| publikacje prasowe |
| publicystyka |
| wywiady |
| portrety |
| kultura |
| varia |
| utwory literackie |
| poezja |
| formy dramatyczne |
| utwory dla dzieci |
| galeria fotograficzna |
| góry |
| koty |
| ogrody |
| pejzaże |
| podróże |
kultura
Populista archeologii |
Opalony, niezbyt wysoki, zażywny, w garniturze. Gdyby nie brak krawata w biało-czerwone paski oraz towarzyszący mu młody Azjata z farbowaną czupryną, można by sądzić, że mamy do czynienia z rezolutnym parlamentarzystą Samoobrony. Dwa wykłady Ericha von Dänikena w Polsce Populista archeologiiOkoło ośmiuset osób zdecydowało się na bliskie spotkanie trzeciego stopnia z autorem licznych i tłumaczonych na wiele języków książek z zakresu tzw. archeologii SETI. Polscy czytelnicy von Dänikena i znawcy jego koncepcji to – podobnie zresztą jak wszędzie w świecie – społeczność spoza establishmentu. A więc ludzie z zasady raczej niezamożni. Wprawdzie liczącą 440 miejsc salę stołecznego kina Bajka udało się dwukrotnie niemal zapełnić, ale dla wielu miłośników „kontrowersyjnych teorii kontrowersyjnego Szwajcara” – jak mówi dziś o sobie 68-letni autor blisko trzydziestu książek – 50 złotych mogło się okazać ceną zaporową. Zwłaszcza że o biletach ulgowych, po 30 złotych, można się było dowiedzieć dopiero przy kasie. A zasady udzielania zniżki były raczej uznaniowe niż sformalizowane. – Stosowaliśmy ulgi elastycznie, tak by nikt, komu mimo szczupłości posiadanych środków zależało na spotkaniu z panem Erichem, nie odszedł zawiedziony – powiedział jeden z organizatorów trzydniowego pobytu Dänikena w Warszawie. Pierwotnie spotkania z Dänikenem miały się odbyć w znacznie większej (na 900 osób) sali im. Mickiewicza w Auditorium Maximum, ale na tydzień przed terminem Uniwersytet Warszawski wycofał się ze zgody na wynajęcie sali Pagartowi. Rektor UW prof. Piotr Węgleński podjął taką decyzję, nie chcąc dopuścić do wrażenia, iż to uniwersytet firmuje paranaukowe prelekcje szwajcarskiego archeologa-amatora. Organizatorzy jego pobytu w Polsce mogą tu zresztą mówić o swoistym szczęściu, trudno bowiem przypuścić, by przy dość ograniczonym zainteresowaniu prelekcjami Dänikena udało im się wypełnić szacowną, ale i przestronną kubaturę sali w uniwersyteckim gmachu. Bajka zamiast UniwersytetuSzedłem na spotkanie z zaciekawieniem, ale i obawą, że przyjdzie mi spędzić czas wśród swego rodzaju sekciarzy. Jeśli sieciowa sprzedaż różnych towarów odbywa się dziś niejednokrotnie w atmosferze quasi-religijnego uniesienia, to czego się spodziewać po poszukiwaczach kontaktów z kosmitami. Warto przypomnieć, że SETI to nic innego jak skrót od angielskojęzycznej formuły: Searching of Extra Terrestrial Intelligence (poszukiwania pozaziemskiej inteligencji). Trzeba przyznać, że polskie audytorium Dänikena wyszło z tej konfrontacji obronną ręką. To nie sekciarze, nawet nie typowe „głodne duchy”, ale – przynajmniej wnosząc ze sposobu reagowania i formułowanych po spotkaniu opinii – osoby o nastawieniu poznawczym, zorientowane trochę antysystemowo. Wielu młodych ludzi, często parami, ale również sporo statecznych person i siwiejących głów. Nie, to zdecydowanie nie byli wyznawcy, lecz czytelnicy, hobbyści, amatorzy dziwności. Raczej ludzie ciekawi, pretendujący do przynoszącej chlubę niezależności sądów niż radykalni kontestatorzy. Większość spośród 28 pozycji oficjalnej bibliografii hotelarza i członka PEN Clubu została w Polsce wydana. Niszowe Wydawnictwo Prokop ma w swej ofercie ponad dwadzieścia tytułów. Ale von Dänikena wydaje również Świat Książki–Bertelsmann Media. I to właśnie ten wydawca zaprosił po raz pierwszy swego autora do Polski w kwietniu 1994 roku. A podczas obecnego pobytu patronował zorganizowanej w PAI konferencji prasowej. Dziennikarze nie gęsiWiększość pytań, zadawanych Szwajcarowi przez przedstawicieli mediów, formułowano z lekkiej kontry. Gość, wyczuwając zapewne