publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Proces rozszerzenia UE postawił przed Europejską Konfederacją Związków Zawodowych całą gamę nowych wyzwań i problemów, w tym potrzebę przedefiniowania własnych priorytetów. Miejsce pracy – EuropaTradycyjny stosunek narodowych central związkowych w krajach tzw. starej Unii wyrażał się w dyskretnej, by uniknąć zarzutów ksenofobii, ale dość czytelnej niechęci do przybyszów. Widziano w nich najczęściej współczesnych nomadów, naruszających status quo zrównoważonego rynku pracy. Albo nowy proletariat, zdolny zagrozić dotychczasowej pozycji pracowników miejscowych. A przecież trudno darzyć sympatią obcych ludzi, często lepiej wykształconych, którzy za niewielkie pieniądze są gotowi wykonać właściwie każdą pracę. Europejczycy drugiej kategorii– Wiele zależy od tego, jak sobie poradzimy z milionami nowych obywateli UE. Część z nich przenosi się do innych krajów na dłużej, część przyjeżdża tylko do pracy sezonowej. Ale nadal w niektórych krajach zachodnioeuropejskich traktuje się ich jak obywateli drugiej, a nawet trzeciej kategorii. Wprawdzie centrale związkowe nie popełniają już błędu z lat 60., kiedy to zamiast dostrzec w przybyszach swój potencjał rozwojowy, wystąpiły przeciwko nim, ale konfederacja nie wypracowała dotąd jednolitej polityki, niezbędnej wobec faktu, że Unia Europejska liczy sobie 25 państw, a wkrótce przybędą dwa kolejne – mówiła z początkiem grudnia 2006 w Warszawie Catelene Passchier, jedna z czworga konfederalnych sekretarzy EKZZ. Dzięki doniesieniom medialnym wiemy, że obywatele z nowych krajów członkowskich, także przecież Europejczycy, pracują w zamożnych krajach unijnych w warunkach nasuwających niekiedy proste skojarzenia z pracą niewolniczą. Warto podkreślić, że sytuacja naszych rodaków, którzy mają prawo podróżowania po terytorium UE, choć nie wszędzie mogą legalnie pracować, wcale nie jest jeszcze najgorsza. Polak, nawet udręczony we włoskim obozie pracy, nadal pozostaje obywatelem Unii, któremu odpowiednie władze państwowe powinny służyć stosowną pomocą, natomiast nielegalny przybysz z północnej Afryki, zatrzymany przez na terenie UE, musi przede wszystkim starać się o zalegalizowanie swego pobytu. Czy nielegał może być związkowcem?Jak dotąd, nie udało się w tej sprawie wypracować jednolitego stanowiska central związkowych skonfederowanych w EKZZ. Część narodowych organizacji związkowych uważa, że warunkiem podjęcia obrony praw pracowniczych oraz ewentualnego przyjęcia do struktur związkowych powinien być uregulowany status prawny. Ale nie wszyscy syndykaliści podzielają ten punkt widzenia. Wielu uważa, że tam, gdzie doszło do pogwałcenia elementarnych praw pracowniczych, a niejednokrotnie również i ludzkich, związki zawodowe powinny objąć pokrzywdzonych swą opieką, bez względu na ich status formalno-prawny. Dla struktur związkowych priorytetem powinna być walka z wszelkimi formami nieludzkiej eksploatacji człowieka. Refleksja nad tym, czy i jakie dokumenty legalizacyjne musi uzyskać pokrzywdzony „nielegał”, powinna się pojawić dopiero w drugiej kolejności. Wypracowaniem wspólnej europejskiej polityki, ale też gromadzeniem doświadczeń, co do tzw. dobrych praktyk w tym zakresie, zajęto się podczas konferencji EKZZ, wiosną 2006. – Nasz plan działania obejmuje zarówno migrantów, jak i mniejszości etniczne. Szukamy odpowiedzi na pytania, jak ich reprezentować, jak włączyć w aktywność central związkowych, jak wreszcie dać im twarz i głos w działaniach naszego ruchu – wyjaśniała Catelene Passchier. Pani sekretarz ujawniła też, że związany z tą problematyką projekt pn. Miejsce Pracy – Europa nie znalazł uznania wśród członków Komisji Europejskiej. – Bez środków finansowych z KE będzie nam trudniej, ale i tak musimy podjąć ten wysiłek – mówiła. Globalizacja związkowej solidarnościDość powszechne jest przekonanie, że globalizacji gospodarki powinna towarzyszyć globalizacja ruchu związkowego. Taka swoista globalizacja solidarności, nie tylko zresztą pracowniczej, ale i tej zwyczajnej, ludzkiej. Tym bardziej, że romantyczna wizja swobodnego podróżowania, osiedlania