat książka spełnia jednocześnie wszystkie te kryteria. Owszem, po śmierci Grzegorza Przemyka w podziemiu ukazały się chyba aż trzy wydania jego wierszy („Syn a może sen”, Niezależna Oficyna Malarzy i Poetów, Warszawa 1983). Trochę inny wybór tekstów,
w formie szkolnego zeszytu, przygotowała później Marzanna Urban, dziewczyna poety. Z kolei zaprzyjaźniona z Grzegorzem i jego matką Ligia Grabowska-Urniaż, lekarka, senator AWS w latach 1997-2001, od roku 1994 odbijała na własny koszt i rozdawała tomik „A my pójdziemy dalej”. Bez wątpienia jednak, dopiero obecna edycja zasługuje – właśnie dzięki Budzyńskiemu – na miano wydania krytycznego.

To prawda, że zastanawialiśmy się nieraz, na ile świadomość tragicznego losu poety może kształtować nasz odbiór i ocenę tych wierszy. Dziś już wiemy, że mimo niewielkich rozmiarów zostawionego przez Przemyka dorobku, ranga artystyczna jego poezji nie budzi wątpliwości.

Tak trudno o tym mówić

– Ta sprawa ma dwa wymiary, poetycki i polityczny. Poezja Grzegorza Przemyka sama się tłumaczy, choć młody twórca pozostawał z pewnością pod wpływem matki, która była uznaną poetką. Poetycką przyszłość widział przed nim ks. Jan Twardowski.
A Jan Paweł II, po lekturze jednego z wierszy („Jeśli przyjdziesz”), wyraził uznanie dla zaskakującej mimo młodego wieku dojrzałości poety – mówił do licznie zgromadzonej publiczności Wiesław Budzyński, znany zwłaszcza jako biograf Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

Krzysztof Masłoń przekonywał, że mimo częstej obecności motywu odejścia czy umierania w wierszach młodego poety, oraz układających się w rodzaj sekwencji śmierci samego Przemyka (1983), księdza Jerzego Popiełuszki (1984) i Barbary Sadowskiej (1986) nie ma mowy o jakimś naznaczeniu ich stygmatem śmierci. Słuszność takiej argumentacji potwierdzili zaprzyjaźnieni z poetą rówieśnicy: Dawid Bieńkowski
oraz Igor Bieliński.

– Grzesiek nigdy nie pękał, nie znałem nikogo odważniejszego niż on. Błyskotliwy chłopak z Warszawy, który nie uznawał żadnych kompromisów, wobec oczekujących posłuchu zomowców z prowincji... Dużo trzeba? Ale mógł też być namierzony, np. z powodu opozycyjnego zaangażowania matki. Najgorsze jest to,
że nadal nie znamy prawdy – mówił Bieliński.

A Bieńkowski, autor ważnej powieści „Jest”, przypomniał o przemożnej w tamtym środowisku fascynacji poezją Wojaczka i muzyką Janis Joplin. Również o dość niezwykłym, jak na lata późnego PRL, melanżu niezależnej bohemy artystycznej oraz różnych grup zaangażowanych w działalność opozycyjną.

– Mieszkanie matki Grześka w wieżowcu przy Hibnera przyciągało znaczące postaci z ówczesnej cyganerii. Nie tylko zresztą warszawskiej. Bywali tu Stachura, Kazik Ratoń, Andrzej Szmidt, wielu innych. To był drugi, obok mieszkania Mirona Białoszewskiego, taki niezależny salon artystyczny. W osobie Grzesia zbrodnia polityczna dosięgła świata poetyckiego undergroundu, dlatego tak trudno o tym mówić – tłumaczył Bieńkowski.

Rósł na wybitnego poetę

– Polityczny wymiar sprawy Przemyka wciąż pozostaje sekretem. W zacieranie śladów tego zabójstwa byli zaangażowani najwyżsi przedstawiciele komunistycznych władz. Kogo kryli – możemy się tylko domyślać. Bezkarność pierwszej zbrodni musiała ośmielić sprawców, a jak wiadomo matka zabitego poety przyjaźniła się z zamordowanym w rok później kapelanem Solidarności – argumentował Budzyński.

– Kim byłby dziś Grzegorz Przemyk? Czy zrobiliśmy wszystko, co można, dla ocalenia pamięci o nim i jego wierszach? – pytał Krzysztof Masłoń.

– Dorobek poetycki Grzegorza Przemyka, w porównaniu z takim samym okresem twórczości Baczyńskiego przedstawia się zaskakująco dobrze – podsumował Wiesław Budzyński – trudno tu może o pełną analogię, gdyż każdy poeta wytycza własną, niepowtarzalną ścieżkę, ale jestem przekonany, że autor tych wierszy byłby dziś jednym z najwybitniejszych poetów swego pokolenia.



Grzegorz Przemyk, „W dniu, w którym przyjdziesz po mnie...”, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2008.




Zastanawialiśmy się nieraz, na ile świadomość tragicznego losu poety może kształtować nasz odbiór i ocenę tych wierszy. Dziś już wiadomo,
że mimo niewielkich rozmiarów zostawionego przez Przemyka dorobku
– ranga artystyczna jego poezji nie budzi wątpliwości.

„Tygodnik Solidarność” nr 9, z 29 lutego 2008