strona główna arrow o autorze arrow prof. dr hab. Marian Stala, historyk literatury, krytyk literacki

prof. dr hab. Marian Stala, historyk literatury, krytyk literacki

Sam jestem jedyną kontrabandą. O wierszach
Waldemara Żyszkiewicza

profesor Marian Stala_#prawo cytatu


1.


W ironicznej Pieśni do celnika, pisanej w początku lat siedemdziesiątych, powiadał Waldemar Żyszkiewicz:


sam jestem jedyną kontrabandą

wszystko co mógłbyś zakwestionować

to moje ciało moje białe ciało

i tylko wzrok proszący

którym patrzysz na mnie

a potem bezradnie wypuszczasz z rąk

mnie: cielesny przemyt


W pochodzącym z roku 1993 Człeku przygodnym w ogrodach towarzyszki Ludwiki dodawał, podsumowując nowe doświadczenia w odmienionej Polsce:


Minęło pięć lat.

Spokój błogość na zewnątrz

niepokoje. Cicha radość –

trwam na niemodnych pozycjach.

Zbieram cięgi obserwuję

zazdrosne spojrzenia. I nic.

Cisza. Ani dobrego słowa.

Ani okruszyny z ich stołu.

Nie podzielą się.


Te wiersze dzieli dwadzieścia lat, wypełnionych prywatnymi i zbiorowymi doświadczeniami; łączy je – znacznie od wszystkich różnic istotniejsza – tożsamość postawy wobec świata... Jej istotą jest z jednej strony mocne poczucie własnej odrębności, z drugiej: doznanie mijania się ze współczesnością, z dominującymi w niej stylami myślenia i zachowania. Młody Żyszkiewicz mówi to bezpośrednio i prowokacyjnie: „wiem jestem nie na miejscu”; Żyszkiewicz w pełni ukształtowany woli powiedzieć: „trwam na niemodnych pozycjach”... Przy tym: nie chodzi tu tylko o przekorne akcentowanie słuszności własnych racji i niezmienności podstawowych przekonań. Wiadomo, iż będąc nie na miejscu, można być cenionym przez innych człowiekiem, podobnie: mijając się z modą, można czasem spotkać się z prawdą... Słowem: sprzeciw wobec sytuacji, demonstracja odmienności, bywa źródłem wewnętrznej akceptacji, a nawet – sukcesu. W przypadku Żyszkiewicza stało się jednak inaczej: jego odrębność nie została (jak sądzę) doceniona, nie dostrzeżono jej jako wartości pozytywnej. Przywołana niegdyś ironicznie, owa odrębność stała się z czasem figurą losu, jaki rzeczywiście spotkał twórczość krakowskiego poety. Bowiem historia poezji Waldemar Żyszkiewicza to historia – czasem przypadkowego, częściej świadomego – nieprzystosowania do zmieniającego się kształtu polskiej rzeczywistości i do najbardziej oczywistych sposobów jej ukazywania w wierszach.



2.


Utwory, które Żyszkiewicz pisywał w latach siedemdziesiątych, bliskie były estetyki i etyki Nowej Fali. Nasycona ideologią rzeczywistość poddana w nich została ironicznemu zakwestionowaniu, konkret okazywał się istotniejszy od abstrakcji, mowę gazet wypierała pokoleniowa mitologia wolności. Te nowofalowe powinowactwa nie uszły uwagi ówczesnego cenzora, który zadbał o to, by czytelnicy nie ekscytowali się zdarzeniami Na skrzyżowaniu Lennona z Lenina, by nie uczestniczyli w Dyskusji z Fidelem Castro i jego bratem Raoulem na Polu Marsowym w Radomiu, by nie zastanawiali się nad tym, czy „partyjny nie powinien być długowłosy”… A jednak: mimo wspomnianych pokrewieństw i mimo perypetii z cenzurą trudno by nazwać młodego Żyszkiewicza poetą nowofalowym (w znaczeniu, jakie zaczęto wówczas temu określeniu przypisywać). Jego ironia nie była narzędziem ideowej polemiki, jego osobność nie była sposobem politycznego i moralnego zaangażowania… Żyszkiewicz nie tyle chciał zmieniać rzeczywistość, ile ocalić, przemycić (by raz jeszcze przywołać Pieśń do celnika) własny, wewnętrzny świat. Być może był bardziej egotyczny i ludyczny niż nowofalowcy… Poza tym: mówił raczej językiem dobrze wychowanego człowieka, zirytowanego ubóstwem i absurdalnością panującej ideologii – niż językiem intelektualisty, walczącego o lepszy świat… I pewnie dlatego, mimo iż nie był po stronie władzy, nie przyłączył się – jak uczynili to najważniejsi poeci Nowej Fali – do dysydentów…

Analogiczną skłonność do szukania trzeciej drogi odnaleźć można w postawie i twórczości Żyszkiewicza z lat osiemdziesiątych. Był po stronie tych, którzy nie mogli się pogodzić z rzeczywistością narzuconą po 13 grudnia 1981 roku, brał udział w rytuałach, kierowanych przeciwko władzy, napisał (o czym za chwilę) kilka wierszy-apeli – zarazem jednak: nie stał się jednym z poetów stanu wojennego… Wskazuje to dobitnie wydany w 1984 roku tom Nibylandia, Szwecja i inne stany duchowe. Jego zasadnicze przesłanie jest zupełnie jednoznaczne: rządzonej przez wojskowych Polsce przeciwstawiona zostaje niedaleka, lecz niedostępna Szwecja. Polska jest dotykalna i dotkliwa, dana w codziennym doświadczeniu, Szwecja pojawia się tylko we wspomnieniach z kilku krótkich podróży – a jednak to Szwecja właśnie jawi się poecie jako przestrzeń realności, wydobywającej na jaw nierzeczywistość, fantomatyczność Polski, czyli Nibylandii.