się w wybranym kraju i podejmowania tam wymarzonej pracy, nie wytrzymuje konkurencji z twardymi realiami życia, które wymusza migrację w poszukiwaniu pracy, lepszego zarobku lub większego bezpieczeństwa socjalnego. Niekiedy także osobistego. Każdy, kto interesuje się ekonomią, dobrze wie, że globalny kapitał „zwiedza świat” w poszukiwaniu najkorzystniejszych warunków inwestowania, a te wiąże z możliwie najniższą ceną siły roboczej. Tzw. zdobycze świata pracy, czyli przyzwoite kodeksowe rozwiązania chroniące pracowników przed wyzyskiem przeszkadzają producentom-potentatom w maksymalizacji zysku, stąd postulaty liberalizacji przepisów, nacisk na elastyczne formy zatrudnienia, ucieczka przed ubezpieczeniami społecznymi itp. Ambitne cele, jakie stawiają sobie europejscy związkowcy, dążący do objęcia przyzwoitymi rozwiązaniami ogółu pracujących, bez względu na ich miejsce pracy, pochodzenie czy formalno-prawny status stoją w sprzeczności z celami inwestorów i organizatorów produkcji. Jeśli EKZZ odniesie sukces w tych zmaganiach, to ograniczy sens wędrówek kapitału, a w konsekwencji zmniejszy dynamikę migracji pracowników, przynajmniej na terenie Unii Europejskiej. Próba przyhamowania tych zjawisk w skali świata, wymagałaby – mówiono o tym podczas warszawskiego seminarium – solidarnego współdziałania ruchu związkowego na szczeblu globalnym. Histeria brytyjskich tabloidów– Alarmistyczne tytuły brytyjskich tabloidów, wieszczących kres naszej cywilizacji w dotychczasowym kształcie z powodu napływu na Wyspy pracowników-migrantów, wydają się sugerować, że mamy do czynienia z jakościowo nowym i bezprecedensowym zjawiskiem – ironizował Paul Nowak, z brytyjskiej centrali związkowej Trades Union Congress (TUC). Ale to nieprawda. Owszem – mówił Paul Nowak – liczba nowych przybyszów wyłącznie z nowych krajów UE sięga pół miliona, podczas gdy rząd szacował wstępnie skalę zjawiska zaledwie na kilkanaście tysięcy. Drugie pół miliona przybyło spoza Europy, więc obecność pracowników-migrantów stanowi na Wyspach znaczny problem gospodarczy i polityczny. Tyle że dla Brytyjczyków, którzy od lat korzystali np. z pracy irlandzkich budowlańców, pracujący przybysze to żadna nowość. Brytyjski związkowiec mówił o wielkim zróżnicowaniu etnicznym, kulturowym, zawodowym i społecznym pracowników-migrantów w Wielkiej Brytanii. Podkreślał, że ogromna większość spośród nich, ze względu na ograniczone kompetencje językowe, nie zna swoich praw, nie wie o możliwości wstąpienia do związku zawodowego, przez co staje się dla pracodawcy łatwym obiektem wyzysku. Wymieńmy się związkowcami– Na tle innych migrantów Polacy wyróżniają się znacznie większą religijnością, dlatego w tym przypadku ważne jest zapewnienie im właściwej opieki duszpasterskiej, co nie znaczy, że można zaniechać wspierania rozmaitych innych więzi ułatwiających integrację ze środowiskiem nie tylko własnych rodaków, lecz i całych lokalnych społeczności – mówił Paul Nowak. Jego zdaniem, skuteczną pomoc pracownikom-migrantom warunkuje przekroczenie bariery językowej. Jest dobrze, gdy organizator związkowy zna ojczysty język rekrutowanych. A jeszcze lepiej, gdy szczegóły przysługujących im w Wielkiej Brytanii uprawnień przybysze poznali jeszcze przed opuszczeniem rodzinnego kraju. W przypadku Polaków często właśnie tak się dzieje. Kilka brytyjskich central związkowych nawiązało robocze kontakty z Solidarnością. Tomasz Laskowski, działacz Solidarności, już w 2005 czynnie pomagał na Wyspach polskim pracownikom. Ostatnio zaś Region Śląsko-Dąbrowski „S” porozumiał się w sprawie rekrutacji pracujących na Wyspach Polaków z brytyjską centralą GMB Union. Pierwszy raz od czasów drugiej wojny światowej związki zawodowe w Wielkiej Brytanii otworzyły się tak szeroko na przybyszów spoza Zjednoczonego Królestwa. Liderzy TUC oceniają ten wzrost liczebności jako znaczący. Znamienne, że najwięcej nowych związkowców pochodzi właśnie z naszego kraju. „Polacy przywracają u nas modę na solidarność” – podkreślił już w tytule Duncan Campbell, publicysta brytyjskiego „Guardiana”. „Tygodnik Solidarność” nr 4, z 26 stycznia 2007 |