strona główna arrow publicystyka arrow depeerelizacja arrow IPN - projekt Solidarności

Czy dekonstrukcja Instytutu Pamięci Narodowej, zaraz po doprowadzeniu do upadłości przemysłu stoczniowego, wyznaczy symboliczny kres solidarnościowej rewolucji?

IPN – projekt Solidarności

800 pozycji książkowych, z czego 150 wydanych w minionym roku, dziesiątki przygotowanych wystaw, setki spotkań i prelekcji popularyzatorskich, tzw. teki z materiałami edukacyjnymi dla szkół, seria portali tematycznych poświęconych ważnym wydarzeniom z czasów drugiej wojny światowej, polskim stratom wojennym, Solidarności, stanowi wojennemu, kulturze niezależnej…

Do tego trzeba dodać: działania pionu śledczego i biura lustracyjnego, pracę związaną z udostępnianiem zasobów poesbeckiego archiwum osobom pokrzywdzonym, a także naukowcom i dziennikarzom. Nawet pobieżna wiedza o dokonaniach Instytutu Pamięci Narodowej, nie pozostawia wątpliwości, że to jedno z bardziej udanych przedsięwzięć w Polsce po odzyskaniu niepodległości. Dlaczego więc wobec ogromu naprawdę realnych i palących problemów, politycy Platformy wzięli się właśnie teraz
za ”poprawianie” instytutu?


Trudno przecenić edukacyjną rolę Instytutu Pamięci Narodowej

Czy IPN jest instytucją PiS-owską?

Poseł Rafał Grupiński, który po odejściu z kancelarii premiera jesienią 2009
objął funkcję wiceprzewodniczącego parlamentarnego klubu Platformy Obywatelskiej, oświadczył w grudniu, że IPN przespał rok ważnych rocznic. Z kolei, poseł-sprawozdawca nowelizowanej ustawy o IPN Arkadiusz Rybicki bezceremonialnie zarzucił instytutowi, że jest instytucją PiS-owską.

– Nie rozumiem tego zarzutu, bo nie rozumiem kategorii PiS-owskości. W mojej ocenie, IPN jako instytucja działa bezstronnie – mówi „Tygodnikowi Solidarność” poseł Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin. – Oczywiście, kierownictwu IPN, podejmującemu ogromną liczbę decyzji, zdarzały się też decyzje błędne lub budzące kontrowersje. Jednak dorobek naukowy tych czterech lat prezesury Janusza Kurtyki jest wręcz gigantyczny, toteż uważam instytut za jedną z cenniejszych instytucji, spośród tych, jakie udało nam się zbudować po roku 1989.

Skąd zatem obecna niechęć do prezesa Kurtyki, który był kandydatem wysuniętym przez klub Platformy? Przecież to braci Kaczyńskich trzeba było
namawiać wówczas do zaakceptowania jego osoby.

– Owszem, kandydaturę obecnego prezesa wysunął Jan Maria Rokita,
ale faktem jest też, że jeszcze w ubiegłej kadencji sejmu w klubie PO pojawiły się wobec Kurtyki zastrzeżenia. Natomiast czarę goryczy przelała książka dotycząca Lecha Wałęsy – wyjaśnia poseł Gowin. – W ocenie wielu polityków Platformy, działania IPN
w 2009 roku, zamiast wspierać politykę historyczną państwa, zamiast budować pozycję Polski na arenie międzynarodowej, pokazywały raczej mroczną stronę naszej historii najnowszej.

– Czy pan podziela tę ocenę?

– Osobiście nie, ale rozumiem, że np. szybkość, z jaką poseł Mularczyk uzyskał dostęp do akt niektórych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, mogła wywołać dyskusję. Sam podkreślałbym raczej heroiczną pracę, jaką IPN wykonał dla upamiętnienia Solidarności. Myślę, że pełny efekt działań instytutu zobaczymy dopiero teraz, w roku 30. rocznicy powstania tego ruchu – wyjaśnia Jarosław Gowin.

Oskrzydlanie niezależnych instytucji

– W czym miałaby się niby przejawiać PiS-owska linia instytutu? W tym,
że na kilkaset wydanych pozycji znalazła się również książka Cenckiewicza i Gontarczyka z krytycznymi uwagami pod adresem Lecha Wałęsy? – zastanawia się historyk Wojciech Roszkowski, były eurodeputowany. – Sądzę, że ataki na Kurtykę to element szerszej strategii. Podobnie przecież atakowany był szef NBP, dziennik „Rzeczpospolita”
czy I program telewizji publicznej.