Książka Żyszkiewicza, świetnie skomponowana, posługująca się ironicznie-powściągliwą frazą, przypominającą poezję angielską - jest rozpisaną na kilkadziesiąt wierszy pochwałą zwyczajności. Jest marzeniem o życiu w normalnym świecie. Czym jest ta normalność? Negatywnie: brakiem przymusów, w jakie wikła każdego polityka i ideologia. Pozytywnie: doświadczeniem swobody, zetknięciem się z przestrzenią, w której możliwa jest różnorodność sposobów myślenia, życzliwość, tolerancja... Znaki takiego świata, powiada Żyszkiewicz, noszą w sobie ludzie, krajobrazy, przedmioty. ten świat uobecniany jest przez każdy gest, przez najbardziej błahe zdarzenie...

Tom Żyszkiewicza nie stał się w 1984 roku tematem poważnej rozmowy. Dla jednych był nazbyt eskapistyczny, dla drugich – nazbyt dosłowny. Nie doceniono precyzji, spokoju, zmysłu realności, umiejętności mówienia o egzystencji pozbawionej patosu i dramatyczności, lecz przecież nie pozbawionej myśli i emocji... Dopiero teraz, po dziesięciu latach, widać, iż propozycje Żyszkiewicza wyprzedzały nastroje, które pojawiły się w poezji pod koniec lat osiemdziesiątych. Zarazem jednak: w dzisiejszym odczytaniu na nowo Nibylandii, Szwecji i innych stanów duchowych bardzo przeszkadza realna bliskość Zachodu, odbierająca wierszom takim choćby jak Kultura jedzenia hamburgerów ich metaforyczną siłę… Zresztą zaś: swej pochwały egzystencji swobodnej i nie uwikłanej w dylematy współczesności nie powtarza i nie podtrzymuje anno 1994 sam Waldemar Żyszkiewicz. Świadectwem przemiany jest tom Pieśni między mężczyzną.



3.


Nowy, nieco patetycznie zatytułowany tom Żyszkiewicza (słowa ‘mężczyzna’ używa poeta jako nazwy zbiorowej, jak ‘starszyzna’) to jeszcze jeden przejaw chodzenia własnymi drogami i przeciwstawiania się nastrojom chwili. Wbrew dominującym w poezji ostatnich lat tendencjom do odwracania się od spraw publicznych, wbrew skłonnościom do niepowagi, Pieśni są najpoważniejszą i najbardziej jednoznacznie zaangażowaną z książek Żyszkiewicza. Są też, w pewniej mierze, próbą dopełnienia i zreinterpretowania własnej poezji z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. (Temu ostatniemu celowi służy przypomnienie wczesnych wierszy, które nie mogły się niegdyś ukazać z powodów cenzuralnych, albo ukazywały się w wersji zniekształconej, a także: utworów pisanych w latach 1980-1981 i w czasie stanu wojennego).

Najbardziej widocznym wątkiem Pieśni jest próba zarysowania duchowego i ideowego krajobrazu Polski ostatnich lat: Polski, która odeszła w roku 1989 i tej, która się rodzi na naszych oczach. Dla tych, którzy zapamiętali Żyszkiewicza jako poetę-indywidualistę ze skłonnościami do dandyzmu, zmiana tonu jest uderzająca… Autor Pieśni nie porzuca, rzecz jasna, prywatności perspektywy, nie wyrzeka się jednostkowej wrażliwości. Zarazem jednak: dodaje do własnych niepowtarzalnych doświadczeń język człowieka przywiązanego do wartości wysokich, utrwalonych w życiu zbiorowym i gwarantujących ład tego życia. Najwyraźniej można to usłyszeć w trzech wierszach, które nieprzypadkiem ze sobą sąsiadują. W tym kraju, Matki Boskiej Zielnej Roku Pańskiego 1990 i Sandały Piotra O. Poeta, pamiętający o kontrkulturowej mitologii swobody, marzący niegdyś o liberalnej Europie, nie waha się mówić w tych wierszach o Polsce i o wierze, ma odwagę powiedzieć swemu zadufanemu rozmówcy:


– Widzę sens

dla odrobiny pokory

w życiu. Czasem warto

przyklęknąć – bywam

nieprzejednany.


"Bywam nieprzejednany": takim głosem mówi dzisiaj Waldemar Żyszkiewicz.



4.


Ani zgodność z powszechnymi (bądź tylko: środowiskowymi) przekonaniami, ani przeciwstawianie się tym przekonaniom, nie jest bezpośrednim źródłem wartości poetyckich. Są to, co najwyżej, odmienne strategie artystycznej samorealizacji. Przy wszystkich wyjątkach i zastrzeżeniach można jednak powiedzieć, iż osobność jest strategią trudniejszą... Nie dlatego jednak mówię o drodze Żyszkiewicza. Przypominam (w ogromnym skrócie) przygody krakowskiego twórcy, bo jego daleki od krzykliwości spór ze współczesnością pomaga wydobyć na jaw takie aspekty poezji ostatniego ćwierćwiecza, które umykają, gdy dokonuje się całościowych podsumowań. Być może zaś nadszedł czas, w którym ważniejsze od rysowania zasadniczych linii stanie się poszukiwanie odcieni. Być może jest to czas poetów osobnych, wśród nich także: Waldemara Żyszkiewicza.

[posłowie do zbioru „Pieśni między mężczyzną”, Kraków 1994]