publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Bywa, że ktoś przez kilka dziesięcioleci odnotowywany w materiałach inwentarzowych jako TW, o kilku pseudonimach, prowadzony przez kilku oficerów w różnych wydziałach SB zostaje oczyszczony przez sąd lustracyjny tylko dlatego, że nie zachowała się jego teczka pracy zniszczona w roku 1990 – z dr. hab. JANUSZEM KURTYKĄ, historykiem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz IPN w remoncie
– Prezesem IPN jest pan od niedawna, ale krakowski oddział instytutu tworzył pan od podstaw i przez pięć lat nim kierował. Czy Instytut Pamięci Narodowej potrzebuje zmian? – Od dawna dostrzegałem potrzebę organizacyjnych usprawnień w działalności IPN. Mówiłem o tym, startując w konkursie. Teraz, gdy mam możliwość ogarnięcia całości jego struktury, nadal uważam, że reorganizacja instytutu w niektórych pionach, zwłaszcza w pionie archiwalnym centrali, jest niezbędna. Obecnie przeprowadzane są głębokie zmiany personalne i organizacyjne. – Od zmian w kierownictwie Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów zaczął pan właściwie swą kadencję. – Nagłośniona przez media sprawa „trzystu worków” potwierdza chyba słuszność takich działań. – Rok 2005 zamknął pewną epokę w działalności IPN. Zmieniło się otoczenie prawne, w którym przychodzi teraz działać instytutowi. Jak wyjść z tego stanu prowizorium? – Aby dalsza działalność była w ogóle możliwa i pozostawała w zgodzie z duchem ustawy powołującej instytut do istnienia, należy jak najszybciej dokonać zmian w ustawie o IPN. Jak wiadomo, opracowaliśmy swoje propozycje i przedstawiliśmy je klubom parlamentarnym zainteresowanym taką nowelizacją, zresztą w odpowiedzi – Czyli „nic o nas bez nas”. Część mediów wydaje się jednak nie rozumieć takiej postawy instytutu. – Nigdy nie kryłem, że pytany o stanowisko w sprawie nowelizacji, IPN chętnie przedstawi swoje merytoryczne propozycje. Natomiast już tylko od polityków zależy, czy i w jakim stopniu z tego skorzystają. Przypomnę, że pierwsze propozycje zmian zostały opracowane wczesną jesienią 2005 właśnie w instytucie. Prezes Leon Kieres przekazał je do dyspozycji klubowi PO. – Wyrok NSA ze stycznia 2005 zmienił zasady przyznawania statusu pokrzywdzonego, ale orzeczenie TK z października zakwestionowało wręcz filozofię lustracji w Polsce. Czy status pokrzywdzonego ma jeszcze sens? – Status pokrzywdzonego miał być rodzajem przywileju, dzięki któremu osoby, na które SB gromadziła materiały, mogłyby uzyskiwać do nich dostęp, mimo że nie są badaczami. Ustawa o IPN uniemożliwiała natomiast taki dostęp byłym funkcjonariuszom i współpracownikom „organów”. Po zmianach prawnych, poczynionych w ubiegłym roku, każdy już ma prawo wglądu do materiałów archiwalnych na swój temat znajdujących się w IPN. Także byli funkcjonariusze i tajni współpracownicy służb PRL. Wprawdzie w uzasadnieniu swego wyroku Trybunał Konstytucyjny zalecił utrzymanie statusu pokrzywdzonego w rozumieniu ustawy o IPN, ale praktycznie przekreślił jego dotychczasowy sens.... – ...rozszerzając uprawnienie dostępu do akt na wszystkich, czyli likwidując dotychczasowy przywilej? – Nie tylko dlatego. Wyrok TK jednoznacznie nakazał respektować w pracach IPN aktualne orzecznictwo i aktualny stan prawny związany z definicją współpracownika i współpracy. Znaczy to tyle, że decydując o przyznaniu komuś statusu pokrzywdzonego instytut został zobowiązany do uwzględniania takich definicji „współpracownika” i „współpracy”, jakie utrwaliły się w wyniku orzeczeń sądu lustracyjnego, SN (symboliczna sprawa Mariana Jurczyka), oraz