Zdaniem prof. Roszkowskiego, wszystko, co nie pozostaje pod pełną kontrolą polityków Platformy, spotyka się z zarzutami o sprzyjanie PiS-owi, a tym samym
o wrogość wobec Platformy. – Zapał szukania przeciwników rządu w każdej instytucji chcącej zachować swą wewnątrzsterowność może trochę niepokoić, bo wzajemne równoważenie się i niezależność instytucji jest w demokratycznym państwie stanem pożądanym – uważa Roszkowski.

Podobnie obecną trudną pozycję instytutu widzi poseł Gowin.

– Nieszczęściem IPN stało się to, że został wplątany w wir wzajemnej walki między PiS-em a Platformą – przyznaje Gowin. – Może i kierownictwu IPN zabrakło niekiedy trochę potrzebnej zręczności politycznej, ale tak mocna partyjna identyfikacja instytutu pozostaje jednak raczej problemem polityków…

Lepsze jest wrogiem dobrego

– Politycy, którzy kiedyś swymi decyzjami IPN stworzyli, dzisiaj mu przeszkadzają – mówi dr Andrzej Grajewski, politolog, były członek Kolegium IPN. – Do tej pory podczas trwania kadencji prezes był praktycznie nieusuwalny, co osobie kierującej pracą instytutu zapewniało niezależność i swobodę działania, czynniki niezbędne zważywszy na drażliwość materii lustracyjnej. Osłabienie pozycji prezesa, a takie będą główne skutki nowelizacji ustawy, uczyni go zakładnikiem polityków i poważnie utrudni realizację zadań, z których w mojej ocenie instytut wywiązuje się należycie.

Z kolei poseł Gowin nie wyklucza, że zaproponowany sposób wyboru oraz uszczuplenie kompetencji prezesa instytutu, mogą uzależnić go również od korporacji historyków ze środowisk akademickich, chyba że uda się zawrzeć w tekście ustawy jakieś dodatkowe zabezpieczenia.

Według dr. Grajewskiego, poważnym błędem przygotowywanej nowelizacji
jest próba uczynienia Rady IPN – zamiast kolegium ma być teraz rada – ciałem współodpowiedzialnym za część decyzji instytutu. – Nie wolno mieszać funkcji wykonawczych z nadzorem: albo się decyzje podejmuje, albo je ocenia – przypomina Grajewski. – Ale najgorsze w nowym projekcie jest chyba to, że skład Rady IPN będą wybierać elektorzy powoływani ze środowisk akademickich, i to bez jakichkolwiek procedur sprawdzających.

Co to oznacza? Wiadomo, że wiele środowisk naukowych w naszym kraju jawnie opowiedziało się przeciwko lustracji, wcale nie kryjąc, że z tym, co robi IPN,
nie chce mieć nic wspólnego. Właściwie można by mówić wręcz o buncie sporej części korporacji akademickiej. Toteż formuła „oddania IPN w ręce naukowców” wydaje się głęboko chybiona, bo trudno wykluczyć, że o kształcie rady będą decydować także osoby uwikłane w PRL we współpracę z organami bezpieczeństwa.

Idea szerszego otwarcia archiwów i uproszczenia do nich dostępu, nie budzi większych zastrzeżeń. Krótkie terminy udostępniania, odejście od anonimizacji dokumentów (czyli zamazywania nazwisk donosicieli) – to z pewnością kroki w dobrym kierunku. Wątpliwości budzi jednak zapis, który umożliwia byłym funkcjonariuszom
oraz tajnym współpracownikom służb dostęp do dokumentów nie tylko na swój temat, ale również wytworzonych przez siebie lub przy swoim udziale. Mówiąc krótko, peerelowscy TW otrzymają dostęp do swoich dawnych donosów.

– Z ciężkim sercem przyjąłem to rozwiązanie, ale ze względu na uwarunkowania prawne nie ma innego wyjścia – mówi Gowin. – W tej kwestii przygotowany przez Platformę projekt wykonuje po prostu decyzję Trybunału Konstytucyjnego.

