publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Klimat skandalu i sensacji, w jakim dwa polskie dzienniki ujawniły fragmenty wewnętrznego dokumentu – raportu otwarcia o stanie archiwów w centrali IPN – przedstawionego przez prezesa Janusza Kurtykę członkom Kolegium instytutu w połowie lutego 2006, okazał się przydatny. Zwrócił bowiem uwagę opinii publicznej na problemy tej instytucji skuteczniej niż kosztowna akcja promocyjna. Antylustracyjny bumerangCo wynika z wiedzy o trzystu workach akt, przejętych fizycznie, ale mimo upływu czterech lat nie włączonych do archiwalnych zasobów IPN? Wprawdzie można żałować, że opinie o menedżersko-organizacyjnych talentach prof. Leona Kieresa okazały się przesadzone, cieszy jednak fakt, że Kolegium instytutu zrezygnowało z powołania go na drugą kadencję. Dociekliwi mogą się dziwić, że redakcje konkurencyjnych gazet „dotarły” do poufnego dokumentu w tym samym czasie, ale pożytków z przecieku jest więcej niż szkód. Ciekawe, że dziennikarze piszący o „bałaganie w archiwach” i „skandalu w IPN” nie pytali o winnych tego stanu rzeczy, ani nie zastanawiali się nad możliwością usprawnień w działaniu instytutu, lecz zaatakowali frontalnie samą lustrację. Uznali, że pominięcie w kwerendach zawartości tych trzystu worków odbiera wszelką wiarygodność wynikom dotychczasowych postępowań przed sądem lustracyjnym. Natomiast rozszerzenie kręgu osób i środowisk objętych lustracją (po zapowiadanej przez polityków zmianie uregulowań prawnych) sparaliżuje działalność instytutu. Trzysta worków to – według prof. Andrzeja Paczkowskiego – około 100 metrów bieżących akt, czyli niewiele wobec blisko stu kilometrów, jakimi dysponuje obecnie IPN. Oczywiście, trudno wykluczyć możliwość dokonania jakichś lustracyjnych odkryć, choć w opinii prezesa Kurtyki, wyrażonej w żartobliwym kolokwializmie, szanse na to są raczej niewielkie. Za to sformułowania komunikatu Wydziału Prasowego IPN z 2 marca 2006 brzmią już całkiem poważnie: „Stan archiwów wpływał przede wszystkim na nieuzasadnione przedłużanie procedur związanych z udostępnianiem dokumentów oraz z prowadzeniem kwerend. Jednak opinia, iż stan ten skutkował błędnymi wynikami kwerend jest nieuzasadniona”. A w innym fragmencie tekstu: „Nieuzasadniona jest opinia, iż stan archiwów IPN uniemożliwia przeprowadzanie kwerend związanych z zadaniami, które mogą zostać nałożone ustawowo na IPN”. Warto przypomnieć, że jedna z pierwszych decyzji prezesa Kurtyki dotyczyła zmian w kierownictwie Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów (BUiAD): dyrektor Bernadettę Gronek, znaną szerzej od czasu spektakularnego ujawnienia dossier o. Konrada Hejmy, zastąpił Zbigniew Nawrocki, dotychczasowy dyrektor rzeszowskiego oddziału IPN. O sprawności działania tamtego oddziału wiele mówi fakt, że to w Rzeszowie, przy ZR NSZZ „S”, powstała Grupa „Ujawnić Prawdę”, która jako pierwsza w kraju ujęła w organizacyjne ramy coraz częstsze dziś przypadki ujawniania przez osoby pokrzywdzone legalnie pozyskanej i certyfikowanej przez IPN wiedzy o ich dawnych prześladowcach: funkcjonariuszach i donosicielach ze służb PRL. Tym razem autorom przecieku wyraźnie się nie udało. Zamiast utrącić lustrację, niechcący pochwalili Kurtykę! „Tygodnik Solidarność” nr 10, z 10 marca 2006 |