TK. A jak wiadomo, wspomniane wyżej definicje są wynikiem procedur sądowych, w których liczy się domniemanie niewinności osoby deklarującej, że nie współpracowała z tajnymi służbami. – To wynika z kodeksu postępowania karnego, który ustawodawca uczynił podstawą procedur lustracyjnych w Polsce. – Tak, ale te wąskie definicje „współpracy” i „współpracownika” są oderwane od rzeczywistości historycznej i archiwalnej. Zdarza się, że choć ślady w rejestrach i archiwach, zdaniem badaczy, jednoznacznie przesądzają o czyjejś agenturalności, sąd orzeka o jej braku, gdyż nie zachowały się dokumenty wymagane dla procesowego potwierdzenia faktu tej współpracy. – Jeśli sąd nie jest w stanie orzec... – Zasada domniemania niewinności jest jedną z ważnych zdobyczy naszej cywilizacji, dotyczy jednak obszaru właściwego dla sądu. Przeniesiona wprost na grunt IPN może być źródłem poważnych rozterek moralnych. Jestem absolutnie przeciwny wystawianiu przez IPN zaświadczeń o statusie pokrzywdzonego osobom, o których na podstawie analiz archiwalnych i historycznych wiemy, że współpracowały ze służbami PRL, a którym, przy obowiązujących definicjach „współpracownika” i „współpracy”, nie sposób jednak udowodnić przed sądem kłamstwa lustracyjnego. Bywa, że ktoś przez kilka dziesięcioleci odnotowywany w materiałach inwentarzowych jako TW, o kilku pseudonimach, prowadzony przez kilku oficerów w różnych wydziałach SB zostaje oczyszczony przez sąd lustracyjny tylko dlatego, że nie zachowała się jego teczka pracy zniszczona w roku 1990. Konieczność przyznania takiej osobie statusu pokrzywdzonego zadawałaby wręcz gwałt idei powołania Instytutu Pamięci Narodowej. Albo status pokrzywdzonego dla prawdziwych ofiar systemu, albo dostęp do archiwów dla wszystkich obywateli, z funkcjonariuszami służb i ich agenturą włącznie. Coś trzeba wybrać. – Czy Lech Wałęsa otrzymałby status pokrzywdzonego, gdyby Pańska kadencja zaczęła się o sześć tygodni wcześniej? – Nie chciałbym rozważać sytuacji hipotetycznych. Wedle ustawowej definicji pokrzywdzonym jest osoba, na temat której służby zbierały informacje, w tym w sposób tajny, i która następnie nie została funkcjonariuszem lub współpracownikiem „organów”. Prezes Kieres w swej decyzji odwoływał się też do wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Jednak o szczegóły najlepiej zapytać samego prof. Kieresa. Mogę tylko dodać, że choć zmienił się prezes, to IPN pozostaje tą samą instytucją. I nie ma powodów dla naruszania zasady ciągłości. – Czym ma być lustracja? Rodzajem zadośćuczynienia ofiarom? Wymierzeniem jakiejś sprawiedliwości prześladowcom? Czynnikiem ochrony interesów państwa? A może oczyszczeniem pamięci? Jak powinna ewoluować filozofia lustracji w Polsce? – Lustracją zajmuje się w Polsce rzecznik interesu publicznego i sąd lustracyjny. Instytut, którego pracami kieruję, nie jest instytucją lustracyjną. Jeżeli Sejm RP nałoży na IPN tego typu obowiązki, wówczas będę się czuł uprawniony do wypowiedzi na ten temat. – W tym pytaniu nie było podtekstu politycznego. Szło mi raczej – Wszystko zależy od ostatecznego kształtu ustawy. Jeżeli instytut miałby, tak jak dotąd, dostarczać informacji o stanie archiwów prokuratorowi lustracyjnemu (RIP), to przy pewnej koniecznej reorganizacji nadal bylibyśmy gotowi do kontynuowania obowiązków. Natomiast gdyby instytut musiał wydawać decyzje lustracyjne – Są środowiska, w tym związkowcy z NSZZ Solidarność, które w ramach istniejącego stanu prawnego podjęły działania na rzecz ujawnienia trudnej prawdy, czyli wskazania na donosicieli i choćby symbolicznego zadośćuczynienia