publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
14 kwietnia 1988 roku do Zakopanego na krótko wróciła zima. Dwie ekshumacje i pogrzebWitkacy odebrał sobie życie 17 września 1939 roku, podczas pobytu w majątku państwa Ziemlańskich, u których schronił się po wybuchu wojny. Jak powiedział ksiądz profesor Józef Tischner, kapelan Związku Podhalańczyków, w homilii wygłoszonej blisko 50 lat później w starym Kościółku przy ulicy Kościeliskiej w Zakopanem, był to „nie tylko dzień klęski, ale także dzień zdrady”. Ta zdrada niewątpliwie przyczyniła się do podjęcia przez niego ostatecznej decyzji. I tak jak zawierucha wojenna sprawiła, że Witkacy „umarł na rozpacz”, tak zawirowania polityczne i przeciąg umysłowy spowodowały, Świadkiem prawdziwego i jak dotąd jedynego pogrzebu Witkiewicza, który odbył się we wsi Jeziory na Polesiu 19 września 1939 roku, był kilkunastoletni wówczas syn Ziemlańskich, Włodzimierz, obecnie emerytowany podpułkownik Wojska Polskiego. Podczas pobytu w rodzinnych stronach w latach 70., wbitym w ziemię kołkiem zaznaczył bezimienny i zapadający się grób Witkacego. W tym właśnie miejscu, „Najprawdopodobniej jednak [Witkacy] pod nią spoczywa, tylko o wiele głębiej lub z boku (...) Na Polesiu (...) nikt nie dba o cmentarze, nie kupuje na nich miejsca. Chowa się tam, gdzie czyjś grób już się zapada, gnije krzyż, spłowiała tabliczka. Tym bardziej, że cmentarz w Jeziorach jest tylko jeden, leży w środku wsi i jest bardzo mały – gdzieś tak 80 na 60 metrów. Tymczasem ekshumację przeprowadzono tak, jakby chodziło o wyjęcie szczątków z trumny w murowanym grobowcu. Należało wcześniej wysłać kogoś do Jezior, zorientować się. Kopać głębiej i naokoło – rozkopać groby leżące w pobliżu. (...) Należało zabrać przynajmniej jednego naszego antropologa”. Tę istotną dla przedmiotu rozważań wypowiedź Ziemlańskiego, dla którego nie znalazło się miejsce w samochodzie wiozącym naszą delegację do Jezior po prochy Witkiewicza, przytaczam za drugim wydaniem „Mahatmy Witkaca” Joanny Siedleckiej. Brak jednak pewności, czy wiosną 1988 roku na ekshumację prochów Witkacego nie było już trochę za późno. Podróż do Rosji po WitkacegoLatem 1985 roku wśród pasażerów tzw. pociągu przyjaźni, jadącego Mijało właśnie sto lat od chwili, w której Stanisław Ignacy Witkiewicz, Młodego twórcę irytowała wzniosła retoryka odwołująca się do wartości wysokich, utrwalających ład życia zbiorowego. Bóg? Sztuka? Naród? To nie były Gdy pociąg zbliżał się do granicy, napięcie wśród pasażerów rosło. Było to przecież w czasach, gdy w naszej części Europy prym wiodły idee kolektywizmu Dość szczegółowe sprawozdanie z działań czteroosobowej grupy na cmentarzu w Jeziorach, gdzie pochowano Stanisława Ignacego Witkiewicza, było publikowane dwukrotnie. Wkrótce po powrocie z wyprawy relację zatytułowaną „Podróż do Rosji po Witkacego” przedstawił Kryszkowski w 3. numerze wydawanego składkowym sumptem artystycznego samizdatu „Hola hoop”. W dziewięć lat później ukazała się ona powtórnie w tym samym kształcie w gdańskim kwartalniku „Magazyn sztuki” nr 2-3/94. W obu przypadkach relację potwierdzały 3 zdjęcia i sporządzony przez Kryszkowskiego odręczny plan okolicy. Dwa z trzech zdjęć są bulwersujące: pokazują próbę rozkopywania grobu Witkacego i moment znalezienia jakichś szczątków kostnych. Mięsorubka bolszewiiBardziej niż zdjęcia wstrząsa jednak opis zdarzeń, które miały miejsce pewnej letniej nocy w 1985 roku na cmentarzu w Jeziorach. Drastyczność faktów zostaje spotęgowana żargonem Mikena, równego chłopa, któremu Kryszkowski pozwala opowiadać tę dość niesamowitą historię na wesoło. ”Weźmiem i odkopiem, i zwłoki do kraju przywieziem. I tak żeśmy zrobili. (...) Zmieliliśmy to razem w mięsorubce bolszewii. No i przywieźliśmy, i mamy. (...) To była dobra robota. Doro! Już po wszystkim, tera