publikacje prasowe |
publicystyka |
wywiady |
portrety |
kultura |
varia |
utwory literackie |
poezja |
formy dramatyczne |
utwory dla dzieci |
galeria fotograficzna |
góry |
koty |
ogrody |
pejzaże |
podróże |
4 lipca 2015 Kto i dlaczego sekularyzuje Amerykę?Niedawną decyzję Sądu Najwyższego USA o rozszerzeniu na cały kraj prawa, które dotąd jedynie w części stanów pozwalało na legalizację związków jednopłciowych Dennis Prager nazwał oficjalnym końcem judeochrześcijańskiej Ameryki. Czy znany żydowski komentator ma rację?
Pochodzący z ortodoksyjnej rodziny Prager, który jako dorosły człowiek ortodoksję porzucił, ale kultywuje wiele żydowskich tradycji, to konserwatysta, człowiek mediów i autor książek, na przełomie lat 70. i 80. kierujący Instytutem Brandeisa, gdzie wychował grupę swych kontynuatorów. W Polsce znany wcześniej głównie chyba dzięki dawnej „Frondzie” (z czasów Grzegorza Górnego), która drukowała jego erudycyjne eseje o rodzinie, seksualności i pozycji kobiety w dawnych społecznościach. Nie jest żadną tajemnicą, że Prager znaczącą, jeśli nie główną rolę w tworzeniu monogamicznej rodziny przypisywał starożytnej kulturze i tradycji żydowskiej, co pozostaje jednak w pewnej sprzeczności z praktykowaniem (z aprobatą religijną) przez wyznawców judaizmu, wielożeństwa jeszcze do XIII-XIV wieku. Tego się specjalnie nie reklamuje, ale ani Biblia hebrajska ani Talmud wielożeństwa nie wykluczają, co zresztą potwierdzał w dyskusjach Paweł Jędrzejewski z Forum Żydów Polskich. W szkicu drukowanym przed laty we „Frondzie” Dennis Prager potrafił otwarcie przyznawać, że wśród czołowych aktywistów tzw. środowisk pro-choice, które optują za dopuszczalnością oraz powszechnością w USA aborcji, w tym aborcji na życzenie, znajdują się często osoby pochodzenia żydowskiego. A jak to wygląda dzisiaj po budzącej poważne wątpliwości prawno-proceduralne decyzji SN w Stanach Zjednoczonych? W swoistym manifeście-przestrodze Dennisa Pragera, zatytułowanym „Oficjalny koniec judeochrześcijańskiej Ameryki”, jest wiele racji, ale i trochę pominięć oraz nieprecyzyjnych określeń, które mogą utrudnić postawienie rzetelnej diagnozy. Dlaczego – pyta autor – zaczynamy kwestionować tradycyjne zakorzenione w Biblii i przez wieki obowiązujące normy, zobiektywizowane przecież i opatrzone Bożą, czyli ponadludzką sankcją? Dlaczego odrzucamy te normy i zdajemy się na własne indywidualne wyczucie? Dlaczego ponad sprawdzone zakazy i nakazy przedkładamy subiektywne opinie moralne? Odpowiedzialnością za odrzucenie tradycyjnej aksjologii oraz kontestację opartej na niej moralności obarcza Prager sekularyzację, z właściwym dla tego procesu przedkładaniem sfery uczuciowości ponad względy racjonalne, rozumowe. Rozum przegrywa dziś z sercem? Owszem, publicystycznie to nawet dość efektowne, ale dlaczego analizę obecnego stanu rzeczy w USA zaczynać od wywiadu ze szwedzką studentką, która przed laty pytana o Boga i wiarę zdecydowanie wyrzekła się takiego życiowego drogowskazu, zadeklarowała natomiast, że rozróżnienie między dobrem a złem opiera na głosie swego serca. Pewnie, że coś w tym jest, ale szwedzka studentka sama już była ofiarą długotrwałego i przemyślnego eksperymentu społecznego, więc w tym przypadku Prager (może mimowolnie) wskazuje na skutek jako na przyczynę. Z moich obserwacji wynika, że wojny z etyką normatywną i rugowanie ocen jako