pokrzywdzonym. – Nie ukrywam, że sympatyzuję z takim modelem oddolnej lustracji, który się rzeczywiście w Polsce pojawił. Przypomnijmy, że działanie rzeszowskiej Grupy – Czy to prawda, że instytut chce walczyć z narastającym zjawiskiem zniesławiania Polski na arenie międzynarodowej? – W IPN nigdy nie było takich planów. To raczej, ze względu na przewidywany teren działań, zadanie dla struktur MSZ. Oczywiście, dysponujemy pewnym potencjałem merytorycznym i eksperckim, którym moglibyśmy wesprzeć tego rodzaju działalność, ale samodzielne podjęcie inicjatyw w tym zakresie nie wydaje się możliwe. – Kategoria „polskie obozy koncentracyjne”, znana wcześniej, – Taka decyzja została podjęta i obecnie już nic tego nie zmieni. Myślę, że informacje, którymi dysponowaliśmy w momencie jej podjęcia pozwalały właściwie ocenić liczbę ofiar. Czy IPN mógłby jeszcze coś zrobić w tej sprawie? Tak, ale nie dla podważenia dotychczasowych ustaleń, raczej dla ich uzupełnienia. O ile wiem, nie ukazały się drukiem pełne wyniki prowadzonych wówczas badań archeologicznych. – Kilka lat temu pański poprzednik z dumą mówił o powstaniu terenowych punktów przyjmowania formularzy od zainteresowanych, – Ustawa o IPN precyzuje tylko, że osoba starająca się o status pokrzywdzonego musi osobiście złożyć wniosek i podpisać go w obecności pracownika IPN. A zatem decyzja prof. Kieresa sprzed 3-4 lat była absolutnie słuszna i w pełni się z nią utożsamiam. Gdyby przyjąć rygorystyczną wykładnię ustawy, jaką zdaje się sugerować „GW”, to IPN pożeglowałby w stronę elitarności, ułatwiając składanie wniosków tylko mieszkańcom dużych miast, w których są oddziały lub delegatury instytutu. – Sprzyjałoby to osobom młodszym, mobilnym, zasobniejszym. – Natomiast doświadczenie podpowiada, że ci, którzy byli kiedyś aktywni jako żołnierze Armii Krajowej, w ruchach niepodległościowych i wolnościowych, w konspiracji poakowskiej bądź solidarnościowej, to już ludzie starsi, często niezamożni, – Podczas konkursu podkreślał pan potrzebę zmian w pionie śledczym instytutu. – Należy wyraźnie zdynamizować pracę tego pionu, wymienić część prokuratorów, ograniczyć liczbę postępowań związanych z czasem wojny i lat tuż powojennych, a uwolnioną w ten sposób energię przeznaczyć na weryfikowanie doniesień o przestępstwach z lat 70. i 80., bo ich sprawcy jeszcze żyją i są stosunkowo młodzi. Oczywiście, nie oznacza to rezygnacji z wielkich śledztw symbolicznych, w sprawie Zbrodni Katyńskiej czy ludobójstwa na Wołyniu. Wręcz przeciwnie. Może dziwić, że w śledztwie „katyńskim” nie podjęto dotąd próby wykorzystania przejętego w 1941 roku przez Niemców, a od nich w 1945 przez Amerykanów – archiwum smoleńskiego NKWD. Podobnie jak dziwi fakt niewykorzystania przez IPN materiałów archiwalnych przygotowanych na użytek tzw. komisji Rokity z początku lat 90. Właśnie została powołana specjalna grupa śledcza dla zbadania działań domniemanej grupy przestępczej w strukturach byłego MSW. – Może i w pionie śledczym przydałoby się nowe otwarcie. – Utrudnia to obecny stan prawny. Np. odwołanie prokuratora, który niezbyt dobrze czuje się w materii śledztw historycznych, jest możliwe tylko na wniosek samego zainteresowanego. Kierownictwo IPN proponuje, żeby inicjatywa w tej sprawie należała do prezesa instytutu, w porozumieniu z dyrektorem GKŚZpNP. – Czego jeszcze, oprócz racjonalnych rozwiązań prawnych, należy życzyć Instytutowi Pamięci Narodowej? – Zależałoby nam na merytorycznej, zobiektywizowanej ocenie naszej pracy „Tygodnik Solidarność” nr 12, z 24 marca 2006 czytaj także: „Kandydat z Krakowa” |