publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
W trakcie spotkania Jana Pawła II z Polską Radą Ekumeniczną oraz przedstawicielami Kościołów i Wspólnot wyznaniowych, do którego doszło w ubiegły piątek w polskim parlamencie, naczelny rabin Polski Menachem Pinkas Joskowicz, nie zważając ani na powagę osoby, ani na niezwykłość sytuacji, ani wreszcie na niestosowność samego żądania w niedopuszczalnej formie – po raz kolejny domagał się usunięcia krzyża papieskiego z oświęcimskiego Żwirowiska. Incydent, który dzięki bezpośredniej transmisji dotarł do telewidzów in crudo, bez łagodzącej „obróbki medialnej”, wywołał powszechne oburzenie, a także spowodował zdecydowane reakcje wielu środowisk w Polsce. Wymiar skandaluZnamienny jest fakt, że media elektroniczne zwróciły uwagę głównie na tonujące skandal głosy ze strony środowisk żydowskich, akcentując zwłaszcza pośpiech, z jakim to uczyniono. Natomiast niewiele miejsca poświęciła telewizja, aby odnotować reakcję tych wszystkich, którzy na oczywistą obrazę Ojca Świętego zareagowali już nie tylko jako katolicy czy chrześcijanie, ale po prostu – ludzie, dla których pojęcia elegancji, honoru czy poczucia stosowności nadal zachowały swój sens. Menachem Pinkas Joskowicz miał najwyraźniej zły dzień. Wprawdzie w chwili spotkania z Papieżem sprawował jeszcze urząd naczelnego rabina, ale zdaniem Stanisława Krajewskiego ze Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich nie reprezentował już społeczności żydowskiej w Polsce. Należałoby zatem wyjaśnić, dlaczego i w jakim charakterze został w ogóle do parlamentu zaproszony. Wyłuszczając swój postulat w języku odległym nie tylko od dyplomatycznej kurtuazji, ale nawet od czysto poprawnościowych norm gramatyki, rabin Joskowicz całkowicie „pomylił adresy”. Zażądał bowiem od Jana Pawła II, aby ten jako Głowa Kościoła powszechnego, wywarł nacisk na zwierzchność Kościoła lokalnego w Polsce, domagając się usunięcia krzyża, kluczowego symbolu wiary katolickiej, będącego w tym konkretnym przypadku zarazem pamiątką po wcześniejszej wizycie Papieża w ojczyźnie. Piramidalna niestosowność, popełniona w najmniej odpowiednim miejscu i czasie, w formie, którą nawet strona żydowska określiła mianem skandalicznej. Ponawiając natrętne żądania niektórych środowisk żydowskich, rabin Joskowicz użył argumentu o szczególnej wrażliwości ortodoksyjnych wyznawców judaizmu na obecność symboli religijnych w miejscu oświęcimskiej kaźni. Cóż jednak począć z wrażliwością religijną chrześcijan i muzułmanów, czy wolno zlekceważyć uczucia przedstawicieli wielu innych narodów, których współziomkowie także byli mordowani w Oświęcimiu i Brzezince? Nie budzi sympatii ani zrozumienia ten, kto w imię tolerancji i dialogu domaga się bezwarunkowego spełnienia własnych żądań kosztem innych. Zwłaszcza gdy owa „szczególna wrażliwość religijna” sprowadza się w gruncie rzeczy do awersji wobec symboliki krzyża. Nie jest jasne, czy rozumieją to środowiska żydowskie. Już w niedzielę w programie TVN Stanisław Krajewski uznał żądanie usunięcia papieskiego krzyża ze Żwirowiska za zasadne i nadal priorytetowe. Warto przypomnieć, że polskie władze, w tym rząd Jerzego Buzka i parlament, okazując szacunek i zrozumienie dla deklarowanej często przez Żydów odmiennej wrażliwości religijnej, zrobiły wiele, aby zdążyć z rozwiązaniem tzw. problemu pozostałych krzyży na Żwirowisku jeszcze przed wizytą Ojca Świętego, narażając się nawet na zarzut zbytniej skwapliwości w uleganiu żądaniom niektórych radykalnych środowisk żydowskich. W środowiskach patriotycznych podnoszono też argument o niedostatecznym uwzględnianiu przez władze odczuć własnych obywateli, których zdecydowana większość nie dopuszcza myśli o braku symboli wiary, w tym chrześcijańskiego krzyża, na terenach byłych hitlerowskich obozów zagłady w Oświęcimiu i Brzezince. Wśród znawców problemu panuje zresztą pogląd, że próba eliminacji symboli religijnych wcale nie wynika z wymagań ortodoksyjnego judaizmu, ale ma służyć jedynie dalszej ateizacji miejsc kaźni, a w konsekwencji – sprzyjać tworzeniu w oparciu o nie tzw. religii holocaustu. Wypowiedzi naszych prominentnych przedstawicieli w tej sprawie, zbyt często rozmijały się z oczywistą, jak mogłoby się wydawać, polską racją stanu i oczekiwaniami społecznymi. Wystarczy przypomnieć choćby obietnice premiera Cimoszewicza, ujawnione przez stronę żydowską podczas obchodów rocznicy kieleckiej prowokacji, „niezręczny” wywiad, jakiego minister Krzysztof Śliwiński udzielił pismu La Croix, czy wypowiedź rzecznika rządu Krzysztofa Lufta, z której mogłoby wynikać, że rząd jest gotów zaakceptować koncepcję pomnika z krzyżem „mniejszym” od papieskiego – by zrozumieć, dlaczego spora część opinii publicznej uważała determinację Kazimierza Świtonia za uzasadnioną. Wolno też sądzić, że senatorowie Zbigniew Romaszewski i Wiesław Chrzanowski zapewne nie kładliby na szali własnych autorytetów, aby poręczyć za zwykłego „politycznego awanturnika, antysemitę i kryminalistę”, jak starało się przedstawić Świtonia kilkoro intelektualistów (m.in. Jan Błoński, Władysław Bartoszewski, Czesław Miłosz i Wisława Szymborska) w słynnym „liście” opublikowanym w październiku ub.r. na łamach Gazety Wyborczej i Tygodnika Powszechnego. – Sprawa jest zamknięta. Już przed rokiem Rada Stała Episkopatu Polski opowiedziała się za pozostawieniem krzyża papieskiego w obecnym miejscu – przypomniał ks. profesor Waldemar Chrostowski, dyrektor Instytutu Dialogu Katolicko-Judaistycznego przy ATK, członek Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem, odpowiedzialny za przygotowanie tej części wizyty Ojca Świętego w Warszawie, która łączyła się z pobytem na tzw. Umschlagplatzu oraz modlitwą w intencji ofiar holocaustu. Jego zdaniem, nawet zmiana opcji politycznej rządu nie zagrozi obecności krzyża na Żwirowisku, ponieważ po pierwsze – bez względu na rezultaty wyborów rząd powinien być ponadświatopoglądowy, a po drugie – nie żyjemy już w PRL, w której o wieszaniu czy ściąganiu krzyży decydowały względy i czynniki polityczne. „Tygodnik Solidarność” nr , z czerwca 1999 |