dyrektywa metodologiczna w naukach społecznych sporo wyprzedziły new age'ową inwazję irracjonalizmu oraz bezkrytyczną dominację czynnika uczuciowego. Znacznie wcześniej zaczęto zacierać granicę między normą a dewiacją w psychologii, zdecydowanie odradzano młodym oceniać i porównywać, bo to takie 'niehumanitarne' i 'dyskryminujące'. Dopiero później pojawiły się te wszystkie taniutkie poznawczo rewelacje o inteligencji emocjonalnej, powszechnie nakazywana asertywność, t-shirty z hasełkami „I [serce] NYC”... Dlatego sądzę, że więcej dałoby się wywnioskować z analizy głosów składu sędziowskiego, łącznie z próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego wszyscy sędziowie nominowani przez prezydentów z partii demokratycznej konsekwentnie głosowali za udzieleniem praw małżeńskich osobom ze związków jednopłciowych, natomiast jeden z nominatów samego Ronalda Reagana, wydawałoby się, kwintesencji republikanizmu, przeszedł na stronę przeciwną. Mowa o sędzim Anthonym Kennedym, który zresztą tę fatalną i budzącą poważne zastrzeżenia prawno-proceduralne decyzję osobiście przedstawiał. Warto tutaj przytoczyć głos odrębny innego z sędziów, Antonina Scalii, który werdykt postępowej sędziowskiej piątki nazwał swoistym puczem prawnym. I orzekł, że decyzja nadająca regulacjom prawnym obowiązującym tylko w części stanów status prawa federalnego jest większym zagrożeniem dla demokracji niż sama legalizacja związków monopłciowych jako takich. Tezę, że w przypadku tego orzeczenia skład orzekający wykroczył poza przysługujące mu prerogatywy, zawarł też w swoim głosie odrębnym prezes SN John G. Roberts. Po decyzji, jawnie wylobbowanej przez potężne firmy i banki, którymi kierują (lub wręcz je posiadają) osoby pochodzenia żydowskiego, Denis Prager głośno ubolewa nad faktem, że Stany Zjednoczone tracą jakoby swój judeochrześcijański korzeń. Najżyczliwiej ujmując, takie stwierdzenie pozostaje co najmniej terminologiczną niezręcznością, bo współcześnie coś takiego jak wartości judeochrześcijańskie po prostu nie istnieje. W dodatku, jeszcze prawie do połowy XX stulecia istotne sfery, funkcje i urzędy amerykańskiego życia publicznego były dostępne praktycznie tylko dla WASP-ów. I środowiska żydowskie głośno przecież krytykowały ten fakt, jako przejaw dyskryminacji. Wtedy jednak etyki opartej na Biblii nikt oficjalnie nie kwestionował, choć oczywiście z przestrzeganiem Dekalogu było tak jak zawsze w ludzkich dziejach. Ale przecież właśnie dlatego, że ludzie łamią nakazy i zakazy – normy moralne są potrzebne, jako wskazówki pozwalające odróżnić dobro od zła. I to jeszcze przed katastrofą, czyli przed popełnieniem nagannego czynu. Poważnym uderzeniem w struktury moralne życia zbiorowego w Stanach Zjednoczonych okazała się kontrkulturowa rewolucja obyczajowa z lat 60. zeszłego wieku. Wtedy wszystko ostro ruszyło z miejsca. A jednym z heroldów ‘postępu’ pojętego jako przyzwolenie na pornografię, rozwiązły styl życia czy narkotyki stało się Hollywood. Dlatego zamiast wspominać szwedzką studentkę sprzed lat, Dennis Prager powinien raczej badać motywy, które skłoniły sędzię Ruth Bader Ginsburg (nominowaną przez Clintona) oraz sędzię Elenę Kagan (nominowaną przez Obamę) do opowiedzenia się przeciwko wartościom, które – jak podkreśla – są dla niego tak drogie.
Salon24_blog Waldemara Żyszkiewicza czytaj także: „Komu pomoże Joe Lieberman” |