ironię, zachował daleko idącą powściągliwość. Skrytykował jedynie – to już jego kanon – kairskich egiptologów. Przyznał z żalem, że nie zna słowiańskich legend i mitów, które jednak – w jego przekonaniu – z pewnością mogłyby dostarczyć przekonywających dowodów na rzecz tezy, „iż Polacy nie gęsi, iż swych kosmitów mają”. A raczej mieli, gdyż Däniken jasno się zdeklarował po stronie paleoastronautyki, odcinając się równie stanowczo od współczesnej ufologii. Mówiąc po prostu, jego pasją jest znajdowanie materialnych i kulturowych śladów obecności przybyszów z Kosmosu w czasach paleolitu. Taka jest przynajmniej wersja oficjalna, gdyż podczas kameralnego spotkania z ufologami z Fundacji Nautilus pisarz mówił podobno coś innego. Konferencja prasowa upłynęła w letniej atmosferze i bez rewelacji. Te zostały obiecane dopiero uczestnikom spotkań biletowanych. Młodzieniec o kamiennej twarzy i modnej kolorowej fryzurze okazał się wychowanym od niemowlęctwa w Szwajcarii uchodźcą z jakiegoś azjatyckiego kraju, a nie kosmitą. Däniken zaprzeczył również wszelkim osobistym kontaktom z Obcymi, ale nie wykluczył przejażdżki w kosmos, gdyby Tamci zagwarantowali mu powrót na Ziemię. Natomiast stanowczo odrzucił propozycję zostania weekendowym astronautą (w pojeździe amerykańskim) czy kosmonautą (na statku posowieckim). Powiedział, że nazbyt jednak kocha nasz świat. Nawet twierdzenie o śladach majsterkowania kosmitów przy ludzkim genomie – zapewne w celu uszlachetnienia rasy prymitywnych oszołomów, ignorantów oraz plemiennych szowinistów epoki kamiennej – nie wzbudziło większej reakcji dziennikarzy. A przecież spostrzeżenie, że z rozwojem stanu współczesnej wiedzy ewoluują też misterne, ufologiczne, czy szerzej: ezoteryczne wykładnie rzeczywistości, zasługuje chyba na baczniejszą uwagę. Hipotezy wychowanka jezuitów„Urodzony 14 kwietnia 1935 roku w Zofingen, w Szwajcarii, Erich von Däniken uczęszczał do Kolegium św. Michała we Fryburgu, gdzie już jako student wypełniał swój czas lekturą starożytnych pism świętych. Będąc dyrektorem naczelnym szwajcarskiego, pięciogwiazdkowego hotelu napisał swoją pierwszą książkę zatytułowaną „Rydwany bogów” (tyt. oryg. „Chariots of the Gods”), która natychmiast stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i 38 innych krajach. (...) Od 1960 roku jest żonaty z Elisabeth Skaja. Mają córkę Cornelię (urodzoną w 1963) oraz dwoje wnucząt. Däniken z zamiłowania jest także szefem kuchni i miłośnikiem win Bordeaux. (...) Jego książki, przetłumaczone na 28 języków, zostały sprzedane w nakładzie 56 milionów egzemplarzy na całym świecie” – czytamy w biografii eksponowanej na oficjalnej stronie internetowej Dänikena. Kwerenda w katalogu Szwajcarskiej Biblioteki Narodowej w Bernie potwierdza, że 414 pozycji w zasobach tego księgozbioru stanowią oryginalne wydania (najczęściej w języku angielskim, choć kilka tytułów wyszło pierwotnie po niemiecku) oraz liczne przekłady Dänikenowskich opowieści. Tłumaczono go, co zrozumiałe na wszystkie podstawowe języki europejskie, w tym na skandynawskie i słowiańskie, ale także na turecki, japoński czy perski. Dänikenowi trudno byłoby narzekać, że jest – jak to ujmowano w ezopowych czasach PRL – „pisarzem źle obecnym”. Można raczej, niewiele ryzykując, postawić tezę, że obok zegarków i nieco już zapomnianego sera szwajcarskiego dawny uczeń jezuickiego kolegium jest jednym z lepszych produktów eksportowych rodzinnej Helwecji. „Wspomnienia z przeszłości”, „Śladami wszechmogących”, „Kosmiczne miasta w epoce kamiennej”, „Dzień, w którym przybyli bogowie”, „Szok po przybyciu bogów”, „Siejba i Kosmos”, „Strategia bogów”, „Wszyscy jesteśmy dziećmi bogów”, „Scheda po bogach”, „Odyseja bogów”, „Powrót bogów”, „Bogowie byli astronautami”. Już same tytuły książek szwajcarskiego popularyzatora archeologicznych sensacji – przywołuję tytuły polskich przekładów, niejednokrotnie odmienne