publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Do każdej podróży, nawet wakacyjnej, trzeba się przygotować. A cóż dopiero do wyjazdu zagranicę w poszukiwaniu pracy. Co ma pomidor do wiatrakaO języku nie wspominam, bo to oczywistość. Niestety, dla Polaków coraz częściej opuszczających ojczyznę w pogoni za swą zawodową szansą, albo tylko za zarobkiem, który umożliwi godziwe życie, bariera znajomości języka bywa nie do pokonania. Tym bardziej warto jeszcze w Polsce poznać choć trochę specyfikę kraju, w którym zamierza się podjąć pracę. I wiedzieć u kogo, w razie potrzeby czy kłopotów, można tam szukać wsparcia. Porcja elementarnej wiedzy i odrobina rozsądku mogłaby uchronić tych, którzy padają ofiarą różnych pośredników-oszustów, a nam oszczędziłaby upokarzającej lektury np. o obozach pracy dla Polaków we Włoszech. Kto dziś buduje WłochyTym bardziej, że różnice kulturowe i społeczne nawet między blisko sąsiadującymi ze sobą krajami naszego kontynentu bywają zaskakująco duże. A warunki, na jakie można natrafić w kraju docelowym, zależą zarówno od aktualnej koniunktury gospodarczej, jak i stopnia otwarcia się tamtejszych związków związkowych na zjawisko pracowników-migrantów. O ciekawych formach pomocy, jakiej może oczekiwać ktoś, kto przyjechał do pracy we Włoszech, mówiła podczas warszawskiego seminarium EKZZ przedstawicielka jednej z włoskich central związkowych, a zarazem nasza rodaczka Ewa Błasik, od dziesięciu lat sama – jako imigrantka – związana z Confederazione Italiana Sindacati dei Lavoratori (CISL). CISL (Włoska Konfederacja Pracowniczych Związków Zawodowych) to druga co do wielkości centrala związkowa, zrzeszająca 19 ogólnokrajowych federacji sektorowych, m. in. branży metalowej, chemicznej, tekstylnej, usług, rolnictwa, oraz 9 federacji pomniejszych. W 2005 roku CISL mogła się pochwalić liczbą blisko 4.300 tys. związkowców, z czego aż ponad 200 tys. stanowili aktywni zawodowo migranci. – Dziś na włoskich placach budowy co trzeci pracownik pochodzi spoza Półwyspu Apenińskiego. Podobnie wyglądają proporcje, jeśli idzie o osoby zatrudnione w rolnictwie. Oprócz Europejczyków, co oczywiste, wśród migrantów są przybysze z Indii, Chin i Północnej Afryki – mówiła Ewa Błasik. A przecież warto pamiętać, że jeszcze do niedawna Italia była raczej eksporterem siły roboczej. Od tuż powojennej migracji Włochów do pracy w niemieckich kopalniach i stalowniach zaczął się proces integracji europejskiej (Europejska Wspólnota Węgla i Stali) oraz praktyczne ułatwienia przy „przemieszczaniu się osób i towarów”. Kulturowa mozaika nad TybremTradycyjny szlak włoskiej emigracji zarobkowej wiódł do Stanów Zjednoczonych. Dość powszechne stały się też wędrówki w poszukiwaniu pracy i lepszego życia z ubogiego południa na bogatą, uprzemysłowioną północ włoskiego buta. Ale napływ znacznej liczby pracowników do Włoch to zjawisko nowe, zarejestrowane dopiero w ciągu ostatnich 15-20 lat. Specyfiką trzymilionowej dziś społeczności migrantów we Włoszech jest jej ogromne zróżnicowanie. Przybysze pochodzą ze 109 krajów. Najliczniejsi są Rumuni, drugie miejsce zajmują Marokańczycy, trzecie – Albańczycy. Polacy – z liczbą ponad stu tysięcy osób o uregulowanym statusie – mieszczą się w pierwszej dziesiątce. Ale migracja zarobkowa z Polski do Włoch stale rośnie, zwłaszcza po zniesieniu restrykcji dotyczących zatrudnienia. – W Italii wszystkie organizacje związkowe: nasza centrala, związki skonfederowane, związki autonomiczne od początku uznały doniosłość kwestii pracowników-migrantów, od razu stały się też rzecznikiem ich praw – podkreśliła przedstawicielka CISL. Włoscy działacze związkowi doszli do przekonania, że to nie jest jakieś przejściowe zjawisko, lecz istotny problem strukturalny. I wyciągnęli z tego praktyczne wnioski. Stało się bowiem jasne, że nie wystarczy pozostać w kręgu spraw ściśle związkowych, bezpośrednio związanych z samą pracą, ale trzeba też zająć się bolączkami życia uchodźców, problematyką praw człowieka oraz pomagać przybyszom w przystosowaniu się do życia w nowych, niekiedy całkiem odmiennych warunkach cywilizacyjnych i kulturowych. ANOLF, czyli migranci migrantomUznano, że do sprawnego prowadzenia działalności pozazwiązkowej wśród migrantów potrzebna jest całkiem odrębna struktura. I tak w 1989 roku doszło do powstania Associazione Nazionale Oltre Le Frontiere (ANOLF). Pomysł był nietypowy, ale wypalił. ANOLF (Ogólnokrajowe Stowarzyszenie Ponad Granicami), o statusie organizacji pozarządowej, zrzesza obcokrajowców na zasadzie dobrowolności i ma obecnie 121 komórek na terenie całych Włoch. W stowarzyszeniu tym, pomyślanym jako narzędzie do „krzewienia przyjaźni i braterstwa między ludźmi w duchu włoskiej konstytucji” oraz rozwiązywania problemów rosnącej rzeszy imigrantów zarobkowych, zatrudnia się (na całym lub na części etatu) wyłącznie przybyszów z różnych stron świata. Natomiast związkowcy-Włosi reprezentują stowarzyszenie w kontaktach ze światem zewnętrznym, np. władzami lokalnymi na szczeblu miasta, gminy, powiatu czy regionu. Tak pomyślana struktura stowarzyszenia nie tylko znacznie ułatwia przekraczanie barier językowych, kulturowych czy emocjonalnych, ale też umożliwia dotarcie organizatorom związkowym z CISL do rzeczywistych problemów nurtujących zróżnicowaną i barwną jak mozaika społeczność imigrantów zarobkowych. Kursy czytania i pisania, nauka włoskiego, informacja związkowa, pomoc przy rozwiązywaniu żywotnych problemów bytowych, czy choćby sposobność do porozmawiania w języku ojczystym – trudno przecenić znaczenie tych najprostszych form wsparcia w pierwszym okresie oswajania się z warunkami pobytu w innym kraju. Fallacci swoje, CISL swoje– Pomoc przy zawieraniu umów o pracę czy negocjowaniu korzystnych jej warunków jest ważna, zwłaszcza dla kobiet podejmujących się profesjonalnej opieki nad osobami chorymi i starszymi. Taka praca najczęściej przypada w udziale Polkom, Rumunkom czy Ukrainkom, ostatnio można mówić nawet o ukraińskim boomie. Natomiast pracodawcami są często włoscy związkowcy. Zdarza się też, że Włosi, którym pomogliśmy znaleźć fachową pomoc domową, sami potem zapisują się do CISL – opowiadała Ewa Błasik, zresztą wiceprzewodnicząca jednej z terenowych struktur ANOLF-a. Aktywne wspieranie imigrantów napędza związkom zawodowym nowych członków, i to – jak się okazuje – nie tylko spośród nowoprzybyłych. Ale form oddziaływania na tę sferę włoskiej rzeczywistości jest więcej. Od 15 lat CISL organizuje kursy dla związkowców-obcokrajowców. Zwykle szkoli się na nich 50 osób, co oznacza, że w tym okresie operatywnej centrali związkowej przybyło ponad siedmiuset organizatorów, przeszkolonych specjalnie do pracy w środowiskach przybyszów z innych krajów. Organizuje się również mieszane kursy integracyjne – dla Włochów oraz imigrantów – które mają przygotować tamtejsze struktury związkowe i samych związkowców do bezkonfliktowego funkcjonowania w społeczeństwie kulturowo zróżnicowanym. Trzeba bowiem brać pod uwagę obecność ludzi z innych kultur, oswoić się z ich sposobem myślenia, z radykalnie odmienną mentalnością. Polityka włoskiej centrali związkowej zdaje się odważnie wychodzić naprzeciw wyzwaniom współczesności. Związek jako MatrixZupełnie inną wizję niesienia pomocy pracownikom-migrantom roztoczyła Nelke Temme, działaczka centrali związkowej FNV z Holandii. O ile Włosi istotną rolę przy tworzeniu struktur związkowych widzą w bezpośrednich relacjach międzyludzkich, o tyle bardzo otwarci, a może nawet skazani na sezonowych pracowników spoza kraju Holendrzy wiążą spore nadzieje z nowoczesnymi metodami komunikowania się. I z istnieniem infrastruktury związkowej w przestrzeni wirtualnej. To jasne, że przybysze, zwłaszcza z Europy Środkowowschodniej, często wykonują najgorsze rodzaje pracy, w kiepskich warunkach i bez należytej zapłaty. Według holenderskiej działaczki, zupełnie kluczową sprawą pozostaje informacja o tym, gdzie pracują. – Ludzi na długich kontraktach można zlokalizować i zachęcić, aby wstąpili do związku zawodowego, ale do pracowników sezonowych, którzy w dodatku często zmieniają miejsce zamieszkania, po prostu trudno dotrzeć, tym bardziej, że bywają nieufni wobec związkowych organizatorów – mówiła w Warszawie Nelke Temme. Ta nieufność pozostała z czasów, gdy zachodnie związki „zwalczały” przybyszów, upatrując w nich nieuczciwej konkurencji, czyli swoistego dumpingu socjalnego wobec prawowitych uczestników miejscowego rynku pracy. Dziś jest inaczej, zachodnie centrale związkowe chętnie przyjmują migrantów, również tych pojawiających się na krótko, do prac sezonowych w rolnictwie czy ogrodnictwie. – Jako związkowcy, przy zbiorze sałaty mogliby zarabiać 15 euro na godzinę, ale zwykle zadowalają się połową tej stawki. Dopiero gdy ktoś im w ogóle nie zapłaci albo da po 2 euro, wtedy ogarnia ich złość. Dobrze byłoby, gdyby już przed wyjazdem z Rumunii czy Polski wiedzieli, że mogą się do nas zwrócić o pomoc – przekonywała Holenderka, zapowiadając utworzenie wirtualnej agendy FNV Bondgenoten, dzięki której będzie można przystąpić do tej centrali związkowej po wypełnieniu stosownego formularza w sieci. W dobie telefonii komórkowej, poczty elektronicznej oraz internetu wirtualny związek zawodowy może być skutecznym narzędziem presji na nierzetelnych pracodawców. O ile, oczywiście, ci zatrudnieni, których usiłuje się nieuczciwie wykorzystać, są członkami związku zawodowego. No i pod warunkiem, że miejsc pracy przy tulipanach i sałacie zamiast „elektronicznych związkowców” nie zajmą, jako tańsza siła robocza, kolejni niezrzeszeni. „Tygodnik Solidarność” nr 9, z 2 marca 2007 |