strona główna arrow na gorąco arrow Dla was to jest zabawa...

27 stycznia 2008

Dla was to jest zabawa...

Dopóki nic złego się nie dzieje, Polacy – jako zbiorowość – nie wykazują specjalnej zapobiegliwości, są raczej gnuśni, a odpowiedzialne struktury państwa wydają się jako tako funkcjonować. Niech tylko jednak dojdą do głosu żywioły – wszystko jedno, naturalne czy społeczne – wtedy następuje znacząca metamorfoza: jednostki i społeczności lokalne gwałtownie szlachetnieją, stając w potrzebie, za to struktury państwa zawodzą zwykle na całej linii.

Przykłady? Choćby powódź, która latem 1997 roku zmyła z pokładu polskiej nawy państwowej rząd Cimoszewicza. Owszem, pewien udział miała w tym osobista arogancja eleganta z Białowieży. Głównie przesądził jednak brak systemu wczesnego ostrzegania, a jeszcze bardziej nieudolność instytucji w niesieniu pomocy poszkodowanym, w usuwaniu poniesionych przez ludzi szkód oraz w tworzeniu zabezpieczeń z myślą o przyszłości.

Podobnie, choć to zupełnie inna skala dramatu, wygląda sytuacja po katastrofie lotniczej w Mirosławcu. Tym razem wysiłek państwa poszedł w żałobę i pomoc, niewątpliwie ważną dla rodzin ofiar, podczas gdy priorytetem powinno być jednak jak najszybsze ustalenie przyczyn zdarzenia, a także powiadomienie o nich opinii publicznej. W końcu nie jest czymś zwyczajnym katastrofa bezwypadkowego dotąd modelu samolotu, transportowca z plejadą pilotów na pokładzie, który rozwoził po kraju uczestników konferencji o bezpieczeństwie lotów. Taka jadowita ironia losu.

Niedopuszczalna wydaje się sugestia – podchwycona i zaakceptowana zaraz przez media – że na wyjaśnienie możemy poczekać nawet przez rok. To już lepiej od razu zapowiedzieć, że w dziesiątą rocznicę tragicznego wypadku powoła się speckomisję z Archiwum X, podobnie jak w sprawie gangsterskiej egzekucji na komendancie Papale. W rzeczywistości na skuteczne śledztwo powinny wystarczyć dwa tygodnie, no powiedzmy miesiąc – potem nie będzie już żadnych śladów ani szans na pozyskanie wartościowych zeznań. Dodajmy do tego sześć-osiem tygodni na dopracowanie szczegółów raportu. I kropka. Przekroczenie trzymiesięcznego terminu będzie znaczyć tylko, że brak woli politycznej wyjaśnienia rzeczywistych przyczyn wypadku.

Natomiast na skandal zakrawa to, że w dobie telefonii komórkowej, która nawet prywatnym osobom umożliwia łączność tyleż bezpośrednią, co natychmiastową, prezydent przez godzinę pozbawiony informacji o tragicznym zdarzeniu udał się w podróż zagraniczną, po to tylko, aby ją zaraz przerwać i powrócić do kraju. Nie wiem, co gorsze: ewentualne kunktatorstwo doradców Tuska, poszukujących szans na zbicie dodatkowych punktów przewagi nad nieobecnym w miejscu katastrofy prezydentem, indolencja otoczenia premiera w szukaniu kontaktów z prezydentem i jego ludźmi, czy zwykła niedrożność systemu powiadamiania kryzysowego między głównymi ośrodkami władzy państwowej?

Niestety, im dalej w las, tym bardziej obraz traci na wyrazistości: być może – według depesz z dzisiejszego przedpołudnia – winę za niewiedzę prezydenta ponosi generał Polko, wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Dlaczego on? Bo tak się złożyło, że jego bezpośredni zwierzchnik Władysław Stasiak przebywał właśnie na urlopie... Zagadek jest więcej. Można przecież pytać, dlaczego szef Sztabu Generalnego WP dostał wiadomość o wypadku (samolot spadł o 19.07) dopiero o 19.25, a minister resortu obrony Klich – o 19.35. Może jeszcze najważniejsza byłaby informacja, o której godzinie dowiedział się o katastrofie premier Tusk... I dlaczego ani minister, ani premier nie powiadomili prezydenta bezpośrednio? To był tylko izolowany wypadek lotniczy. A gdyby doszło np. do serii ataków terrorystycznych, nie wspominając już o wojnie?

Spór o służby. Walka o prymat podczas Rady Gabinetowej. Brak natychmiastowej informacji o śmierci grupy wysokich oficerów dla prezydenta, który jest nie tylko głową państwa, lecz również zwierzchnikiem sił zbrojnych. Do tego dochodzi przysłowiowa wręcz ćwiąkalizacja wymiaru sprawiedliwości. Czy można mówić już o rozchwianiu struktur władzy? Każdy dzień braku aktywności mocno przechwalonej ekipy Tuska (trzeba pamiętać, że rząd, który nie rządzi – nie istnieje politycznie) działa nie tylko na rzecz PiS, jak się wydaje Jarosławowi Kaczyńskiemu, lecz przede wszystkim galwanizuje ostygłego już podobno trupa postkomunistycznej lewicy.

Gdy Kalisz reklamuje prędkość, z jaką istotne wieści o stanie państwa dopływały do Aleksandra Kwaśniewskiego, to punkty zbija opozycyjny SLD, wciąż sprawniejszy wizerunkowo od prawicy. Gdy Zemke ubolewa nad przepychankami w sprawie służb między PiS a Platformą, to Olejniczak z Napieralskim aż puchną z radości. Gdy premier stara się podsiąść prezydenta w jego pałacu – Senyszyn ze Szmajdzińskim zacierają ręce. Nawet Leszek Miller ostentacyjnie „pręży buły” na swym blogu.

Panowie – uwagę tę kieruję pod adresem Donalda Tuska i braci Kaczyńskich oraz ich sztabów politycznych – każdy brak współdziałania obsadzonych przez wasze ugrupowania struktur państwa świadczy o tym, że ponad rację stanu i dobro wspólne przedkładacie osobisty konflikt o podłożu ambicjonalnym. Dowodzicie w ten sposób nie tylko własnej skrajnej nieprzydatności do służby państwowej, ale sprawiacie jednocześnie, że Polska znowu osuwa się groźną dla całej wspólnoty niesterowalność. A butne zapowiedzi o politycznej marginalizacji czerwono-różowej lewicy z dnia na dzień stają mrzonką...

Was może to nawet bawi – nam idzie o życie!