od tytułów wydań oryginalnych – stanowią lapidarny wykład dänikenowskiego przesłania. Są to w istocie nieco monotonne powtórzenia wciąż tej samej tezy, wcale nie udowodnionej, ale za to coraz jaskrawiej formułowanej przez autora oraz jego naśladowców, rosnących w siłę w czasach ofensywy New Age’u. Niewątpliwie Däniken bardziej niż potomkiem boskich astronautów jest jednak dzieckiem swoich czasów. Przed 3 laty w artykule „O humanistach i fizykach” (Wiedza i Życie, nr 2/2000) wskazano na ogólnokulturowe mechanizmy promocji dänikenizmu. Autor artykułu Paweł Łuków zauważył bowiem, że „jeśli modelowym humanistą jest Jacques Derrida, to wzorcowym przyrodnikiem powinien zostać Erich von Däniken. Jak dla wielu filozofów Derrida wykracza poza filozofię w dziedzinę krytyki literackiej, tak dla sporej części naukowców Däniken jest autorem opowieści fantastycznych. Nie osądzając prac tych autorów, można powiedzieć, że żaden z nich nie respektuje pewnych norm odpowiednich rzemiosł. Derrida nie argumentuje i nie przekonuje, lecz śledzi myśli i słowa. Däniken nie przestrzega wymogów metodologii postępowania naukowego, traktując domysły jak fakty, a sugestie jak dowody”. I to jest chyba klucz do rozwiązania obu zagadek. „Mocne”, bo daleko idące hipotezy Dänikena są oparte na wątłych poszlakach, toteż nie wytrzymałyby krzyżowego ognia pytań przed żadnym trybunałem niezawisłych uczonych. To tłumaczy nie tylko dystans, jaki wobec znanego przecież w świecie pisarza, przejawili rektor i profesura Uniwersytetu Warszawskiego, ale również podatność na dänikenowską strawę u wszelkich głodnych duchów, niechętnych poznawczemu wysiłkowi, lecz oczekujących „dostawy” lekkich, łatwych i przyjemnych cudowności z tego, a zwłaszcza nie z tego świata. Ot, taka współczesna, metropolitalna odmiana kultu cargo. Zrzutka na Park TajemnicPodczas swych prelekcji – nie inaczej było w Warszawie – zręcznie posługując się sugestią i perswazją, Däniken agituje po prostu na rzecz swoich rewelacyjnych odkryć oraz teorii, rzekomo niewygodnych zarówno dla oficjalnej nauki, jak i dla trzech wielkich religii monoteistycznych. Wystarczy jednak porównać jakąkolwiek rzetelną próbę naukowej interpretacji rysunków na płaskowyżu Nazca czy płaskorzeźby z sarkofagu w Palenque, żeby poczuć poznawczą niewystarczalność, a może lepiej: bezsilność konceptów Dänikena. Niestety, Szwajcar odrzuca postulat Ockhama, aby nie wyjaśniać badanych zjawisk przez postulowanie istnienia bytów jeszcze bardziej tajemniczych od tych, które próbujemy zinterpretować. Mniejsza już o to, że spotkanie w kinie Bajka swą formą przypominało raczej nauczanie jakiegoś amerykańskiego pastora niż wystąpienie choćby i ekscentrycznego naukowca. Gorzej, że słuchacze poczuli się nieco wykorzystani. Żadnych rewelacji nie było. Krótki filmik nakręcony w piramidzie Cheopsa przez mini-robota, którego skonstruował Rudolf Gantenbrink, ma już 10 lat. – Raport japońskich badaczy, którzy prześwietlali całą piramidę, został zaraz po sporządzeniu ściśle utajniony. Ale ja go oczywiście mam – oznajmił z dumą szwajcarski paleoarcheolog. Ukłonił się, dziękując za oklaski i tyle go było! – Wszystko znałam z książek, właściwie całą ikonografię również. Myślałam, że będzie można chociaż zadać jakieś pytania, podyskutować. 50 złotych za obejrzenie autora na żywo, a nawet za szansę uzyskania autografu, to stanowczo za dużo – powiedziała jedna z zawiedzionych uczestniczek spotkania. Däniken mieszkał w Novotelu, czyli dawnym Hotelu Forum, koło Rotundy. Jego honorarium za występy w Polsce wyniosło 20 tys. PLN. Taka jest obecnie stała stawka. Podobno pisarz zbiera pieniądze na „Park tajemnic świata”, który już wkrótce ma zostać otwarty w szwajcarskim Interlaken. Oparte na wątłych przesłankach, zbyt daleko idące hipotezy Dänikena nie wytrzymują procedur naukowej weryfikacji „Tygodnik Solidarność” nr 16, z 18 kwietnia 2003 |