publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
Możliwe, że w roku 1981 w Tygodniku Solidarność działało nawet kilkunastu współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Ale to niedużo, na tle nasyconych agenturą ówczesnych mediów PRL. Przypadek Małgorzaty Niezabitowskiej sprawił, że problem lustracji środowiska dziennikarskiego staje się znów gorący. „Nowak” nie działał samSpektakularny przypadek Małgorzaty Niezabitowskiej, która według odtajnionych przez IPN akt, była tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, ściągnął uwagę mediów na Tygodnik Solidarność oraz ekipę rządową Tadeusza Mazowieckiego. W dużej mierze stało się to za sprawą samej zainteresowanej. Niespodziewana „deklaracja przyjaźni” wobec IPN, opowieść o rozmówczyni, która ostrzegła ją przez płot, dezawuowanie na zapas zawartości teczki, której przecież nigdy nie widziała – wszystko to brzmiało dość dziwnie. Część opinii publicznej potraktowała medialną akcję Niezabitowskiej jako typową obronę przez wyprzedzenie, ale niektóre media chętnie dały się wciągnąć w grę pozorów. Tajni współpracownicy: „Nowak”, „Zygmunt”, „Maria”, „Simler”.28 grudnia 2004 w siedzibie Tygodnika Solidarność odbyła się konferencja prasowa zwołana przez obecnego redaktora naczelnego tygodnika Jerzego Kłosińskiego. Wzięła w niej udział grupa dziennikarzy, pracujących w „TS” w 1981 roku. M. in. Teresa Kuczyńska i Mateusz Wyrwich, z działu związkowego, Jolanta Strzelecka, z działu prawnego, Piotr Rachtan, z działu ekonomicznego, oraz ówczesny sekretarz redakcji Krzysztof Wyszkowski. Organizatorzy konferencji zaprosili znacznie więcej osób, w tym Tadeusza Mazowieckiego, pierwszego naczelnego Tysola. Jednak Mazowiecki, który właśnie przebywa w szpitalu, niechętnie odniósł się do tego pomysłu. Warto dodać, że wkrótce potem obietnicę swego udziału w konferencji wycofali ekonomista Waldemar Kuczyński oraz historyk Andrzej Friszke. Red. Krzysztof Wyszkowski, znany opozycjonista i współzałożyciel WZZ, mówił o zawartości udostępnionych mu przez IPN akt tzw. operacyjnego rozpracowania ówczesnej redakcji pisma przez czteroosobowy zespół funkcjonariuszy SB, w składzie Rafał Bańkowski, Stefan Kardaszewski, Robert Grzelak i Artur Woroniecki. Praca tego zespołu, z wydziału IV departamentu III MSW, miała uchronić pismo przed „oddziaływaniem antysocjalistycznym i groźbą wpływu na jego linię polityczną ośrodków dywersyjnych z zagranicy”. Szło też o pozyskanie „odpowiednio szacownego i wytypowanego członka kierownictwa redakcji”, czego jednak – jak oświadczył Wyszkowski – służbom osiągnąć się nie udało. Według częściowo odtajnionych akt, w liczącym około 80 pracowników i współpracowników zespole ówczesnego Tysola, informatorami SB różnych kategorii (jako TW, TWk, kontakty służbowe i operacyjne) zostało 11 osób. Wyszkowski zaznaczył, że oprócz sprawy obiektowej o kryptonimie „Walet” redakcję tygodnika rozpracowywały również inne wydziały MSW, więc liczba agentów, łącznie z prowadzonymi samodzielnie przez wysokich oficerów resortu, mogła sięgać znacznie ponad dziesięć osób. –Nie znaczy to wcale – podkreślał – że Tygodnik Solidarność został jakoś szczególnie spenetrowany. Przeciwnie, agenturę dość niskiego szczebla i głównie spoza kadry dziennikarskiej, pozyskiwano z