uszczęśliwimy społeczeństwo. (...) Chciałbym pozdrowić wszystkich Polaków. Żebyśmy wszyscy uświadomili sobie doniosłość tego momentu... przywiezienie do kraju sproszkowanych zwłok, są wśród nas... jakoś na nas działają.” Dziś prekursor „prywatnej inicjatywy” w zakresie ekshumacji Witkacego ma – Gdy w połowie lat 80. dotarł do mnie art-zin z rewelacjami o sprowadzeniu choćby tylko części szczątków Witkacego, nie uwierzyłem Jackowi – wspomina Marek Grygiel, szef Małej Galerii w Warszawie. – On był przecież związany z ludźmi z „Łodzi Kaliskiej”, którzy w swej praktyce artystycznej często mieszali rzeczywistość z fikcją. Sądziłem, że to taka inteligentna mistyfikacja. A już ta przypięta do okładki foliowa torebka z rzekomą miazgą kostną Witkacego na milę pachniała mi prowokacją, jakąś artystyczną z ducha próbą powstrzymania ekshumacji rzeczywistej, do której wcześniej przymierzał się Zbigniew Dolatkowski. Maryla Sitkowska uważa, że Kryszkowski mógł chcieć ubiec Dolatkowskiego, żeby ośmieszyć sam pomysł sprowadzania zwłok i zapobiec ogólnonarodowej celebrze. Potwierdza też sceptycyzm, z jakim środowisko przyjęło wiadomość o wyczynie czwórki pasażerów z pociągu przyjaźni. O ile bowiem zdjęcia poddano starannym oględzinom Wyprawa po Witkacego przyniosła Jackowi Kryszkowskiemu rozczarowanie. Zaskoczył go brak głębszego, środowiskowego odzewu. Ludzie nie uwierzyli, Ale po chwili dodaje: – Teraz już bym tego nie zrobił. Tak zwana ludzkość w obłędzieOstatni rozdział wspomnianego wyżej „Mahatmy Witkaca” to znakomita dokumentacja skandalu, jakim stał się „pogrzeb państwowy pierwszej klasy”, z udziałem czynników państwowo-politycznych PRL i Ukraińskiej SRR. Pogrzeb dla uczczenia „dozgonnej przyjaźni polsko-radzieckiej” – to całkiem literacki koncept. Witkacy nieźle by nawet do tego pasował. Ale przecież zamiast jego prochów, sprowadzono Nie wzięto pod uwagę ani stopnia społecznych emocji wywołanych przez to wydarzenie, ani uczuć rodziny Witkiewiczów, na co zwrócił uwagę Maciej Witkiewicz, stryjeczny wnuk pisarza. W filmie Konrada Szołajskiego „I cały pogrzeb na nic” powiedział on, że ważną w naszej obyczajowości postawę szacunku wobec majestatu śmierci próbowano instrumentalizować zarówno dla korzyści politycznych, jak i celów partykularnych, a jej zewnętrzny wyraz, którym jest m.in. rytuał pogrzebowy, traktowano niejednokrotnie jako pretekst dla eksponowania własnej osoby. W tym kontekście przypomniał, udaremniony na szczęście, zamiar obudowania zakopiańskich uroczystości pogrzebowych happeningami i działaniami artystycznymi, łącznie Zwłaszcza wśród ceperskiej braci artystycznej, która dość licznie zjechała w ów kwietniowy dzień do Zakopanego, wyczuwało się nastroje bliskie strywializowanemu pojęciu witkiewiczowskiej „dziwności istnienia”. Mówiąc prościej: najwyraźniej uważano, że na powtarzanym w pół wieku po śmierci pogrzebie ekscentryka i skandalisty, wypada wręcz jakoś „artystycznie pohasać”. Myśl, że „przecież sam Witkacy nie przepuściłby takiej okazji” niemal gęstniała w zakopiańskim powietrzu. Nawet ksiądz profesor Tischner zwrócił się w Starym Kościółku najpierw do „dusz pokrewnych” Witkacemu, do osób „czujących podobny jak On niepokój”. Wzywał obecnych W półtora roku po uroczystościach pogrzebowych tablicę z datą rzekomego powrotu Witkacego, zastąpiono starą płytą kamienną z napisem: Maria Witkiewiczowa, matka Stanisława Ignacego Witkiewicza, pochowanego w Jeziorach na Polesiu, w przekonaniu, że prochy Jego tu spoczywać powinny. W listopadzie 1994 roku badania antropologiczne i paleopatologiczne wykazały, że sześć lat wcześniej do grobu matki złożono szkielet około trzydziestoletniej kobiety, która najprawdopodobniej zmarła przy porodzie. – Skąd pan wiedział, że to nie Witkacy? – pytam po latach Andrzeja Kurza. Magazyn „Tysol” nr 7, z lipca 1999 |