Lex Kurtyka? To zły pomysł

– Wygląda na to, że politycy Platformy za nic nie chcą dopuścić, aby Janusz Kurtyka został ponownie wybrany na funkcję prezesa instytutu. I stąd całe to zamieszanie, stąd pośpieszna próba zmiany ustawy o IPN – uważa dr Grajewski. – Ale pisanie prawa pod człowieka, w tym przypadku może raczej przeciwko konkretnemu człowiekowi, to nie są dobre praktyki legislacyjne.

Gdyby obecny prezes, którego kadencja upływa z grudniu br., wystartował
w konkursie, to przy obecnym składzie kolegium miałby pewnie spore szanse, ale jego kandydatura i tak przepadłaby w parlamencie, więc może lepiej pozostawić sprawy
ich naturalnemu biegowi?

– Kurtyka będzie kierował instytutem do końca swej kadencji – zapewnia Gowin, ale przyznaje, że spodziewa się jednak zmiany na tym stanowisku.

Poseł PO ma nadzieję, że w toku prac nad ustawą uda się usunąć mankamenty, które utrudniałyby mu poparcie projektu nowelizacji w głosowaniu. Decyzję, czy głosować za zmianą ustawy podejmie po konsultacjach z historykami, którzy współpracują z IPN.

Zasługi Kurtyki dla zdynamizowania działalności IPN są oczywiste. Paradoksalnie, najlepszą pochwałę wystawiają mu ci wszyscy, którzy marzą o jak najszybszej zmianie
w gabinecie prezesa przy Towarowej. Czy za cokolwiek obcesową podmianę kierownictwa instytutu przyjdzie zapłacić Platformie jakąś utratą poparcia?

– Nie przypuszczam, by doszło do tego, bo opinia publiczna w Polsce jest bardzo urobiona przeciwko IPN. Zainteresowanym udało się wytworzyć atmosferę
pod hasłem „zostawmy już teczki” oraz „dość polowań na czarownice”, więc sądzę,
że krzywda wyrządzona instytutowi, ale również i nam wszystkim przejdzie
bez należytego echa – tłumaczy profesor Roszkowski.

Antylustratorzy z naukowym cenzusem

– Obserwuję dziś próby zamarkowania neutralności politycznej w środowisku historyków czy szerzej intelektualistów – mówi Roszkowski. – Ale to obraz całkiem nieprawdziwy, bo i tutaj walka na wzajemne zarzuty czy epitety rozgrywa się
z podobną intensywnością jak wśród polityków. Dowiodła tego choćby próba przeprowadzenia lustracji w środowiskach akademickich przed trzema laty.

Zajadłość, z jaką atakowano wówczas zwolenników lustracji, niewybredna, nieraz wręcz koszarowa stylistyka, pozbawione elementarnej logiki argumenty wystawiają uniwersyteckim antylustratorom jak najgorsze świadectwo. Dlatego niełatwo uwierzyć, że dzięki nowej procedurze do Rady IPN trafią lepsi historycy
niż np. profesorowie Paczkowski czy Chojnowski?

– Znam posła Rybickiego z czasów, gdy obaj działaliśmy w Ruchu Młodej Polski. Szanuję go, ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego nazywa IPN instytucją PiS-owską – zastanawia się Grajewski. – Przecież instytut pozostaje wyłącznym dziełem Solidarności. Nie ma innej siły politycznej w kraju, która mogłaby sobie rościć jakieś prawa do współautorstwa.

Projekt instytucji, która wyjmie archiwa z rąk służb specjalnych, otworzy je, przeprowadzi proces lustracji, wreszcie upowszechni wśród młodych prawdę o tamtym, złym czasie nakreślił Janusz Pałubicki. A politycznej realizacji pomysłu, wzorowanego
na rozwiązaniach z Czech i Niemiec, podjął się Marian Krzaklewski, stojący wówczas
na czele Akcji Wyborczej Solidarność. Przy budowaniu większości parlamentarnej niezbędnej dla wyboru prezesa zasłużyła się również marszałek senatu Alicja Grześkowiak. Środki finansowe dla powoływanego instytutu zapewnił, mimo krótkiej budżetowej kołdry, premier Jerzy Buzek.

Czy ważnego dorobku Solidarności nie zniweczy teraz eksperyment nadaktywnych polityków Platformy?

„Tygodnik Solidarność” nr 6, z 5 lutego 2010


czytaj także: „IPN w remoncie”