oporami. Świadczą o tym liczne uwagi prowadzących, w rodzaju „wróg ustroju”, „syn narodowca wrogi wobec ustroju”, „trudny do prowadzenia”. Według Wyszkowskiego, wyjątek stanowił TW „Nowak”, na którego w raportach się nie uskarżano. Natomiast innym przypadkiem był TW „Kieł”, zwerbowany na tzw. materiały kompromitujące i – jak raportowano – „tak zdemoralizowany, że skłonny do współpracy za pieniądze, bez żadnej dodatkowej zachęty”. Intuicja premiera MazowieckiegoDziennikarze pierwszego „TS” nie mieli poczucia, że są inwigilowani. Jolanta Strzelecka podkreśliła fakt skutecznego ukrycia przed SB w stanie wojennym dokumentacji, listów od czytelników i sprzętu. Mateusz Wyrwich mówił, że znaczna część dziennikarzy Tysola pisywała do podziemnej prasy solidarnościowej. Wyszkowski, przypominając sprawę nagminnych podsłuchów telefonicznych czy prowokacji w rodzaju uprowadzenia samolotu do Niemiec przez redakcyjnego gońca, przyznał, że dopiero dziś zaczyna uświadamiać sobie zakres gier operacyjnych prowadzonych przez służby specjalne wokół tygodnika. Próby takiego oddziaływania z zewnątrz dowodzą pośrednio fiaska głębszej infiltracji Tysola. Trzeba pamiętać, że nasycenie agenturą w peerelowskich mediach było bardzo wysokie. Według oceny Wyszkowskiego, współpracownikami lub pracownikami służb specjalnych było ponad 60 proc. aktywnych dziennikarzy. Tygodnik Solidarność stanowił więc raczej wyraźną oazę niezależności i wolności dziennikarskiej. Teresa Kuczyńska, zapytana o ocenę postępowania Niezabitowskiej, wyraziła zdziwienie i żal, że ich dawna koleżanka nie potrafiła przyznać się choćby do podjętej wobec niej przez SB próby werbunku. – Przyjmując funkcję rzecznika w gabinecie Mazowieckiego i nie informując o tym premiera, Małgorzata Niezabitowska naraziła na szwank wiarygodność i pozycję pierwszego niekomunistycznego rządu – mówiła Kuczyńska. Wyszkowski oponował. Jego zdaniem, czyniąc Niezabitowską rzecznikiem swego rządu, Adrzeja Drawicza szefem Radiokomitetu, a Dariusza Fikusa naczelnym dziennika Rzeczpospolita, premier Mazowiecki musiał wiedzieć o ich agenturalnej przeszłości. – Mazowiecki, którego znam od lat, deklarował w ten sposób swoją obliczalność i gotowość do współpracy z komunistami. Chciał pokazać, że nie ma zamiaru demontować socjalizmu, ani wyprowadzać Polski z Układu Warszawskiego – mówił Wyszkowski, w odpowiedzi red. Andrzejowi Kaczyńskiemu z Rzeczpospolitej, który skrytykował go za „snucie hipotez” i „rzucanie podejrzeń”. W dzień później redakcja Rzeczpospolitej wystąpiła w obronie dobrego imienia swego byłego naczelnego. Wicenaczelny Jan Skórzyński zapowiedział na łamach, że gazeta zwróci się do IPN z prośbą o materiały dotyczące red. Fikusa i przeprowadzi własne śledztwo dziennikarskie, zgodnie z wszelkimi regułami sztuki. – Ta sprawa przywołuje znów temat lustracji w środowisku dziennikarskim. W Czechach, gdzie lustrację dziennikarzy przeprowadzono, sytuacja w mediach jest znacznie zdrowsza. Przypadek pani Niezabitowskiej dowodzi, jak bardzo stosowna regulacja prawna byłaby potrzebna i w Polsce. Choćby po to, żebyśmy poznali prawdę o sobie, o naszym środowisku zawodowym – spuentował konferencję red. Kłosiński, naczelny Tygodnika Solidarność. „Nasza Polska” nr 1, z 4 stycznia 2005 czytaj także: „Potyczki o prawdę” |